Rozdział IV
- W porządku? – Usłyszała męski głos i zerknęła w kierunku, z którego dochodził. Zobaczyła wysokiego bruneta w czarnej marynarce i szarym podkoszulku wyciętym w serek pochylającego się nad zastrzeloną kobietą. „Dziwne…” – pomyślała Alysson – „Nie przypominam sobie żebym słyszała strzały.”
- Kim jesteś? – Zapytała przenosząc wzrok na mężczyznę i ostrożnie wstała z podłogi. Rozejrzała się po pomieszczeniu w poszukiwaniu pistoletu, który upuściła podczas walki z Okami, jednak nigdzie go nie widziała.
- Tego szukasz? - Zapytał mężczyzna i z cynicznym uśmiechem na ustach zaczął bawić się pistoletem. Widząc, że Alysson rzuca nerwowe spojrzenie w stronę sztyletu leżącego obok łóżka, rzucił do niej pistolet, który dziewczyna odruchowo złapała. Chciał w ten sposób pokazać jej, że przybył tu by jej pomóc, a nie by ją zabić.
- Jestem Balthazar. Castiel prosił mnie żebym ci pomógł. – brunet oparł się ręką o ścianę i zmierzył ją znudzonym wzrokiem.
- Castiel? Znasz go? – Zapytała ciągle ściskając w dłoni pistolet, tak na wszelki wypadek, gdyby ów Balthazar okazał się jednak jej wrogiem, a nie przyjacielem. Popatrzyła na niego podejrzliwie zachowując bezpieczną odległość – Jesteś aniołem?
- Można powiedzieć, że jestem uciekinierem z niebios. Podobnie jak twoja matka, prawda?. – Mężczyzna uśmiechnął się ironicznie i przekrzywił głowę. – Odłóż ten pistolet, bo jeszcze sobie krzywdę zrobisz.
- Jaką mam pewność, że jesteś przyjacielem Castiela? – Zapytała mrużąc oczy.
- Możesz mi wierzyć albo i nie. Nie obchodzi mnie to. – Odepchnął się od ściany i powoli podszedł do niej. – Uratowałem ci życie, więc chyba należy mi się jakieś podziękowanie, prawda?
Nachylił się i popatrzył na nią wyczekująco. Alysson prychnęła cicho i wywróciła teatralnie oczami.
- Dziękuję. A teraz skoro już tu jesteś to pomóż mi z tym ciałem – powiedziała wskazując głową na leżącą kobietę. Wyminęła go i podniosła z podłogi sztylet, lecz kiedy się odwróciła, Balthazara już nie było.
~*~
Zakopała Okami, uprzednio oczywiście dźgając ją siedem razy bambusowym sztyletem, aby mieć pewność, że japoński potwór już nikogo więcej nie zabije. Wrzuciła łopatę do bagażnika i wsiadła do samochodu. Wyciągnęła z kieszeni telefon i wybrała numer Sama.
- Hej Sam. Właśnie zamknęłam sprawę w Vermont i pomyślałam, że gdybyś potrzebował pomocy przy jakiejś robocie to jak na razie jestem wolna – powiedziała zagryzając wargę. Czuła się dziwnie rozmawiając normalnie z Samem po tym wszystkim, co się niedawno wydarzyło, jednak nie miała wyboru. Wróciła do życia i musiała znów zacząć normalnie żyć. O ile życie łowcy można nazwać normalnym.
- Właśnie miałem do ciebie zadzwonić. Poluję w Cicero na grupę dżinów i przydałaby mi się twoja pomoc. Przy okazji poznałabyś Campbellów – głos Sama był swobodny jakby w ogóle nie przejmował się tym, że spędził noc z byłą dziewczyną swojego brata.
- W Cicero? – Alysson odchrząknęła słysząc nazwę miasta. Przed jej oczami natychmiast pojawił się widok szczęśliwego Deana i nieznajomej kobiety.
- Tak, polują na Deana i jego rodzinę – Młodszy Winchester powiedział to bez skrępowania, nie zdając sobie nawet sprawy jak bardzo tymi słowami rani Alysson.
