Rozdział II
Westchnęła zrezygnowana i położyła dłoń na klamce, jednak nie otworzyła drzwi, ponieważ coś przykuło jej uwagę. Zza rogu po drugiej stronie ulicy wyszła właśnie szczęśliwa para z około dziesięcioletnim dzieckiem. Chłopczyk śmiał się i żywo gestykulował, najwyraźniej przejęty opowiadaną przez siebie historią. Uśmiechnięta kobieta w jednej ręce trzymała torbę z zakupami, a drugą ściskała dłoń przystojnego szatyna o hipnotyzująco szmaragdowych oczach. Alysson od razu go rozpoznała. Wyglądało na to, że po jej śmierci Dean postanowił ułożyć sobie życie na nowo. Miał teraz to, czego od zawsze pragnął. Kochającą kobietę u boku, wspaniałego przybranego syna, szczęśliwą rodzinę. Niczego więcej nie potrzebował, a przede wszystkim nie potrzebował jej. Nie była mu już do niczego potrzebna. Doskonale poradził sobie bez niej, a ona nie chciała niszczyć jego wspaniałego i przede wszystkim normalnego życia. I choć w tej chwili cały jej świat legł w gruzach, a serce rozpadło się na milion kawałeczków, nie chciała zniszczyć jego szczęścia. Choć tak bardzo przez to cierpiała była gotowa poświęcić się dla niego po raz drugi. Była gotowa to zrobić, ponieważ tak bardzo go kochała.
Ściągnęła dłoń z klamki i zapaliła silnik. Starła z policzka zabłąkaną łzę i odjechała z piskiem opon. Starając się powstrzymać łzy, które usilnie napływały jej do oczy rozmazując widoczność, drżącą ręką wyjęła z torebki komórkę. Wybrała numer Sama, który podał jej Bobby i nacisnęła zieloną słuchawkę. Po trzech sygnałach usłyszała po drugiej stronie zachrypnięty głos chłopaka.
- Hej Sam – powiedziała cicho, po czym dodała pospiesznie: - nie odkładaj słuchawki, proszę. To naprawdę ja.
Przez chwilę po drugiej stronie panowało milczenie, po czym usłyszała ciche chrząknięcie.
- Wiem, Bobby już do mnie dzwonił. Po prostu nie mogę się przyzwyczaić, że znów żyjesz.
- Możemy się spotkać? – Zapytała drżącym głosem starając się stłumić swoje emocje. „Nie możesz się teraz rozkleić” powtarzała sobie w myślach. „Musisz być silna.”
- Jestem w Hamilton w Indianie, ale…
- Świetnie, będę tam za dwie godziny – przerwała mu, po czym rozłączyła się. Rzuciła telefon na fotel obok i wjechała na autostradę. Miała nadzieję, że chociaż Sam nie ma dla niej takich niespodzianek jak jego brat.
- Hej Sam – powiedziała cicho, po czym dodała pospiesznie: - nie odkładaj słuchawki, proszę. To naprawdę ja.
Przez chwilę po drugiej stronie panowało milczenie, po czym usłyszała ciche chrząknięcie.
- Wiem, Bobby już do mnie dzwonił. Po prostu nie mogę się przyzwyczaić, że znów żyjesz.
- Możemy się spotkać? – Zapytała drżącym głosem starając się stłumić swoje emocje. „Nie możesz się teraz rozkleić” powtarzała sobie w myślach. „Musisz być silna.”
- Jestem w Hamilton w Indianie, ale…
- Świetnie, będę tam za dwie godziny – przerwała mu, po czym rozłączyła się. Rzuciła telefon na fotel obok i wjechała na autostradę. Miała nadzieję, że chociaż Sam nie ma dla niej takich niespodzianek jak jego brat.
Zaparkowała przed obskurnym motelem, którego adres wysłał jej SMS-em Sam. Wysiadła z samochodu i weszła do niewielkiego pomieszczenia, gdzie znajdowała się prowizoryczna recepcja.
- Czym mogę służyć, kochanieńka? – Zapytała starsza kobieta ubrana cała na różowo, która siedziała za ladą. Na jej kolanach spał futrzany kot, którego staruszka z czułością głaskała po grzbiecie.
- Szukam pana Forda. Podobno zatrzymał się w tym motelu – powiedziała Alysson poprawiając na ramieniu torbę. Kobieta otworzyła gruby czerwony notes i zaczęła czegoś w nim szukać.
