sobota, 27 kwietnia 2013

Księga II Rozdział II

Rozdział II




           Zatrzymała się przed niewielkim domkiem jednorodzinnym. Sprawdziła jeszcze raz adres, który podał jej Bobby i zerknęła na dom po drugiej stronie ulicy. Coś jej tu nie grało. Dość duży dom z zadbanym ogródkiem całkowicie nie pasował do Deana. O pomyłce jednak nie było mowy; Bobby był przekonany, że pod tym adresem obecnie mieszka starszy Winchester. Przeczesała dłonią włosy i oparła głowę o szybę. Wcześniej nie mogła doczekać się spotkania z Deanem, ale teraz, kiedy prawie już do niego doszło sama nie wiedzą, czemu zaczęła mieć obawy. Bała się reakcji Deana; tego, że Bobby miał rację i wciągu tego półtora roku w życiu Winchestera naprawdę wiele się zmieniło.

           Westchnęła zrezygnowana i położyła dłoń na klamce, jednak nie otworzyła drzwi, ponieważ coś przykuło jej uwagę. Zza rogu po drugiej stronie ulicy wyszła właśnie szczęśliwa para z około dziesięcioletnim dzieckiem. Chłopczyk śmiał się i żywo gestykulował, najwyraźniej przejęty opowiadaną przez siebie historią. Uśmiechnięta kobieta w jednej ręce trzymała torbę z zakupami, a drugą ściskała dłoń przystojnego szatyna o hipnotyzująco szmaragdowych oczach. Alysson od razu go rozpoznała. Wyglądało na to, że po jej śmierci Dean postanowił ułożyć sobie życie na nowo. Miał teraz to, czego od zawsze pragnął. Kochającą kobietę u boku, wspaniałego przybranego syna, szczęśliwą rodzinę. Niczego więcej nie potrzebował, a przede wszystkim nie potrzebował jej. Nie była mu już do niczego potrzebna. Doskonale poradził sobie bez niej, a ona nie chciała niszczyć jego wspaniałego i przede wszystkim normalnego życia. I choć w tej chwili cały jej świat legł w gruzach, a serce rozpadło się na milion kawałeczków, nie chciała zniszczyć jego szczęścia. Choć tak bardzo przez to cierpiała była gotowa poświęcić się dla niego po raz drugi. Była gotowa to zrobić, ponieważ tak bardzo go kochała.

           Ściągnęła dłoń z klamki i zapaliła silnik. Starła z policzka zabłąkaną łzę i odjechała z piskiem opon. Starając się powstrzymać łzy, które usilnie napływały jej do oczy rozmazując widoczność, drżącą ręką wyjęła z torebki komórkę. Wybrała numer Sama, który podał jej Bobby i nacisnęła zieloną słuchawkę. Po trzech sygnałach usłyszała po drugiej stronie zachrypnięty głos chłopaka.
- Hej Sam – powiedziała cicho, po czym dodała pospiesznie: - nie odkładaj słuchawki, proszę. To naprawdę ja.
Przez chwilę po drugiej stronie panowało milczenie, po czym usłyszała ciche chrząknięcie.
- Wiem, Bobby już do mnie dzwonił. Po prostu nie mogę się przyzwyczaić, że znów żyjesz.
- Możemy się spotkać? – Zapytała drżącym głosem starając się stłumić swoje emocje. „Nie możesz się teraz rozkleić” powtarzała sobie w myślach. „Musisz być silna.”
- Jestem w Hamilton w Indianie, ale…
- Świetnie, będę tam za dwie godziny – przerwała mu, po czym rozłączyła się. Rzuciła telefon na fotel obok i wjechała na autostradę. Miała nadzieję, że chociaż Sam nie ma dla niej takich niespodzianek jak jego brat.

