niedziela, 14 kwietnia 2013

Księga II Rozdział I

Rozdział I



           Ciągłe polowania bez chwili wytchnienia i jakiejkolwiek przerwy na odpoczynek. Nieustanna walka o przerwanie, wrogowie na każdym kroku czyhający na twoje życie i brak chociażby jednej osoby, której mógłbyś w pełni zaufać. Niekończący się strach, śmierć i ciągły przeszywający twoje ciało ból. To właśnie tak wyglądało miejsce, do jakiego trafiłam po śmierci. To właśnie tak wyglądało moje życie przez poprzednie osiemnaście miesięcy.

~*~

           Otworzyła oczy i zaczerpnęła gwałtownie powietrza. Leżała na czymś miękkim i mokrym. Wokół panował mrok, a jedynymi odgłosami przerywającymi ciszę było cykanie świerszczy i szelest drzew. Podniosła się ostrożnie czując ogromny ciężar prawej ręki. Podwinęła rękaw bluzy i zobaczyła jak z jej prawego przedramienia emanuje dziwne pomarańczowe światło. „A więc się udało” – pomyślała i uśmiechnęła się pod nosem. Rozejrzała się dookoła szukając jakichkolwiek śladów cywilizacji. W oddali zobaczyła niewyraźne światła przedzierające się przez gąszcz drzew. Bez zastanowienia ruszyła w ich stronę starając się zignorować suchość w gardle i ból głowy. Po kilkunastu minutach dotarła do niewielkiej wsi, gdzie włamała się do opustoszałego sklepu. Łapczywie wypiła butelkę wody, a kolejne dwie wzięła na drogę. Zabrała też kilkanaście banknotów dziesięciodolarowych i batony energetyczne, tak na wszelki wypadek. Już chciała wychodzić, gdy w oczy rzucił jej się stojak z gazetami stojący przy wyjściu. Podeszła do niego i wzięła jedną z gazet. „Kwiecień 2010*” – przeczytała datę w górnym rogu na tytułowej stronie.
- Minęło półtora roku – powiedziała cicho marszcząc brwi. Odrzuciła gazetę i wyszła ze sklepu. Podeszła do jedynego samochodu na parkingu i rozbiła przednią szybę. Weszła do środka, zapaliła silnik i odjechała z piskiem opon.


~*~

           - Pospiesz się Ben, bo znów spóźnisz się do szkoły – usłyszał zniecierpliwiony głos Lisy dobiegający z salonu. Uśmiechnął się pod nosem i dopił kawę. Doskonale pamiętał dzień, w którym przyszedł do Lisy zaraz po tym jak Sam trafił do klatki razem z Lucyferem. Był załamany, a Lisa była jedyną bliską mu osobą, do której mógł się udać. Wciągu kilku miesięcy stracił wszystko, co kochał i to właśnie ona pomogła mu rozpocząć życie na nowo. Dzięki niej już od roku nie polował i wreszcie miał to, o czym od zawsze pragnął. Miał zwykłe życie, nudną pracę, kochającą kobietę u boku i Bena, którego traktował jak własnego syna. Mimo to każdego dnia coraz mocniej odczuwał, że czegoś mu brakuje. Czuł się jakby był pusty w środku, jakby zostawił cząstkę swojej duszy gdzieś daleko w przeszłości. Może po prostu nie był stworzony do życia bez polowań i brakowało mu tego? A może nie chodziło tu o coś, lecz o kogoś?

           Wziął leżącą na krześle kurtkę i zarzucił ją na ramiona. Włożył do kieszeni portfel i już miał wyjść z kuchni, gdy coś rzuciło mu się w oczy. Schylił się i podniósł z podłogi niewielką fotografię, która prawdopodobnie wypadła mu z kurtki. Zdjęcie przedstawiało śmiejącą się brunetkę opierającą się o maskę jego czarnej Impali. Wiatr rozwiewał jej włosy i zaróżowił lekko policzki, a w jej oczach igrały wesołe iskierki, co dodawało jej jeszcze większego uroku. Zrobił to zdjęcie dwa tygodnie przed jej śmiercią i od półtora roku zawsze nosił je przy sobie. Była to jedyna pamiątka, jaka pozostała mu po Alysson. Przejechał palcem po uśmiechniętej twarzy dziewczyny.
- Dean? Musimy już jechać – powiedziała Lisa zaglądając do kuchni. – Wszystko w porządku?
- Tak, już idę. – Dyskretnie schował zdjęcie do kieszeni i odwrócił się do niej z uśmiechem.