- Ok. Pomogę ci, ale pod warunkiem, że nie spotkam się z Deanem. On nie może się dowiedzieć, że żyję. – Przerwała na chwilę słysząc w słuchawce dźwięk oznaczający drugą rozmowę. Zerknęła przelotnie na wyświetlacz. – Mam drugą rozmowę, zadzwonię za chwilę.
Rozłączyła się z Samem i odebrała drugi telefon.
- Benny to nie jest odpowiedni moment. Jeśli to nic poważnego możesz zadzwonić później? – Zapytała, przeczesując włosy palcami i ocierając krople potu z czoła.
- W mieście jest łowca. Chyba na mnie poluje – Benny zawsze był opanowany, jednak teraz w jego głosie wyczuła zdenerwowanie.
- Co? Benny miałeś być ostrożny – powiedziała z wyrzutem Alysson i westchnęła zrezygnowana. Wszystko zawsze było na jej głowie.
- Nikogo nie zabiłem, jeśli o to ci chodzi. Nie wiem jak dowiedział się, że jestem wampirem. Może po prostu poluje na inne gniazdo, ale lepiej by było gdybyś tutaj przyjechała, tak na wszelki wypadek. Może to jakiś twój znajomy i spróbujesz się z nim jakoś dogadać? – Benny przerwał na chwilę, po czym dodał prosząco: - Odnalazłem tu swoją prawnuczkę i nie chcę żeby stała jej się jakaś krzywda. Alysson to jest ostatnia rzecz, o jaką cię proszę.
- Ok, przyjadę najszybciej jak tylko będę mogła. – Rozłączyła się i potarła dłonią skronie. Z piskiem opon skręciła na autostradę prowadzącą do Luizjany i ponownie wybrała numer Sama.
- Hej Sam. Właśnie zamknęłam sprawę w Vermont i pomyślałam, że gdybyś potrzebował pomocy przy jakiejś robocie to jak na razie jestem wolna – powiedziała zagryzając wargę. Czuła się dziwnie rozmawiając normalnie z Samem po tym wszystkim, co się niedawno wydarzyło, jednak nie miała wyboru. Wróciła do życia i musiała znów zacząć normalnie żyć. O ile życie łowcy można nazwać normalnym.
- Właśnie miałem do ciebie zadzwonić. Poluję w Cicero na grupę dżinów i przydałaby mi się twoja pomoc. Przy okazji poznałabyś Campbellów – głos Sama był swobodny jakby w ogóle nie przejmował się tym, że spędził noc z byłą dziewczyną swojego brata.
- W Cicero? – Alysson odchrząknęła słysząc nazwę miasta. Przed jej oczami natychmiast pojawił się widok szczęśliwego Deana i nieznajomej kobiety.
- Tak, polują na Deana i jego rodzinę – Młodszy Winchester powiedział to bez skrępowania, nie zdając sobie nawet sprawy jak bardzo tymi słowami rani Alysson.
- Ok. Pomogę ci, ale pod warunkiem, że nie spotkam się z Deanem. On nie może się dowiedzieć, że żyję. – Przerwała na chwilę słysząc w słuchawce dźwięk oznaczający drugą rozmowę. Zerknęła przelotnie na wyświetlacz. – Mam drugą rozmowę, zadzwonię za chwilę.
Rozłączyła się z Samem i odebrała drugi telefon.
- Benny to nie jest odpowiedni moment. Jeśli to nic poważnego możesz zadzwonić później? – Zapytała, przeczesując włosy palcami i ocierając krople potu z czoła.
- W mieście jest łowca. Chyba na mnie poluje – Benny zawsze był opanowany, jednak teraz w jego głosie wyczuła zdenerwowanie.
- Co? Benny miałeś być ostrożny – powiedziała z wyrzutem Alysson i westchnęła zrezygnowana. Wszystko zawsze było na jej głowie.
