sobota, 19 października 2013

Księga II Rozdział XIII

Rozdział XIII



           Uchyliła delikatnie powieki i skrzywiła się lekko. Wraz z nastaniem nowego dnia, wszystkie dręczące ją myśli powróciły ze zdwojoną siłą. Od jej rozmowy z Castielem minął już prawie miesiąc, a ona ciągle nie mogła pogodzić się z tym, co powiedział jej anioł. Nadal nie powiedziała też o niczym Winchesterom i Singerowi, chociaż była pewna, że łowcy zauważyli jak dziwnie zachowywała się wciągu ostatnich kilku tygodni. Ciągle słyszała w swojej głowie słowa Castiela, które tak bardzo zmieniły jej życie. 

           - Dobrze, powiem ci. Pewnie i tak byś się wkrótce dowiedziała, więc nie będę dłużej przed tobą tego ukrywać. Bo widzisz Alysson, chodzi o to, że istnieje pewna przepowiednia, doskonale znana wśród demonów i aniołów, która mówi, że tylko owoc zakazanej miłości zbuntowanego sługi Bożego i zwykłego śmiertelnika ma moc panowania nad demonami i całym Piekłem. Tylko ten zapowiadany potomek ma prawo zostać Królem bądź Królową Podziemi i wszystko wskazuje na to, że to właśnie TY nim jesteś. Masz w sobie naprawdę potężną moc, a jako że jesteś też w części człowiekiem posiadasz również wolną wolę i pewne słabości, jak na przykład przywiązywanie się do ludzi lub po prostu zwykłą, ludzką żądze władzy, więc możesz wykorzystywać swoje zdolności nie tylko do dobrych celów. Podejrzewam, że demony mają jakiegoś asa w rękawie, którym chcąc przekonać cię abyś nad nimi panowała i poprowadziła ich do wojny z aniołami i ludźmi. Oczywiście nadal jest wielu popleczników Lucyfera, którzy nigdy nie uznają twojej władzy i będą próbowali cię zabić.
- Więc niektóre demony chcą się mnie pozbyć? I TY też chcesz się mnie pozbyć? – Zapytała z naciskiem.
- Nie mogę pozwolić na to żebyś została Królową Piekieł. Wszyscy bylibyśmy wtedy zgubieni – odparł Cass, takim tonem, jakby było to oczywiste.
- Więc dlatego pozwoliłeś żeby Alastair mnie zabił, a Crowley torturował? Bo jestem zagrożeniem, którego trzeba się pozbyć?
- Nie znasz potęgi swojej mocy Alysson. Jest o wiele większa niż ci się wydaje i to ona stanowi niebezpieczeństwo, a nie ty. Na razie jej znaczna część jest uśpiona, ale kiedy się w tobie przebudzi, nawet ty nie będziesz w stanie jej kontrolować…

           Z rozmyślań wyrwał ją Dean, który właśnie wszedł do pokoju.
- Wstawaj, Śpiąca Królewno. Już prawie dziesiąta – usłyszała głos mężczyzny tuż nad swoim uchem i poczuła ciepłe muśnięcie ust na policzku. Uśmiechnęła się delikatnie i otworzyła zaspane oczy.
- Dobra, już wstaję – powiedziała słabym głosem, starając się odrzucić napływające do głowy myśli o przepowiedni i wstała powoli z łóżka. Nagle uderzyła ją dziwna fala gorąca i gdyby nie oparła się o szafkę stojącą przy łóżku, z pewnością upadłaby na ziemię.
- Alysson, wszystko w porządku? – Zapytał z troską Dean i podszedł do niej, jednak dziewczyna odepchnęła go delikatnie i chwiejnym krokiem pobiegła do łazienki. Pochyliła się nad toaletą i zwymiotowała. Przestraszona tym, co się z nią działo, starała się brać głębokie oddechy, aby zapanować nad swoim organizmem.
- Spokojnie, jestem przy tobie – uspokajał ją Dean, chociaż sam był lekko zaniepokojony tą sytuacją. Alysson spuściła wodę i z pomocą Winchestera wstała z podłogi.
- Nic mi nie jest, naprawdę – powiedziała drżącym głosem i podeszła do umywalki. Odkręciła kran, przemyła twarz zimną wodą i wypłukała usta. – To muszą być jakieś skutki uboczne odzyskania łaski.
- Jesteś pewna, że nic ci nie jest? – Zapytał zatroskany Dean i założył jej za ucho kosmyk włosów.
- Tak, już mi lepiej. Idź na dół, ja tylko się przebiorę i zaraz tam przyjdę – rzekła, głęboko się nad czymś zastanawiając. Winchester pokiwał głową i wyszedł z pokoju. Gdy tylko drzwi się za nim zatrzasnęły, Alysson podeszła do szafki, stającej przy łóżku i wyciągnęła z szuflady mały kalendarzyk. Pospiesznie zaczęła liczyć dni. Czternaście… Dwadzieścia osiem… Trzydzieści trzy… Czterdzieści pięć…
- To niemożliwe… - wyszeptała i zaczęła liczyć od nowa, tak dla pewności. Znów doliczyła się czterdziestu pięciu dni. Wszystko się zgadzało; w niczym się nie pomyliła.