           Zaparkowała przed obskurnym motelem, którego adres wysłał jej SMS-em Sam. Wysiadła z samochodu i weszła do niewielkiego pomieszczenia, gdzie znajdowała się prowizoryczna recepcja.
- Czym mogę służyć, kochanieńka? – Zapytała starsza kobieta ubrana cała na różowo, która siedziała za ladą. Na jej kolanach spał futrzany kot, którego staruszka z czułością głaskała po grzbiecie.
- Szukam pana Forda. Podobno zatrzymał się w tym motelu – powiedziała Alysson poprawiając na ramieniu torbę. Kobieta otworzyła gruby czerwony notes i zaczęła czegoś w nim szukać.
- Ach tak. Pokój numer 7. Korytarzem prosto i w prawo – kobieta wskazała ręką na drzwi po lewej i ostentacyjnie nachyliła się do Alysson. – Uważaj na niego. Dobrze ci radzę, kochanieńka. Nie jesteś pierwszą, która do niego przychodzi, a jest tu zaledwie kilka dni.
- Tak, na pewno będę uważać – Alysson przywołała na swoją twarz wymuszony uśmiech i pospiesznie oddaliła się od kobiety. Przeszła przez długi korytarz i zatrzymała się przed odrapanymi drzwiami z mosiężną siódemką. Wzięła głęboki oddech i zapukała.

           Po chwili drzwi otworzył wysoki brunet ubrany w czarny T-shirt i jeansy. 
- Nie było mnie zaledwie półtora roku, a ty podobno już sprowadzasz sobie do motelu jakieś panienki – powiedziała udając oburzoną, po czym uśmiechnęła się szeroko i przytuliła go.
- Ciebie też dobrze widzieć – powiedział Sam i wpuścił ją do pokoju. Ściany pomieszczenia pomalowane były na jasnozielony, a podłoga wyłożona mahoniowymi panelami kontrastowała z białymi meblami. W centrum pokoju stał niewielki stolik z dwoma krzesłami, a pod ścianą znajdowało się łóżko. Na lewo stała mała, przenośna lodówka, a obok były drzwi prowadzące prawdopodobnie do łazienki. Alysson rzuciła torbę na krzesło i usiadła na łóżku. Winchester usiadł koło niej i przyjrzał się jej uważnie.
- Jak to możliwe, że żyjesz? – Zapytał, a na jego twarzy zauważyła zdziwienie pomieszane z ciekawością.
- To Bobby ci nie powiedział? Po śmierci trafiłam do czyśćca, znalazłam wyjście, przez które może przejść jedynie człowiek. No i jestem – powiedziała obojętnie, wzruszając ramionami. Nie chciała opowiadać mu o czyśćcu. Pewne sprawy chciała zachować dla siebie, a najlepiej o nich zapomnieć i ten okres w jej życiu na pewno do tych spraw się zaliczał. – Bobby wspominał mi, że mieliście tu Apokalipsę. Jak udało wam się wyjść z tego cało?
Sam westchnął ciężko i zaczął opowiadać jej o wszystkim, co wydarzyło się pod jej nieobecność poczynając od śmierci Alastaira. Alysson była naprawdę dobrym słuchaczem. Nie przerywała mu, od czasu do czasu zadawała tylko pomocnicze pytania, chcąc wyciągnąć od niego jak najwięcej szczegółów dotyczących Apokalipsy.