- Nikogo nie zabiłem, jeśli o to ci chodzi. Nie wiem jak dowiedział się, że jestem wampirem. Może po prostu poluje na inne gniazdo, ale lepiej by było gdybyś tutaj przyjechała, tak na wszelki wypadek. Może to jakiś twój znajomy i spróbujesz się z nim jakoś dogadać? – Benny przerwał na chwilę, po czym dodał prosząco: - Odnalazłem tu swoją prawnuczkę i nie chcę żeby stała jej się jakaś krzywda. Alysson to jest ostatnia rzecz, o jaką cię proszę.
- Ok, przyjadę najszybciej jak tylko będę mogła. – Rozłączyła się i potarła dłonią skronie. Z piskiem opon skręciła na autostradę prowadzącą do Luizjany i ponownie wybrała numer Sama.
~*~
Zaparkowała przed przydrożną knajpką i wysiadła z samochodu. Weszła do budynku i rozejrzała się uważnie po pomieszczeniu. Jak w prawie każdej taniej jadłodajni sala była obskurna i zaniedbana. Zarysowane stoliki, zdarte krzesła, odrapane ściany. W powietrzu unosił się zapach tłuszczu i dymu papierosowego, przytłaczając rzadką klientelę. Alysson podeszła do odrapanego baru, prawdopodobnie niegdyś pomalowanego na zielono i usiadła na jednym ze zniszczonych krzeseł. Po chwili podeszła do niej niska brunetka z szerokim uśmiechem na ustach, całkowicie niepasująca do ogólnego wystroju baru.
- Co podać? – Zapytała wyciągając z fartucha notes i popatrzyła wyczekująco na Alysson.
- Na razie tylko kawę. – Kelnerka pokiwała głową i odeszła. Alysson w tym czasie rozejrzała się uważnie po sali. Nie zauważyła niczego podejrzanego, a tym bardziej nie dostrzegła Benny’ego, który powiedział jej, że tutaj może go znaleźć. Po chwili kelnerka postawiła przed Heid filiżankę z kawą.
- Przepraszam, Elizabeth – przeczytała imię na plakietce i uśmiechnęła się do dziewczyny. – Wiesz gdzie mogę znaleźć Benny’ego Lafitte?
- Kogo? Wybacz, ale nie słyszałam o kimś takim. Popytaj na mieście, może ktoś go zna – powiedziała Elizabeth i odeszła przyjąć zamówienie od siwiejącego mężczyzny, siedzącego przy stoliku pod oknem. Alysson westchnęła i wyciągnęła telefon. Wybrała numer Benny’ego. Mężczyzna jednak nie odbierał, wiec łowczyni dopiła swoją kawę i położyła na ladzie pieniądze. Wstała z krzesła i chciała już wyjść, lecz jej wzrok przykuło zdjęcie wiszące naprzeciw baru.
- Kim jest ten mężczyzna na zdjęciu? – Zapytała przechodzącą obok kelnerkę, wskazując ręką na fotografię.
- To Roy, pracuje tutaj na nocną zmianę. Znasz go? – Odpowiedziała kelnerka wycierając ściereczką szklankę.
- Tak, to mój stary znajomy. Powiedz mu żeby zadzwonił pod ten numer, gdybyś spotkała go wcześniej niż ja – Alysson napisała pospiesznie na serwetce swój nowy numer telefonu i podała go Elizabeth.
- Jasne, przekażę mu.
- Dzięki za kawę – rzuciła przez ramię Alysson i wyszła z kawiarni.
- Na razie tylko kawę. – Kelnerka pokiwała głową i odeszła. Alysson w tym czasie rozejrzała się uważnie po sali. Nie zauważyła niczego podejrzanego, a tym bardziej nie dostrzegła Benny’ego, który powiedział jej, że tutaj może go znaleźć. Po chwili kelnerka postawiła przed Heid filiżankę z kawą.
- Przepraszam, Elizabeth – przeczytała imię na plakietce i uśmiechnęła się do dziewczyny. – Wiesz gdzie mogę znaleźć Benny’ego Lafitte?