~*~

           Odrzuciła na bok łopatę i kopniakiem otworzyła trumnę. W środku znajdowały się zwłoki dobrze zbudowanego mężczyzny w poniszczonym ubraniu. Choć była przyzwyczajona do tej części swojej pracy, odruchowo zatkała nos, aby nie dopuścić do siebie zapachu rozkładających się zwłok.Na pierwszy rzut oka można było stwierdzić, że ciało musiało przeleżeć pod ziemią, co najmniej kilkanaście tygodni. Mężczyzna wyglądał na zwykłego człowieka z jednym tylko wyjątkiem. Jego głowa została oddzielona jakimś ostrym narzędziem od reszty ciała, przez co ktoś taki jak Alysson od razu mógł się domyśleć, że wcale taki przeciętny nie był.
Alysson wyciągnęła zza paska nóż i przecięła skórę w miejscu, z którego promieniowało jasne światło. Przez ranę na ramieniu zaczęła „wylewać się” pomarańczowa substancja, która spłynęła na zwłoki mężczyzny. Dusza powoli zaczęła wypełniać jego ciało od środka napełniając go na nowo życiem. W magiczny sposób głowa zrosła się z resztą ciała i po chwili mężczyzna otworzył oczy.

           - Witaj znów wśród żywych – powiedziała do mężczyzny podając mu butelkę wody. Nie mogła powstrzymać się od delikatnego uśmiechu. Była szczęśliwa, bo w końcu wszystko poszło po ich myśli i oboje wrócili do życia.
- Szczerze mówiąc, Alysson, nie sądziłem, że dotrzymasz słowa – powiedział mężczyzna i upił spory łyk wody. Heid popatrzyła na niego unosząc delikatnie brwi. Nie sądziła, że posądzał ją o podstęp, ale w pełni go rozumiała, ponieważ sama miała chwile zwątpienia i nie wiedziała czy powinna mu ufać.
- Byłam ci to winna, po tym, co dla mnie zrobiłeś, Benny. –Wampir pokiwał głową ze zrozumieniem nadal głęboko się nad czymś zastanawiając. Alysson zarzuciła na ramię torbę i wzięła do ręki łopatę.
- Co teraz zamierzasz robić?- Zapytała odwracając się do niego z zainteresowaniem. Była wdzięczna Benny'emu za uratowanie życia, ale postanowiła, że ich drogi muszą się już rozejść. Chciała jechać do Bobbiego, zobaczyć się z Deanem i Samem, zacząć znów polować, a dalsza znajomość z Benny'm mogłaby narazić ich tylko na niepotrzebne niebezpieczeństwo. Każdy łowca, który dowiedziałby się, kim tak naprawdę jest Benny na pewno chciałby go zabić, a ona traktowała go jak przyjaciela i nie mogłaby do tego dopuścić.
- Pojadę do Luizjany. Miałem tam rodzinę, może teraz uda mi się odnaleźć krewnych.
- Jadę do Południowej Dakoty. Może nie jest to po drodze, ale mogę cię podrzucić. No wiesz, samochodem. Taka jeżdżąca żelazna skrzynka na czterech kołach z drzwiami – powiedziała i uśmiechnęła się szeroko. Benny wywrócił teatralnie oczami i pokręcił z niedowierzaniem głową.
- Nie jestem aż tak stary, wiem, co to jest samochód.
- To wiele ułatwia – dodała i zaśmiała się cicho pod nosem, po czym ruszyli w stronę parkingu gdzie zaparkowała skradziony samochód.