           Kiedy Sam skończył opowiadać zapadła między nimi niezręczna cisza, którą przerywało jedynie tykanie wielkiego zegara wiszącego nad drzwiami wyjściowymi.
- Więc, minął rok, a Dean nie ma pojęcia, że żyjesz? Dlaczego mu nie powiedziałeś? - Zapytała patrząc na niego z niedowierzaniem.
- On ma teraz nowe życie, kochającą rodzinę. Zawsze tego pragną i nie chcę mu tego zepsuć. I ty też tego nie chcesz - powiedział, a kiedy zobaczył, że Alysson marszczy brwi dodał: - Domyśliłem się, ze byłaś u niego. Gdybym był na twoim miejscu też bym tak zrobił.
Dziewczyna przełknęła głośno ślinę i odwróciła wzrok. Wstała z łóżka i podeszła do okna opierając się dłońmi o parapet.
- Ciągle go kochasz, ale wiesz, że bez ciebie będzie szczęśliwszy - usłyszała skrzypnięcie łóżka i poczuła jak Sam staje za nią. Zacisnęła oczy chcąc powstrzymać napływające do nich łzy. Musiała być silna. Nie mogła okazać słabości, nie po tym wszystkim, co przeszła.
- To był jego wybór, a ja nie mam mu tego za złe. Minęło półtora roku, nie mogę winić go za to, że ułożył sobie życie z inną. On nawet nie wie, że żyję - powiedziała drżącym głosem i odwróciła się do Sama. Wiedziała, do czego zmierza Winchester, jednak nie mogła pozwolić, aby uświadomił jej jak bardzo powinna nienawidzić teraz Deana.
- Wiem, że czujesz się zraniona i oszukana. Masz do tego pełne prawo -Sam widząc łzy w jej oczach objął ją ramieniem i zaczął szeptać jej do ucha: - On nie jest ciebie wart. Gdybym był na jego miejscu nigdy nie pozwoliłbym ci odejść. Zrobiłbym wszystko żeby utrzymać cię przy życiu.
- Dobrze wiesz, że prosiłam go żeby mnie nie ratował. To było moje ostatnie życzenie i Dean dotrzymał słowa - powiedziała odsuwając się od niego.
- Akurat w tym przypadku nie powinien dotrzymywać słowa - powiedział Sam, po czym przybliżył się do niej i pocałował ją delikatnie.
- Co ty wyprawiasz, Sam? - Zapytała cicho cofając się, aż natrafiła plecami na ścianę. Chłopak zbliżył się do niej i oparł dłonie na jej biodrach.
- Zapomnij, choć na chwilę o Deanie, o tym jak bardzo cię zranił - powiedział, po czym znów ją pocałował, tym razem śmielej.
- Nie możemy - powiedziała kręcąc delikatnie głową. Położyła dłoń na jego torsie jednak nie odepchnęła go.
- Spokojnie, nikt się nie dowie - przysunął ją do siebie i przeniósł pocałunki na jej szyję.
- Chyba nie mam już więcej argumentów - powiedziała odchylając głowę do tyłu i objęła go ramionami. Wiedziała, że już następnego dnia będzie tego żałować, jednak teraz nie zawracała sobie tym głowy.
- To dobrze - powiedział do ucha, po czym popatrzył jej w oczy.

           Odnalazła jego usta i wpiła się w niej z zachłannością. Naparła na niego swoim ciałem zmniejszając odległość między nimi i pchnęła go w stronę łóżka rozpinając jednocześnie jego koszulę. Sam usiadł na materacu i posadził ją sobie na kolanach. Rozpiął jej czerwoną koszulę w kratę i zaczął błądzić dłońmi po jej nagim ciele. Alysson pochyliła się i usiadła na nim okrakiem nie przerywając namiętnych pocałunków. Miała świadomość, że nie powinna tego robić, jednak nie potrafiła tego przerwać. Czuła dziwną satysfakcję wiedząc, że Dean mieszka zaledwie kilkaset kilometrów stąd i w niedalekiej przyszłości na pewno dowie się o tym incydencie. Alysson wręcz chciała żeby się o tym dowiedział. Chciała żeby cierpiał tak samo jak ona cierpiała widząc jego i tę kobietę razem. Chciała żeby wiedział, jakie to uczucie, gdy przez osobę, którą się kocha wali się cały świat. Chciała żeby poczuł się jak ona się czuła, gdy przez niego zawalił się jej świat.


*****************************************

Ten rozdział dedykuję specjalnie dla Vamp-miss, która podsunęła mi kiedyś pomysł na trójkącik między braćmi Winchester, a Alysson. Mam nadzieję, że wam się spodoba:)

niedziela, 14 kwietnia 2013

Księga II Rozdział I

Rozdział I



           Ciągłe polowania bez chwili wytchnienia i jakiejkolwiek przerwy na odpoczynek. Nieustanna walka o przerwanie, wrogowie na każdym kroku czyhający na twoje życie i brak chociażby jednej osoby, której mógłbyś w pełni zaufać. Niekończący się strach, śmierć i ciągły przeszywający twoje ciało ból. To właśnie tak wyglądało miejsce, do jakiego trafiłam po śmierci. To właśnie tak wyglądało moje życie przez poprzednie osiemnaście miesięcy.