- Kogo? Wybacz, ale nie słyszałam o kimś takim. Popytaj na mieście, może ktoś go zna – powiedziała Elizabeth i odeszła przyjąć zamówienie od siwiejącego mężczyzny, siedzącego przy stoliku pod oknem. Alysson westchnęła i wyciągnęła telefon. Wybrała numer Benny’ego. Mężczyzna jednak nie odbierał, wiec łowczyni dopiła swoją kawę i położyła na ladzie pieniądze. Wstała z krzesła i chciała już wyjść, lecz jej wzrok przykuło zdjęcie wiszące naprzeciw baru.
- Kim jest ten mężczyzna na zdjęciu? – Zapytała przechodzącą obok kelnerkę, wskazując ręką na fotografię.
- To Roy, pracuje tutaj na nocną zmianę. Znasz go? – Odpowiedziała kelnerka wycierając ściereczką szklankę.
- Tak, to mój stary znajomy. Powiedz mu żeby zadzwonił pod ten numer, gdybyś spotkała go wcześniej niż ja – Alysson napisała pospiesznie na serwetce swój nowy numer telefonu i podała go Elizabeth.
- Jasne, przekażę mu.
- Dzięki za kawę – rzuciła przez ramię Alysson i wyszła z kawiarni.
~*~
Weszła do niewielkiego lasu i od razu zauważyła rozwalającego się kampera Benny'ego. Podeszła bliżej i zobaczyła mężczyznę kończącego coś zakopywać. Na jego dłoniach była świeża krew.
- Cześć Benny, a może wolisz żebym mówiła do ciebie Roy? - Zapytała opierając się o jedno z drzew. Wampir odłożył łopatę i odwrócił się do niej.
- To nie byłem ja, Alysson - Powiedział wycierając dłonie. Heid prychnęła pod nosem i założyła ręce na piersiach.
- Więc może wytłumaczysz mi, co robisz tutaj, zakopując kobietę z rozszarpanym gardłem, która została zamordowana wczoraj wieczorem?
Benny westchnął zrezygnowany i zaczął opowiadać wszystko od początku, zaczynając od jego pierwszego przybycia do baru Elizabeth. Alysson wysłuchała go uważnie i w końcu pokiwała ze zrozumieniem głową.
- Dlaczego nie powiedziałeś mi, że w Carencro jest jeszcze jeden wampir? - Zapytała marszcząc brwi.
- Nie chciałem cię w to mieszać; myślałem, że sam sobie z tym poradzę, ale później pojawił się ten łowca, a ofiar było coraz więcej. Musiałem do ciebie zadzwonić.
- Mówiłeś, że ten wampir, Desmond zaproponował ci miejsce w swoim gnieździe. Zgodziłeś się? - Zapytała niepewnie Alysson.
- Oczywiście, że nie, ale on nie odpuści. Te ofiary były ostrzeżeniem dla mnie. Ale nie martw się, zajmę się nim - wyjaśnił Benny i wziął w dłoń maczetę leżącą na ziemi.
- Chciałeś chyba powiedzieć, że razem się zajmiemy tym - powiedziała Alysson, otwierając bagażnik i pokazując mu strzykawki z krwią nieboszczyka. - Mogą się przydać.
- Nie odpuścisz, prawda?
- Ani mi się śni - powiedziała z uśmiechem i zatrzasnęła bagażnik.
- Cześć Benny, a może wolisz żebym mówiła do ciebie Roy? - Zapytała opierając się o jedno z drzew. Wampir odłożył łopatę i odwrócił się do niej.
- To nie byłem ja, Alysson - Powiedział wycierając dłonie. Heid prychnęła pod nosem i założyła ręce na piersiach.
- Więc może wytłumaczysz mi, co robisz tutaj, zakopując kobietę z rozszarpanym gardłem, która została zamordowana wczoraj wieczorem?
Benny westchnął zrezygnowany i zaczął opowiadać wszystko od początku, zaczynając od jego pierwszego przybycia do baru Elizabeth. Alysson wysłuchała go uważnie i w końcu pokiwała ze zrozumieniem głową.