           Zeszła do kuchni, starając się nie wyglądać na zdenerwowaną i nalała sobie szklankę wody. Kiedy Dean popatrzył na nią z troską w oczach, uśmiechnęła się do niego uspokajająco i upiła spory łyk zimnej cieczy. Wciąż odczuwała dziwne uczucie gorąca, jednak tym razem nie było ono spowodowane mdłościami, lecz świadomością, co tak naprawdę może się z nią dziać.
- Nie mam już kompletnie żadnego pomysłu, gdzie jeszcze możemy szukać – powiedział zrezygnowany Bobby i z trzaskiem zamknął jedną ze swoich wiekowych książek.
- Już dawno mówiłem, że trzeba wezwać Crowley’a – mruknął Dean, dopijając kawę.
- I myślisz, że jak go ładnie poprosimy to tak po prostu odda mi duszę? – Prychnął pod nosem młodszy Winchester.
- Sam ma rację. Crowley odda mu duszę, jeśli pomożemy mu otworzyć Czyściec, a tego przecież nie możemy zrobić – powiedziała Alysson i chrząknęła cicho, lekko spięta. Ciągle miała przed oczami wypisane w kalendarzu daty.

           Otworzyła lodówkę i wywróciła oczami, na widok pustych półek.
- Pójdę do sklepu kupić coś do jedzenia. – Zamknęła drzwiczki i wyprostowała się. – Macie jakieś życzenia?
- Kup cokolwiek byle nie Fast Food – odparł Sam, na co Alysson uśmiechnęła się delikatnie. Doskonale go rozumiała; jako, że ciągle byli w drodze, musieli zadowalać się często tanim jedzeniem z barów szybkiej obsługi, czego powoli mieli już dość. A teraz, kiedy mogło się okazać, że jest w ciąży, Alysson postanowiła, że musi zacząć dbać o siebie i przede wszystkim zmienić dietę, żeby nie zaszkodzić dziecku.
- Pójdę z tobą – zaproponował Dean, podnosząc się z kuchennego krzesła.
- Nie musisz. Poradzę sobie sama – rzuciła przez ramię i zakładając na siebie skórzaną kurtkę, wyszła z domu Bobbiego.

~*~

           - Gratuluję, jest pani w pierwszym miesiącu ciąży – powiedziała z uśmiechem kobieta w białym kitlu, siadając za biurkiem.
- Jest pani tego pewna? – Zapytała Alysson i przełknęła głośno ślinę. Do końca łudziła się, że to jakaś okropna pomyłka, chociaż tak naprawdę w głębi duszy od początku czuła, że to prawda. Chyba po prostu bała się dopuścić do siebie myśl, że niedługo będzie matką.
- Oczywiście, że jestem pewna. Tutaj są wyniki badań – lekarka podała jej beżową kopertę i mówiła coś dalej, jednak Alysson jej nie słuchała. Wpatrywała się tylko niewidzącym wzrokiem w wyniki USG i zastanawiała się jak powiedzieć o tym wszystkim Deanowi.