~*~

           Otworzyła oczy i zaczerpnęła gwałtownie powietrza. Leżała na czymś miękkim i mokrym. Wokół panował mrok, a jedynymi odgłosami przerywającymi ciszę było cykanie świerszczy i szelest drzew. Podniosła się ostrożnie czując ogromny ciężar prawej ręki. Podwinęła rękaw bluzy i zobaczyła jak z jej prawego przedramienia emanuje dziwne pomarańczowe światło. „A więc się udało” – pomyślała i uśmiechnęła się pod nosem. Rozejrzała się dookoła szukając jakichkolwiek śladów cywilizacji. W oddali zobaczyła niewyraźne światła przedzierające się przez gąszcz drzew. Bez zastanowienia ruszyła w ich stronę starając się zignorować suchość w gardle i ból głowy. Po kilkunastu minutach dotarła do niewielkiej wsi, gdzie włamała się do opustoszałego sklepu. Łapczywie wypiła butelkę wody, a kolejne dwie wzięła na drogę. Zabrała też kilkanaście banknotów dziesięciodolarowych i batony energetyczne, tak na wszelki wypadek. Już chciała wychodzić, gdy w oczy rzucił jej się stojak z gazetami stojący przy wyjściu. Podeszła do niego i wzięła jedną z gazet. „Kwiecień 2010*” – przeczytała datę w górnym rogu na tytułowej stronie.
- Minęło półtora roku – powiedziała cicho marszcząc brwi. Odrzuciła gazetę i wyszła ze sklepu. Podeszła do jedynego samochodu na parkingu i rozbiła przednią szybę. Weszła do środka, zapaliła silnik i odjechała z piskiem opon.


~*~

           - Pospiesz się Ben, bo znów spóźnisz się do szkoły – usłyszał zniecierpliwiony głos Lisy dobiegający z salonu. Uśmiechnął się pod nosem i dopił kawę. Doskonale pamiętał dzień, w którym przyszedł do Lisy zaraz po tym jak Sam trafił do klatki razem z Lucyferem. Był załamany, a Lisa była jedyną bliską mu osobą, do której mógł się udać. Wciągu kilku miesięcy stracił wszystko, co kochał i to właśnie ona pomogła mu rozpocząć życie na nowo. Dzięki niej już od roku nie polował i wreszcie miał to, o czym od zawsze pragnął. Miał zwykłe życie, nudną pracę, kochającą kobietę u boku i Bena, którego traktował jak własnego syna. Mimo to każdego dnia coraz mocniej odczuwał, że czegoś mu brakuje. Czuł się jakby był pusty w środku, jakby zostawił cząstkę swojej duszy gdzieś daleko w przeszłości. Może po prostu nie był stworzony do życia bez polowań i brakowało mu tego? A może nie chodziło tu o coś, lecz o kogoś?

           Wziął leżącą na krześle kurtkę i zarzucił ją na ramiona. Włożył do kieszeni portfel i już miał wyjść z kuchni, gdy coś rzuciło mu się w oczy. Schylił się i podniósł z podłogi niewielką fotografię, która prawdopodobnie wypadła mu z kurtki. Zdjęcie przedstawiało śmiejącą się brunetkę opierającą się o maskę jego czarnej Impali. Wiatr rozwiewał jej włosy i zaróżowił lekko policzki, a w jej oczach igrały wesołe iskierki, co dodawało jej jeszcze większego uroku. Zrobił to zdjęcie dwa tygodnie przed jej śmiercią i od półtora roku zawsze nosił je przy sobie. Była to jedyna pamiątka, jaka pozostała mu po Alysson. Przejechał palcem po uśmiechniętej twarzy dziewczyny.
- Dean? Musimy już jechać – powiedziała Lisa zaglądając do kuchni. – Wszystko w porządku?
- Tak, już idę. – Dyskretnie schował zdjęcie do kieszeni i odwrócił się do niej z uśmiechem.


~*~

           Odrzuciła na bok łopatę i kopniakiem otworzyła trumnę. W środku znajdowały się zwłoki dobrze zbudowanego mężczyzny w poniszczonym ubraniu. Choć była przyzwyczajona do tej części swojej pracy, odruchowo zatkała nos, aby nie dopuścić do siebie zapachu rozkładających się zwłok.Na pierwszy rzut oka można było stwierdzić, że ciało musiało przeleżeć pod ziemią, co najmniej kilkanaście tygodni. Mężczyzna wyglądał na zwykłego człowieka z jednym tylko wyjątkiem. Jego głowa została oddzielona jakimś ostrym narzędziem od reszty ciała, przez co ktoś taki jak Alysson od razu mógł się domyśleć, że wcale taki przeciętny nie był.
Alysson wyciągnęła zza paska nóż i przecięła skórę w miejscu, z którego promieniowało jasne światło. Przez ranę na ramieniu zaczęła „wylewać się” pomarańczowa substancja, która spłynęła na zwłoki mężczyzny. Dusza powoli zaczęła wypełniać jego ciało od środka napełniając go na nowo życiem. W magiczny sposób głowa zrosła się z resztą ciała i po chwili mężczyzna otworzył oczy.