- Ach tak. Pokój numer 7. Korytarzem prosto i w prawo – kobieta wskazała ręką na drzwi po lewej i ostentacyjnie nachyliła się do Alysson. – Uważaj na niego. Dobrze ci radzę, kochanieńka. Nie jesteś pierwszą, która do niego przychodzi, a jest tu zaledwie kilka dni.
- Tak, na pewno będę uważać – Alysson przywołała na swoją twarz wymuszony uśmiech i pospiesznie oddaliła się od kobiety. Przeszła przez długi korytarz i zatrzymała się przed odrapanymi drzwiami z mosiężną siódemką. Wzięła głęboki oddech i zapukała.
- Czym mogę służyć, kochanieńka? – Zapytała starsza kobieta ubrana cała na różowo, która siedziała za ladą. Na jej kolanach spał futrzany kot, którego staruszka z czułością głaskała po grzbiecie.
- Szukam pana Forda. Podobno zatrzymał się w tym motelu – powiedziała Alysson poprawiając na ramieniu torbę. Kobieta otworzyła gruby czerwony notes i zaczęła czegoś w nim szukać.
- Ach tak. Pokój numer 7. Korytarzem prosto i w prawo – kobieta wskazała ręką na drzwi po lewej i ostentacyjnie nachyliła się do Alysson. – Uważaj na niego. Dobrze ci radzę, kochanieńka. Nie jesteś pierwszą, która do niego przychodzi, a jest tu zaledwie kilka dni.
- Tak, na pewno będę uważać – Alysson przywołała na swoją twarz wymuszony uśmiech i pospiesznie oddaliła się od kobiety. Przeszła przez długi korytarz i zatrzymała się przed odrapanymi drzwiami z mosiężną siódemką. Wzięła głęboki oddech i zapukała.
Po chwili drzwi otworzył wysoki brunet ubrany w czarny T-shirt i jeansy.
- Nie było mnie zaledwie półtora roku, a ty podobno już sprowadzasz sobie do motelu jakieś panienki – powiedziała udając oburzoną, po czym uśmiechnęła się szeroko i przytuliła go.
- Ciebie też dobrze widzieć – powiedział Sam i wpuścił ją do pokoju. Ściany pomieszczenia pomalowane były na jasnozielony, a podłoga wyłożona mahoniowymi panelami kontrastowała z białymi meblami. W centrum pokoju stał niewielki stolik z dwoma krzesłami, a pod ścianą znajdowało się łóżko. Na lewo stała mała, przenośna lodówka, a obok były drzwi prowadzące prawdopodobnie do łazienki. Alysson rzuciła torbę na krzesło i usiadła na łóżku. Winchester usiadł koło niej i przyjrzał się jej uważnie.
- Jak to możliwe, że żyjesz? – Zapytał, a na jego twarzy zauważyła zdziwienie pomieszane z ciekawością.
- To Bobby ci nie powiedział? Po śmierci trafiłam do czyśćca, znalazłam wyjście, przez które może przejść jedynie człowiek. No i jestem – powiedziała obojętnie, wzruszając ramionami. Nie chciała opowiadać mu o czyśćcu. Pewne sprawy chciała zachować dla siebie, a najlepiej o nich zapomnieć i ten okres w jej życiu na pewno do tych spraw się zaliczał. – Bobby wspominał mi, że mieliście tu Apokalipsę. Jak udało wam się wyjść z tego cało?
Sam westchnął ciężko i zaczął opowiadać jej o wszystkim, co wydarzyło się pod jej nieobecność poczynając od śmierci Alastaira. Alysson była naprawdę dobrym słuchaczem. Nie przerywała mu, od czasu do czasu zadawała tylko pomocnicze pytania, chcąc wyciągnąć od niego jak najwięcej szczegółów dotyczących Apokalipsy.
- Nie było mnie zaledwie półtora roku, a ty podobno już sprowadzasz sobie do motelu jakieś panienki – powiedziała udając oburzoną, po czym uśmiechnęła się szeroko i przytuliła go.
- Ciebie też dobrze widzieć – powiedział Sam i wpuścił ją do pokoju. Ściany pomieszczenia pomalowane były na jasnozielony, a podłoga wyłożona mahoniowymi panelami kontrastowała z białymi meblami. W centrum pokoju stał niewielki stolik z dwoma krzesłami, a pod ścianą znajdowało się łóżko. Na lewo stała mała, przenośna lodówka, a obok były drzwi prowadzące prawdopodobnie do łazienki. Alysson rzuciła torbę na krzesło i usiadła na łóżku. Winchester usiadł koło niej i przyjrzał się jej uważnie.