- Dlaczego nie powiedziałeś mi, że w Carencro jest jeszcze jeden wampir? - Zapytała marszcząc brwi.
- Nie chciałem cię w to mieszać; myślałem, że sam sobie z tym poradzę, ale później pojawił się ten łowca, a ofiar było coraz więcej. Musiałem do ciebie zadzwonić.
- Mówiłeś, że ten wampir, Desmond zaproponował ci miejsce w swoim gnieździe. Zgodziłeś się? - Zapytała niepewnie Alysson.
- Oczywiście, że nie, ale on nie odpuści. Te ofiary były ostrzeżeniem dla mnie. Ale nie martw się, zajmę się nim - wyjaśnił Benny i wziął w dłoń maczetę leżącą na ziemi.
- Chciałeś chyba powiedzieć, że razem się zajmiemy tym - powiedziała Alysson, otwierając bagażnik i pokazując mu strzykawki z krwią nieboszczyka. - Mogą się przydać.
- Nie odpuścisz, prawda?
- Ani mi się śni - powiedziała z uśmiechem i zatrzasnęła bagażnik.
Wysiadła z samochodu upewniając się uprzednio, że ma przy sobie wystarczającą ilość krwi nieboszczyka.
- Więc jaki jest plan? - Zapytała zerkając na Benny'ego.
- Nie ma planu - odpadł wampir zaciskając dłoń na maczecie.
- Czyli jak na każdym normalnym polowaniu - Alysson uśmiechnęła się do niego szeroko i razem weszli do opuszczonego magazynu. Włączyła latarkę i pokazała Benny'emu żeby się rozdzielili. Poszła w prawo zaglądając uważnie w każdy kąt. Nagle usłyszała za sobą kroki. Zacisnęła dłonie na maczecie i odwróciła się gwałtownie chcąc zadać cios, jednak blond włosy wampir był szybszy. Wyrwał jej broń i przerzucił ją przez ramię tak, że wylądowała na jakiejś skrzynce. Chciała się podnieść, lecz mężczyzna usiadł na niej obezwładniając ją.
- Benny nie mówił, że przyprowadzi kolacje - powiedział wampir i chwycił ją za szyję. Alysson syknęła cicho i wyswobodziła jedną dłoń z uścisku mężczyzny, aby sięgnął do kieszeni kurtki, gdzie ukryła strzykawkę z krwią nieboszczyka.
- Może nie chciał się dzielić? - Zapytała i zamachnęła się strzykawką, aby wbić ją w ramie mężczyzny, jednak ten chwycił jej rękę i ścisnął ją roztrzaskując strzykawkę i raniąc tym samym dłoń Alysson. Wampir pochylił się nad nią i wbił zęby w jej szyję. Alysson chciała go odepchnął, jednak była zbyt słaba. Po chwili jak przez mgłę zobaczyła, że Benny chwyta wampira za kurtkę i odcina mu maczetą głowę.
- Długo to trwało - powiedziała dotykając miejsca, w które ugryzł ją wampir. Syknęła cicho i wstała z ziemi.
- Prawie jak za starych czasów - powiedział Benny i zatrzymał wzrok na ranie Alysson, z której ciągle sączyła się krew. Jego warga niebezpiecznie drgała.
- Benny, wszystko w porządku? - Zapytała widząc w jego oczach głód.
- Tak - odparł Benny unikając jej wzroku i wyszedł z magazynu.
- Więc jaki jest plan? - Zapytała zerkając na Benny'ego.
- Nie ma planu - odpadł wampir zaciskając dłoń na maczecie.
- Czyli jak na każdym normalnym polowaniu - Alysson uśmiechnęła się do niego szeroko i razem weszli do opuszczonego magazynu. Włączyła latarkę i pokazała Benny'emu żeby się rozdzielili. Poszła w prawo zaglądając uważnie w każdy kąt. Nagle usłyszała za sobą kroki. Zacisnęła dłonie na maczecie i odwróciła się gwałtownie chcąc zadać cios, jednak blond włosy wampir był szybszy. Wyrwał jej broń i przerzucił ją przez ramię tak, że wylądowała na jakiejś skrzynce. Chciała się podnieść, lecz mężczyzna usiadł na niej obezwładniając ją.