           - Witaj znów wśród żywych – powiedziała do mężczyzny podając mu butelkę wody. Nie mogła powstrzymać się od delikatnego uśmiechu. Była szczęśliwa, bo w końcu wszystko poszło po ich myśli i oboje wrócili do życia.
- Szczerze mówiąc, Alysson, nie sądziłem, że dotrzymasz słowa – powiedział mężczyzna i upił spory łyk wody. Heid popatrzyła na niego unosząc delikatnie brwi. Nie sądziła, że posądzał ją o podstęp, ale w pełni go rozumiała, ponieważ sama miała chwile zwątpienia i nie wiedziała czy powinna mu ufać.
- Byłam ci to winna, po tym, co dla mnie zrobiłeś, Benny. –Wampir pokiwał głową ze zrozumieniem nadal głęboko się nad czymś zastanawiając. Alysson zarzuciła na ramię torbę i wzięła do ręki łopatę.
- Co teraz zamierzasz robić?- Zapytała odwracając się do niego z zainteresowaniem. Była wdzięczna Benny'emu za uratowanie życia, ale postanowiła, że ich drogi muszą się już rozejść. Chciała jechać do Bobbiego, zobaczyć się z Deanem i Samem, zacząć znów polować, a dalsza znajomość z Benny'm mogłaby narazić ich tylko na niepotrzebne niebezpieczeństwo. Każdy łowca, który dowiedziałby się, kim tak naprawdę jest Benny na pewno chciałby go zabić, a ona traktowała go jak przyjaciela i nie mogłaby do tego dopuścić.
- Pojadę do Luizjany. Miałem tam rodzinę, może teraz uda mi się odnaleźć krewnych.
- Jadę do Południowej Dakoty. Może nie jest to po drodze, ale mogę cię podrzucić. No wiesz, samochodem. Taka jeżdżąca żelazna skrzynka na czterech kołach z drzwiami – powiedziała i uśmiechnęła się szeroko. Benny wywrócił teatralnie oczami i pokręcił z niedowierzaniem głową.
- Nie jestem aż tak stary, wiem, co to jest samochód.
- To wiele ułatwia – dodała i zaśmiała się cicho pod nosem, po czym ruszyli w stronę parkingu gdzie zaparkowała skradziony samochód.