- Jak to możliwe, że żyjesz? – Zapytał, a na jego twarzy zauważyła zdziwienie pomieszane z ciekawością.
- To Bobby ci nie powiedział? Po śmierci trafiłam do czyśćca, znalazłam wyjście, przez które może przejść jedynie człowiek. No i jestem – powiedziała obojętnie, wzruszając ramionami. Nie chciała opowiadać mu o czyśćcu. Pewne sprawy chciała zachować dla siebie, a najlepiej o nich zapomnieć i ten okres w jej życiu na pewno do tych spraw się zaliczał. – Bobby wspominał mi, że mieliście tu Apokalipsę. Jak udało wam się wyjść z tego cało?
Sam westchnął ciężko i zaczął opowiadać jej o wszystkim, co wydarzyło się pod jej nieobecność poczynając od śmierci Alastaira. Alysson była naprawdę dobrym słuchaczem. Nie przerywała mu, od czasu do czasu zadawała tylko pomocnicze pytania, chcąc wyciągnąć od niego jak najwięcej szczegółów dotyczących Apokalipsy.
Kiedy Sam skończył opowiadać zapadła między nimi niezręczna cisza, którą przerywało jedynie tykanie wielkiego zegara wiszącego nad drzwiami wyjściowymi.
- Więc, minął rok, a Dean nie ma pojęcia, że żyjesz? Dlaczego mu nie powiedziałeś? - Zapytała patrząc na niego z niedowierzaniem.
- On ma teraz nowe życie, kochającą rodzinę. Zawsze tego pragną i nie chcę mu tego zepsuć. I ty też tego nie chcesz - powiedział, a kiedy zobaczył, że Alysson marszczy brwi dodał: - Domyśliłem się, ze byłaś u niego. Gdybym był na twoim miejscu też bym tak zrobił.
Dziewczyna przełknęła głośno ślinę i odwróciła wzrok. Wstała z łóżka i podeszła do okna opierając się dłońmi o parapet.
- Ciągle go kochasz, ale wiesz, że bez ciebie będzie szczęśliwszy - usłyszała skrzypnięcie łóżka i poczuła jak Sam staje za nią. Zacisnęła oczy chcąc powstrzymać napływające do nich łzy. Musiała być silna. Nie mogła okazać słabości, nie po tym wszystkim, co przeszła.
- To był jego wybór, a ja nie mam mu tego za złe. Minęło półtora roku, nie mogę winić go za to, że ułożył sobie życie z inną. On nawet nie wie, że żyję - powiedziała drżącym głosem i odwróciła się do Sama. Wiedziała, do czego zmierza Winchester, jednak nie mogła pozwolić, aby uświadomił jej jak bardzo powinna nienawidzić teraz Deana.
- Wiem, że czujesz się zraniona i oszukana. Masz do tego pełne prawo -Sam widząc łzy w jej oczach objął ją ramieniem i zaczął szeptać jej do ucha: - On nie jest ciebie wart. Gdybym był na jego miejscu nigdy nie pozwoliłbym ci odejść. Zrobiłbym wszystko żeby utrzymać cię przy życiu.
- Dobrze wiesz, że prosiłam go żeby mnie nie ratował. To było moje ostatnie życzenie i Dean dotrzymał słowa - powiedziała odsuwając się od niego.
- Akurat w tym przypadku nie powinien dotrzymywać słowa - powiedział Sam, po czym przybliżył się do niej i pocałował ją delikatnie.
- Co ty wyprawiasz, Sam? - Zapytała cicho cofając się, aż natrafiła plecami na ścianę. Chłopak zbliżył się do niej i oparł dłonie na jej biodrach.
- Zapomnij, choć na chwilę o Deanie, o tym jak bardzo cię zranił - powiedział, po czym znów ją pocałował, tym razem śmielej.
- Nie możemy - powiedziała kręcąc delikatnie głową. Położyła dłoń na jego torsie jednak nie odepchnęła go.
- Spokojnie, nikt się nie dowie - przysunął ją do siebie i przeniósł pocałunki na jej szyję.
- Chyba nie mam już więcej argumentów - powiedziała odchylając głowę do tyłu i objęła go ramionami. Wiedziała, że już następnego dnia będzie tego żałować, jednak teraz nie zawracała sobie tym głowy.