           Weszła do pustego salonu Singera i położyła zakupy na zniszczonej kanapie. Wzięła do ręki beżową kopertę i schowała ją między dwa zakurzone albumy – miejsce, gdzie ani Bobby ani Winchesterowie nie zaglądali już od lat.
- Już jestem! – Zawołała, jednak odpowiedziała jej cisza. –Dean? Bobby?
Sprawdziła w kuchni i we wszystkich pomieszczeniach na górze, lecz nie znalazła tam żywej duszy. Zeszła do piwnicy i otworzyła masywne drzwi schronu, którego Bobby używał do przetrzymywania demonów.
- Co ty tutaj robisz, Dean? Gdzie Sam i Bobby? – Zapytała podchodząc do niego. Starszy Winchester wsypywał właśnie do glinianej miski jakieś zioła.
- Pojechali do Pameli. Uważają, że ona jest naszą ostatnią deską ratunku – odpowiedział, nie przerywając wykonywanej czynności. Alysson ze zdziwieniem popatrzyła na leżące na stole przedmioty. Od razu zauważyła kilka rzeczy niezbędnych do przywoływania demonów.
- Dean, tylko nie mów mi, że chcesz wezwać Crowley’a? – Zapytała z prośbą w głosie, a kiedy mężczyzna jej nie odpowiedział, złapała go za rękę. – Nie możesz tego zrobić.
- Ten dupek ma duszę mojego brata i chce otworzyć Czyściec, wypuszczając całe to cholerstwo na Ziemię! Nie mam wyboru, Alysson – rzekł, zapalając zapałkę.
- Dobrze, ale najpierw ze mną porozmawiaj. Muszę powiedzieć ci o czymś bardzo ważnym.
- Nie teraz, Alysson. Najpierw zajmijmy się Crowley’em – powiedział Dean i wrzucił płonącą zapałkę do miski. Cała zawartość glinianego naczynia w jednej chwili zajęła się ogniem.
- Obiecaj mi tylko, że nie uwierzysz we wszystko, co on powie – poprosiła, ściskając jego dłoń.

           Ciszę przerwało ciche chrząknięcie. Łowcy podnieśli głowy i popatrzyli w stronę źródła dźwięku.
- Witam – powiedział ochrypłym głosem Crowley, który pojawił się niezauważony. Chciał zrobić w ich kierunku krok, jednak natrafił na niewidzialną barierę. Uniósł głowę i przewrócił oczami na widok wymalowanej na suficie pułapki na demony. – W czym mogę wam pomóc?
- Oddaj duszę mojemu bratu – powiedział ze złością Dean, na co demon zaśmiał się z ironią.
- Mogę to zrobić, ale pod jednym warunkiem – odpowiedział tajemniczo mężczyzna i popatrzył znacząco na Alysson. – Demony podzieliły się na dwa obozy: zwolenników Lucyfera i moich. Szykują się do wojny, która na pewno odbije się na ludzkości, a zapobiec temu może tylko Królowa Piekieł.
- Królowa? – Powtórzył ze zdziwieniem Dean. Alysson popatrzyła na demona z niemą prośbą i pokręciła dyskretnie głową.
- Ach, już rozumiem – mruknął pod nosem Crowley i z nonszalancją strzepnął z ramion niewidzialny kurz. Zwrócił się do Alysson, najwyraźniej rozbawiony całą tą sytuacją: - O niczym mu nie powiedziałaś, prawda?
- O czym on mówi, Alysson? – Odwrócił się do niej Dean, ignorując demona.
- Już wcześniej chciałam ci o tym powiedzieć, ale jakoś nie miałam okazji, żeby to zrobić, a ty nie chciałeś mnie słuchać – rzekła i oparła się o stół, czując kolejną falę gorąca. Świat zaczął wirować jej przed oczami. Przymknęła oczy, biorąc głębokie i powolne oddechy.
- Twoja dziewczyna jest zapowiadanym anielskim potomkiem, który ma moc rządzenia nad całym Piekłem. To ona jest prawowitą Królową – wyjaśnił za nią Crowley z diabelskim uśmiechem.
- Co?! Alysson to prawda? – Zapytał Dean i chwycił ją za dłonie. Dziewczyna mruknęła coś niewyraźnie pod nosem i osunęła się bezwładnie w jego ramionach.


*******************************************

Wreszcie po dłuższej nieobecności dodaje nowy rozdział. Przepraszam, że dopiero teraz, ale mam straszne urwanie głowy i prawie w ogóle nie mam czasu na pisanie kolejnych rozdziałów. Ale mam nadzieję, że znajdę chociaż kilka chwil na napisanie czegoś wartościowego i następny rozdział ukaże się bez opóźnienia:)