~*~

           - To nie zajmie dużo czasu, ale i tak będzie lepiej, jeśli poczekasz parę ulic stąd. Sam wiesz, że nie każdy łowca jest taki wyrozumiały jak ja – powiedziała parkując kilkanaście metrów od domu Bobbiego Singera.
- Niestety miałem okazję, przekonać się o tym na własnej skórze. – Benny wysiadł z samochodu i po chwili już go nie było, jakby rozpłynął się w powietrzu.
Alysson niepewnym krokiem weszła na podwórko Singera. Rumsfeld przywiązany do swojej budy na jej widok zaczął radośnie ujadać i machać ogonem. Dziewczyna gestem dłoni próbowała go uciszyć i o dziwo pies natychmiast zamilkł, jakby zrozumiał, że tak trzeba. Alysson poklepała go delikatnie po grzbiecie i weszła do domu. Przeszła przez pusty korytarz i ostrożnie weszła do salonu. Od ostatniej jej wizyty pomieszczenie niewiele się zmieniło. Na stolikach pojawiło się tylko kilka nowych książek i stosy zapisków. Przeszła do kuchni jednak tam też nikogo nie znalazła. Chciała się odwrócić i iść na górę, lecz usłyszała za sobą czyjeś kroki. Odwróciła się gwałtownie i w ostatniej chwili zdążyła zatrzymać rękę napierającą na nią z nożem.
- Bobby to naprawdę ja – powiedziała unikając kolejnego ciosu.
- Jasne, na pewno ci uwierzę – warknął Singer ponownie atakując. Alysson wywróciła oczami i wykręciła mu rękę. Odebrała mu nóż i podniosła ręce na znak, że nie chce mu zrobić krzywdy.
- Może to cię przekona – mruknęła pod nosem podwijając rękaw bluzy. Nacięła skórę na przedramieniu, a z rany zaczęła sączyć się stróżka krwi. – Jak widzisz nie jestem duchem ani zmiennokształtnym.
Widząc nadal malującą się na twarzy wątpliwość i niedowierzanie, podeszła do stolika i wyciągnęła z szuflady butelkę wody święconej.
- Demonem też nie jestem – dodała, po czym upiła łyk i rozłożyła ręce uśmiechając się delikatnie. Bobby przygarnął ją do siebie nadal nie mogąc uwierzyć w to, co widzi.
- To przecież niemożliwe. Pochowaliśmy cię półtora roku temu – Singer odsunął ją wreszcie od siebie i przyjrzał jej się uważnie.
- Trafiłam do miejsca, z którego jak się okazało jest wyjście. – Wyjaśniła, a widząc jego zdezorientowanie dodała – byłam w czyśćcu. Ale z drobną pomocą udało mi się z niego wydostać.
- Z drobną pomocą? Czyją? – Dopytywał się Bobby jak zawsze nieufny.
- To dłuższa historia. Może ci ją kiedyś opowiem – odparła wymijająco.
- W takim słucham teraz – Bobby usiadł na kanapie i poklepał miejsce obok siebie.
- Przyjechałam tylko na chwilę, powiedzieć ci, że żyję. No i miałam nadzieję, że powiesz mi gdzie mogę znaleźć Winchesterów – powiedziała zagryzając dolną wargę. Owszem, tęskniła za Bobby i chciała zostać u niego dłużej, ale chciała też jak najszybciej zobaczyć się z braćmi Winchester.
- Nie wiem gdzie obecnie jest Sam, a Dean mieszka w Cicero w Indianie. Ale nie sądzę, żeby to był dobry pomysł żebyś do niego teraz pojechała – Singer poprawił czapkę unikając wzroku Alysson. Dziewczyna widziała, że Bobby coś przed nią ukrywa i chciała dowiedzieć się, o co chodzi.
- A to niby, dlaczego?
- Minęło półtora roku. Wiele się zmieniło od twojej śmierci. Między innymi Lilith złamała wszystkie pieczęcie i doprowadziła do Apokalipsy, ale jakoś pokonaliśmy Lucyfera – Bobby przejechał dłonią po twarzy, przez co wyglądał na jeszcze bardziej zmęczonego.
- Jak udało wam się pokonać Lucyfera? Zabić go mógł tylko Michał, ale to by oznaczało, że Dean… - Alysson usiadła na kanapie i popatrzyła na Singera z niemą prośbą. – Proszę powiedz, że to nieprawda.
- Dean nie powiedział Michałowi tak, jeśli o to ci chodzi. Ale najlepiej będzie, jeśli oni sami ci o wszystkim opowiedzą. Zadzwoń do Sama, on wszystko ci wyjaśni. – Alysson pokiwała ze zrozumieniem głową nadal mając wrażenie, że Bobby ukrywa przed nią coś ważnego.


~*~

           Zaparkowała na poboczu i wysiadła z samochodu.
- Wygląda na to, że nasze drogi się tutaj rozchodzą – powiedziała do Benniego, który stanął naprzeciw niej.
- Chyba tak – potwierdził mężczyzna. Alysson uśmiechnęła się pod nosem i uściskała go serdecznie.
- Dziękuję za to, co dla mnie zrobiłeś. I pamiętaj, że gdybyś miał jakieś kłopoty śmiało możesz do mnie zadzwonić – dodała klepiąc go po ramieniu.
- To samo tyczy się ciebie. Trzymaj się, Alysson – Benny z uśmiechem na ustach odwrócił się i odszedł w stronę miasteczka, w którym zamierzał zacząć swoje życie od nowa. Alysson natomiast wsiadła do swojego samochodu i odjechała w przeciwną stronę zmierzając do Cicero w stanie Indiana, gdzie miała nadzieję po tylu miesiącach wreszcie zobaczyć się ze starszym Winchesterem.


* Sezon szósty powstał w 2010 roku i tak też datuje się Księga II mojego opowiadania.


*****************************************


Wiem, że miałam dodać ten rozdział w tamtym tygodniu, ale kompletnie o tym zapomniałam i strasznie was za to przepraszam. Mam nadzieję, że połączenie szóstego i ósmego sezonu Supernatural wam się spodoba:)