- Benny nie mówił, że przyprowadzi kolacje - powiedział wampir i chwycił ją za szyję. Alysson syknęła cicho i wyswobodziła jedną dłoń z uścisku mężczyzny, aby sięgnął do kieszeni kurtki, gdzie ukryła strzykawkę z krwią nieboszczyka.
- Może nie chciał się dzielić? - Zapytała i zamachnęła się strzykawką, aby wbić ją w ramie mężczyzny, jednak ten chwycił jej rękę i ścisnął ją roztrzaskując strzykawkę i raniąc tym samym dłoń Alysson. Wampir pochylił się nad nią i wbił zęby w jej szyję. Alysson chciała go odepchnął, jednak była zbyt słaba. Po chwili jak przez mgłę zobaczyła, że Benny chwyta wampira za kurtkę i odcina mu maczetą głowę.
- Długo to trwało - powiedziała dotykając miejsca, w które ugryzł ją wampir. Syknęła cicho i wstała z ziemi.
- Prawie jak za starych czasów - powiedział Benny i zatrzymał wzrok na ranie Alysson, z której ciągle sączyła się krew. Jego warga niebezpiecznie drgała.
- Benny, wszystko w porządku? - Zapytała widząc w jego oczach głód.
- Tak - odparł Benny unikając jej wzroku i wyszedł z magazynu.
Wyszła za Bennym z magazynu przytrzymując przy ranie chusteczkę.
- Będę musiał stąd wyjechać, prawda? - Zapytał mężczyzna nie patrząc na nią.
- Nie masz wyjścia. Jak wieść się rozniesie, łowcy zaczną cię ścigać i sam nie dasz im rady. Musisz zaszyć się gdzieś, gdzie nikt cię nie znajdzie - powiedziała podchodząc do niego.
- Chyba znam takie miejsce. Do zobaczenia, Alysson – powiedział Benny i wsiadł do swojego kampera.
- Będę musiał stąd wyjechać, prawda? - Zapytał mężczyzna nie patrząc na nią.
- Nie masz wyjścia. Jak wieść się rozniesie, łowcy zaczną cię ścigać i sam nie dasz im rady. Musisz zaszyć się gdzieś, gdzie nikt cię nie znajdzie - powiedziała podchodząc do niego.
- Chyba znam takie miejsce. Do zobaczenia, Alysson – powiedział Benny i wsiadł do swojego kampera.
Siedziała w samochodzie jadąc w stronę autostrady prowadzącej do stanu Indiana, gdy zadzwoniła jej komórka. Zerknęła na wyświetlacz i odebrała.
- To ja, Elizabeth. Miałam zadzwonić, kiedy go spotkam – usłyszała w słuchawce roztrzęsiony głos.
- Mówisz o Royu? Jest tam? – Zapytała Alysson przeczesując palcami włosy.
- Po prostu przyjedź, dobrze? – Z ust Elizabeth wyrwał się cichy szloch, po czym rozmowa została przerwana. Alysson rzuciła telefon na fotel pasażera i z piskiem opon zawróciła w stronę miasta, przeklinając pod nosem Benny’ego.
- To ja, Elizabeth. Miałam zadzwonić, kiedy go spotkam – usłyszała w słuchawce roztrzęsiony głos.
- Mówisz o Royu? Jest tam? – Zapytała Alysson przeczesując palcami włosy.
- Po prostu przyjedź, dobrze? – Z ust Elizabeth wyrwał się cichy szloch, po czym rozmowa została przerwana. Alysson rzuciła telefon na fotel pasażera i z piskiem opon zawróciła w stronę miasta, przeklinając pod nosem Benny’ego.