~*~

           - To nie zajmie dużo czasu, ale i tak będzie lepiej, jeśli poczekasz parę ulic stąd. Sam wiesz, że nie każdy łowca jest taki wyrozumiały jak ja – powiedziała parkując kilkanaście metrów od domu Bobbiego Singera.
- Niestety miałem okazję, przekonać się o tym na własnej skórze. – Benny wysiadł z samochodu i po chwili już go nie było, jakby rozpłynął się w powietrzu.
Alysson niepewnym krokiem weszła na podwórko Singera. Rumsfeld przywiązany do swojej budy na jej widok zaczął radośnie ujadać i machać ogonem. Dziewczyna gestem dłoni próbowała go uciszyć i o dziwo pies natychmiast zamilkł, jakby zrozumiał, że tak trzeba. Alysson poklepała go delikatnie po grzbiecie i weszła do domu. Przeszła przez pusty korytarz i ostrożnie weszła do salonu. Od ostatniej jej wizyty pomieszczenie niewiele się zmieniło. Na stolikach pojawiło się tylko kilka nowych książek i stosy zapisków. Przeszła do kuchni jednak tam też nikogo nie znalazła. Chciała się odwrócić i iść na górę, lecz usłyszała za sobą czyjeś kroki. Odwróciła się gwałtownie i w ostatniej chwili zdążyła zatrzymać rękę napierającą na nią z nożem.
- Bobby to naprawdę ja – powiedziała unikając kolejnego ciosu.
- Jasne, na pewno ci uwierzę – warknął Singer ponownie atakując. Alysson wywróciła oczami i wykręciła mu rękę. Odebrała mu nóż i podniosła ręce na znak, że nie chce mu zrobić krzywdy.
- Może to cię przekona – mruknęła pod nosem podwijając rękaw bluzy. Nacięła skórę na przedramieniu, a z rany zaczęła sączyć się stróżka krwi. – Jak widzisz nie jestem duchem ani zmiennokształtnym.
Widząc nadal malującą się na twarzy wątpliwość i niedowierzanie, podeszła do stolika i wyciągnęła z szuflady butelkę wody święconej.
- Demonem też nie jestem – dodała, po czym upiła łyk i rozłożyła ręce uśmiechając się delikatnie. Bobby przygarnął ją do siebie nadal nie mogąc uwierzyć w to, co widzi.
- To przecież niemożliwe. Pochowaliśmy cię półtora roku temu – Singer odsunął ją wreszcie od siebie i przyjrzał jej się uważnie.
- Trafiłam do miejsca, z którego jak się okazało jest wyjście. – Wyjaśniła, a widząc jego zdezorientowanie dodała – byłam w czyśćcu. Ale z drobną pomocą udało mi się z niego wydostać.
- Z drobną pomocą? Czyją? – Dopytywał się Bobby jak zawsze nieufny.
- To dłuższa historia. Może ci ją kiedyś opowiem – odparła wymijająco.
- W takim słucham teraz – Bobby usiadł na kanapie i poklepał miejsce obok siebie.
- Przyjechałam tylko na chwilę, powiedzieć ci, że żyję. No i miałam nadzieję, że powiesz mi gdzie mogę znaleźć Winchesterów – powiedziała zagryzając dolną wargę. Owszem, tęskniła za Bobby i chciała zostać u niego dłużej, ale chciała też jak najszybciej zobaczyć się z braćmi Winchester.
- Nie wiem gdzie obecnie jest Sam, a Dean mieszka w Cicero w Indianie. Ale nie sądzę, żeby to był dobry pomysł żebyś do niego teraz pojechała – Singer poprawił czapkę unikając wzroku Alysson. Dziewczyna widziała, że Bobby coś przed nią ukrywa i chciała dowiedzieć się, o co chodzi.
- A to niby, dlaczego?
- Minęło półtora roku. Wiele się zmieniło od twojej śmierci. Między innymi Lilith złamała wszystkie pieczęcie i doprowadziła do Apokalipsy, ale jakoś pokonaliśmy Lucyfera – Bobby przejechał dłonią po twarzy, przez co wyglądał na jeszcze bardziej zmęczonego.
- Jak udało wam się pokonać Lucyfera? Zabić go mógł tylko Michał, ale to by oznaczało, że Dean… - Alysson usiadła na kanapie i popatrzyła na Singera z niemą prośbą. – Proszę powiedz, że to nieprawda.
- Dean nie powiedział Michałowi tak, jeśli o to ci chodzi. Ale najlepiej będzie, jeśli oni sami ci o wszystkim opowiedzą. Zadzwoń do Sama, on wszystko ci wyjaśni. – Alysson pokiwała ze zrozumieniem głową nadal mając wrażenie, że Bobby ukrywa przed nią coś ważnego.


~*~

           Zaparkowała na poboczu i wysiadła z samochodu.
- Wygląda na to, że nasze drogi się tutaj rozchodzą – powiedziała do Benniego, który stanął naprzeciw niej.
- Chyba tak – potwierdził mężczyzna. Alysson uśmiechnęła się pod nosem i uściskała go serdecznie.
- Dziękuję za to, co dla mnie zrobiłeś. I pamiętaj, że gdybyś miał jakieś kłopoty śmiało możesz do mnie zadzwonić – dodała klepiąc go po ramieniu.
- To samo tyczy się ciebie. Trzymaj się, Alysson – Benny z uśmiechem na ustach odwrócił się i odszedł w stronę miasteczka, w którym zamierzał zacząć swoje życie od nowa. Alysson natomiast wsiadła do swojego samochodu i odjechała w przeciwną stronę zmierzając do Cicero w stanie Indiana, gdzie miała nadzieję po tylu miesiącach wreszcie zobaczyć się ze starszym Winchesterem.