- To dobrze - powiedział do ucha, po czym popatrzył jej w oczy.
- Więc, minął rok, a Dean nie ma pojęcia, że żyjesz? Dlaczego mu nie powiedziałeś? - Zapytała patrząc na niego z niedowierzaniem.
- On ma teraz nowe życie, kochającą rodzinę. Zawsze tego pragną i nie chcę mu tego zepsuć. I ty też tego nie chcesz - powiedział, a kiedy zobaczył, że Alysson marszczy brwi dodał: - Domyśliłem się, ze byłaś u niego. Gdybym był na twoim miejscu też bym tak zrobił.
Dziewczyna przełknęła głośno ślinę i odwróciła wzrok. Wstała z łóżka i podeszła do okna opierając się dłońmi o parapet.
- Ciągle go kochasz, ale wiesz, że bez ciebie będzie szczęśliwszy - usłyszała skrzypnięcie łóżka i poczuła jak Sam staje za nią. Zacisnęła oczy chcąc powstrzymać napływające do nich łzy. Musiała być silna. Nie mogła okazać słabości, nie po tym wszystkim, co przeszła.
- To był jego wybór, a ja nie mam mu tego za złe. Minęło półtora roku, nie mogę winić go za to, że ułożył sobie życie z inną. On nawet nie wie, że żyję - powiedziała drżącym głosem i odwróciła się do Sama. Wiedziała, do czego zmierza Winchester, jednak nie mogła pozwolić, aby uświadomił jej jak bardzo powinna nienawidzić teraz Deana.
- Wiem, że czujesz się zraniona i oszukana. Masz do tego pełne prawo -Sam widząc łzy w jej oczach objął ją ramieniem i zaczął szeptać jej do ucha: - On nie jest ciebie wart. Gdybym był na jego miejscu nigdy nie pozwoliłbym ci odejść. Zrobiłbym wszystko żeby utrzymać cię przy życiu.
- Dobrze wiesz, że prosiłam go żeby mnie nie ratował. To było moje ostatnie życzenie i Dean dotrzymał słowa - powiedziała odsuwając się od niego.
- Akurat w tym przypadku nie powinien dotrzymywać słowa - powiedział Sam, po czym przybliżył się do niej i pocałował ją delikatnie.
- Co ty wyprawiasz, Sam? - Zapytała cicho cofając się, aż natrafiła plecami na ścianę. Chłopak zbliżył się do niej i oparł dłonie na jej biodrach.
- Zapomnij, choć na chwilę o Deanie, o tym jak bardzo cię zranił - powiedział, po czym znów ją pocałował, tym razem śmielej.
- Nie możemy - powiedziała kręcąc delikatnie głową. Położyła dłoń na jego torsie jednak nie odepchnęła go.
- Spokojnie, nikt się nie dowie - przysunął ją do siebie i przeniósł pocałunki na jej szyję.
- Chyba nie mam już więcej argumentów - powiedziała odchylając głowę do tyłu i objęła go ramionami. Wiedziała, że już następnego dnia będzie tego żałować, jednak teraz nie zawracała sobie tym głowy.
- To dobrze - powiedział do ucha, po czym popatrzył jej w oczy.
Odnalazła jego usta i wpiła się w niej z zachłannością. Naparła na niego swoim ciałem zmniejszając odległość między nimi i pchnęła go w stronę łóżka rozpinając jednocześnie jego koszulę. Sam usiadł na materacu i posadził ją sobie na kolanach. Rozpiął jej czerwoną koszulę w kratę i zaczął błądzić dłońmi po jej nagim ciele. Alysson pochyliła się i usiadła na nim okrakiem nie przerywając namiętnych pocałunków. Miała świadomość, że nie powinna tego robić, jednak nie potrafiła tego przerwać. Czuła dziwną satysfakcję wiedząc, że Dean mieszka zaledwie kilkaset kilometrów stąd i w niedalekiej przyszłości na pewno dowie się o tym incydencie. Alysson wręcz chciała żeby się o tym dowiedział. Chciała żeby cierpiał tak samo jak ona cierpiała widząc jego i tę kobietę razem. Chciała żeby wiedział, jakie to uczucie, gdy przez osobę, którą się kocha wali się cały świat. Chciała żeby poczuł się jak ona się czuła, gdy przez niego zawalił się jej świat.
*****************************************