Zaparkowała przed barem i wysiadła z samochodu uprzednio chowając pistolet za paskiem od spodni. Zerknęła na wyświetlacz komórki. Dzwoniła do Benny'ego z dziesięć razy, jednak ten nie dawał żadnego znaku życia. Rozejrzała się po parkingu i zmarszczyła brwi. Była zaledwie dwudziesta trzydzieści, a knajpa wydawała się już opustoszała. Oprócz niej w okolicy nie było żywego ducha, co wydawało się dziwne, bo to miasto dopiero wieczorem zaczyna tętnić życiem. Alysson podeszła do lekko uchylonych drzwi i zacisnęła dłoń na rączce pistoletu. Z wnętrza sali doszedł ją cichy dźwięk, coś pomiędzy szlochem, a jękiem. Alysson bez wahania pchnęła drzwi i weszła do pomieszczenia. Na środku sali siedziała kelnerka, z którą wcześniej rozmawiała, a u jej stóp w kałuży krwi leżał czarnoskóry mężczyzna. Heid podbiegła do dziewczyny przelotnie zerkając na jej zakrwawione ręce i ubranie.
- Spokojnie, jestem z policji. Już nic ci nie grozi - objęła ramieniem przerażoną kobietę, starając się ją uspokoić.
- To był Roy. On… Rozszarpał zębami szyję tego mężczyzny, a potem po prostu uciekł - powiedziała przerywanym głosem Elizabeth i otarła z twarzy łzy. Alysson zerknęła na martwego mężczyznę. Od razu go rozpoznała. Był to Gordon Walker*, najbardziej zawzięty łowca wampirów, o jakim kiedykolwiek słyszała. Bobby dużo jej o nim opowiadał i Alysson była pewna, że nigdy nie chciałaby spotkać go na swojej drodze. Łowczyni podeszła do mężczyzny i przyjrzała mu się uważnie. Natychmiast zauważyła ślady zębów na jego szyi. Teraz miała już pewność, że tej kelnerce nic się nie przywidziało i to na pewno Benny zabił Walkera. Wyprostowała się i podeszła do Elizabeth.
- Trafisz sama do domu? - Zapytała pomagając jej wstać. Kiedy dziewczyna pokiwała głową, Alysson dodała: - Nie musisz się bać, już nic ci nie grozi.
- A co z Royem? Złapiecie go? - Zapytała Elizabeth ciągle drżąc ze strachu.
- Już nigdy nie pojawi się w twoim życiu. Możesz być tego pewna - Alysson położyła jej rękę na ramieniu i odprowadziła ją do drzwi, po czym sama zabrała się do sprzątania krwi z podłogi.
- Spokojnie, jestem z policji. Już nic ci nie grozi - objęła ramieniem przerażoną kobietę, starając się ją uspokoić.
- To był Roy. On… Rozszarpał zębami szyję tego mężczyzny, a potem po prostu uciekł - powiedziała przerywanym głosem Elizabeth i otarła z twarzy łzy. Alysson zerknęła na martwego mężczyznę. Od razu go rozpoznała. Był to Gordon Walker*, najbardziej zawzięty łowca wampirów, o jakim kiedykolwiek słyszała. Bobby dużo jej o nim opowiadał i Alysson była pewna, że nigdy nie chciałaby spotkać go na swojej drodze. Łowczyni podeszła do mężczyzny i przyjrzała mu się uważnie. Natychmiast zauważyła ślady zębów na jego szyi. Teraz miała już pewność, że tej kelnerce nic się nie przywidziało i to na pewno Benny zabił Walkera. Wyprostowała się i podeszła do Elizabeth.
- Trafisz sama do domu? - Zapytała pomagając jej wstać. Kiedy dziewczyna pokiwała głową, Alysson dodała: - Nie musisz się bać, już nic ci nie grozi.
- A co z Royem? Złapiecie go? - Zapytała Elizabeth ciągle drżąc ze strachu.
- Już nigdy nie pojawi się w twoim życiu. Możesz być tego pewna - Alysson położyła jej rękę na ramieniu i odprowadziła ją do drzwi, po czym sama zabrała się do sprzątania krwi z podłogi.
* Wiem, że Gordon Walker w serialu zginął w inny sposób, ale w moim opowiadaniu postanowiłam to zmienić:)