* Sezon szósty powstał w 2010 roku i tak też datuje się Księga II mojego opowiadania.


*****************************************


Wiem, że miałam dodać ten rozdział w tamtym tygodniu, ale kompletnie o tym zapomniałam i strasznie was za to przepraszam. Mam nadzieję, że połączenie szóstego i ósmego sezonu Supernatural wam się spodoba:) 

6 komentarzy:

  1. Powiem tylko, że pisanie pracy licencjackiej nie jest niczym przyjemnym :/
    Ale mając teraz sporo czasu, ruszyłam biegiem do Ciebie i tak czytam kolejny rozdział.
    Więc Alysson trafiła do Czyśćca (tak mi się przynajmniej wydaje ;D ) Dean... do niego rola zwykłego faceta nie pasuje, on jest stworzony do działania, a nie do wiercenia dziur w ścianach. No i to widać, nie jest w takim życiu szczęśliwy, gdyby był tego zostałby z Lisą ( której nawiasem mówiąc nie trawie z oczywistych względów ;D )
    O fuj, takie rozkładające się zwłoki są pewnie najgorsze. Ten smród, te robale... bleee Ooooo Benny :D Jak ja go uuuwielbiam! On musi wrócić do SPN bo jak nie to strajk ;) Przez niego zaczęłam pisać moje opowiadanie z wampirzycą ;) Te ich niedowierzanie jest najlepsze, powinni się nauczyć, że „w tym świecie” jest wszystko możliwe ;D
    Sam będzie bez duszy? Znowu nałapie sobie u mnie minusików ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też uwielbiam Benny'ego(nigdy nie wiedziałam jak się to odmienia:D)i mam nadzieję, że Dean wyciągnie go z Czyśćca i Benny wróci do Supernatural;)Ja właśnie ze względu na niego postanowiłam w Księdze II dodać elementy ósmego sezonu:)
      Czy Sam będzie bez duszy? Może, Może:P

      Usuń
    2. to tak jak Bobby'ego ciężko sie odmienia takie imiona ;) Podobno na twitterze poszła petycja o to, żeby Benny wrócił w 9 sezonie, więc mam nadzieje, że coś zdziałamy :D
      Może, może... no dobra już nie pytam o więcej ;)

      Usuń
  2. Co gdzie i jak? Gdzie ją wyniosło? Aaa czaję, czaję mózgownica zaczyna pracować… Długo jej nie było. Te opisy i opustoszały sklep przypomniał mi wyjście Deana z piekła. O nie, o nie, o nie tylko nie ta kobieta. Lisa – ble nie lubię jej. Dean no weź :P Uciekają z tego domu. Czyżby pojawił się w twoim opowiadaniu Benny :D A jednak. Zaciekawia mnie jednak gdzie jest Sam? Nie dziwię się czemu Bobby tak zareagował. A czyli Sam gdzieś tam buszuje i wybija inne kreatury a Dean bawi się w dom – dobra teraz wiem, w jakim punkcie mniej więcej jestem :D Uch, to się biedna zdziwi, jak dojedzie na miejsce. Ciekawe co zrobi Dean. Czekam na ciąg dalszy. Ano, jestem ciekawa połączenia tych dwóch sezonów – zobaczymy co ci z tego wyjdzie. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej ;) Zapraszam na nowy rozdział :)
    Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Zainteresowało mnie połączenie tych dwóch sezonów przecież to jest 8 i 9 na boga, ja to jeszcze pamiętam jak na 8 czekałam a tu już 9 haha
    Kiedyś przeczytałam Księgę 1 jak jeszcze bloggera nie miałam, chociaz nadal nie mam tylko jakieś google+ jakieś badziewie, dobra nie ważne XD
    Rozdział świetny, a ja miałam długą przerwę od czytania bo z 3 miesiące ale się od nowa wciągnęłam. Przyzwyczaj się będziesz mnie tu widziała wcześniej.
    No i jak to przystało, pozdrawiam i zapraszam również do siebie tylko ja nie piszę o supernatural a takie dziwne coś haha:
    http://im-a-wildchild.blogspot.com/
    Jeszcze raz gratuluję rozdziału i życzę weny ;))

    OdpowiedzUsuń