niedziela, 24 marca 2013

Rozdział XV

Rozdział XV




           Siedziała na łóżku obok Deana i patrzyła na nich w osłupieniu. Nie mogła uwierzyć w to, co jej przed chwilą powiedzieli.
- Współpracujecie z demonem? Oszaleliście?! – Zapytała zszokowana przenosząc wzrok z Deana na Sam i z powrotem. Wstała z łóżka i zaczęła nerwowo przechadzać się po pokoju.
- Ruby uratowała nam życie i to kilka razy. Nie jest taka jak inne demony – powiedział Sam, a w jego głosie wyczuła szczerość. Pokręciła głową nie mogąc uwierzyć, że mogą być aż tak naiwni.
- Wszystkie demony są takie same! To kłamliwi zdrajcy i wy powinniście wiedzieć o tym najlepiej – powiedziała odwracając się do nich gwałtownie. Popatrzyła na starszego Winchestera jakby szukając u niego ratunku. – Dean, proszę powiedz, że chociaż ty jej nie ufasz.
- Nie popieram tej znajomości i nie ufam jej, ale jak na razie nas nie zabiła, więc… - Dean wzruszył ramionami, po czym odchrząknął i dokończył: – myślę, że jeszcze będzie nam potrzebna.
- Nie mogę uwierzyć, że dajecie się nabrać na jej tanie sztuczki – powiedziała cicho chcąc zakończyć już tę rozmowę. To było ich życie i nie chciała się do niego wtrącać, jednak była pewna, że znajomość Winchesterów z Ruby odbije się również i na niej.
- Alysson, posłuchaj – zaczął Sam, jednak przerwał, ponieważ naprzeciw niego pojawiło się nagle dwóch mężczyzn.
- Wybaczcie, że przerywamy, z pewnością bardzo interesującą rozmowę, ale potrzebujemy waszej pomocy. A konkretnie twojej – czarnoskóry mężczyzna, ubrany w nienagnanie dopasowany garnitur, wskazał na Deana. Po chwili jego wzrok spoczął na zdezorientowaną Alysson.
– A więc to ty jesteś tą słynną córką Katherine Heid. Jestem Uriel – przedstawił się podchodząc do niej. – Zachariasz sporo mi o tobie opowiadał. Swoją drogą on ciągle czeka na twoją odpowiedź, co do jego propozycji.
Alysson zacisnęła usta w wąską linię unikając pytającego wzroku Winchesterów. Nie chciała im teraz mówić o swojej ostatniej rozmowie z Zachariaszem. Nie mogłaby przekazać im tych wszystkich złych informacji, nie byłaby wstanie.
- Ktoś zabija anioły, a my musimy go powstrzymać. Jak na razie nie wiemy, kto za tym stoi, a jedyną osobą, która może udzielić nam jakichkolwiek informacji na ten temat jest Alastair. Nie udało się nam nic od niego dowiedzieć i dlatego potrzebujemy twojej pomocy – zmienił temat Castiel patrząc na Deana. Alysson zmarszczyła brwi i popatrzyła z niedowierzaniem na aniołów.
- Chcecie żebym go torturował i wydobył z niego informacje? – Zapytał Dean, a na jego twarz padł cień wątpliwości.
- Cas, nie możecie go o to prosić! – Popatrzyła znacząco na bruneta, mając nadzieję, że przyzna jej rację. Ten jednak pokręcił dyskretnie głową i popatrzył na nią przepraszająco.
- A kto powiedział, że go o to prosimy? – Zapytał Uriel ze złośliwym uśmieszkiem i po chwili trzech mężczyzn rozpłynęło się w powietrzu.

           - Cholera! – Zaklęła pod nosem Alysson uderzając pięścią w stół. Popatrzyła na Sama, który był równie zdenerwowany jak ona i zacisnęła wargi. – Nawet nie wiemy gdzie go zabrali.
- Myślę, że Ruby byłaby wstanie go zlokalizować – powiedział niepewnie Sam sięgając po komórkę.
- Nie chcę mieć nic wspólnego z tym demonem – odrzekła stanowczo patrząc mu wyzywająco w oczy.
- Jak sama powiedziałaś, nie mamy pojęcia gdzie zabrali Deana, a to może być nasza jedyna nadzieja.
- Niekoniecznie jedyna – powiedziała cicho zagryzając delikatnie dolną wargę.
- Co masz na myśli? – Sam zmarszczył brwi przyglądają jej się uważnie. Widział, że Deana i Alysson coś łączy, więc był pewien, że dziewczyna jest wstanie zrobić wszystko nawet, jeśli będzie to nie do końca bezpieczne.
- Mogłabym zlokalizować go i przenieść się tam. Potrzebuję tylko coś, co do niego należy – powiedziała unikając wzroku Winchestera. Ten pomysł był niebezpieczny i ona doskonale o tym wiedziała, jednak musiała zaryzykować. Podeszła do szafki nocnej i wzięła z niej pistolet Deana. Pokazała go Samowi z niepewnym uśmiechem na ustach. - To powinno się nadać.
- Jesteś pewna, że to bezpieczne? Ostatnio mówiłaś, że nie potrafisz jeszcze przenosić się na dłuższe dystanse. Może lepiej będzie poczekać na Ruby? Zaraz powinna się tu pojawić. – Mogła się spodziewać, że Sam z powątpiewaniem podejdzie do jej pomysłu.
- Jak chcesz to czekaj tu na tą swoją Ruby, ja wolę działać bez pomocy demonów – powiedziała z nutką złości w głosie. Przymknęła oczy i zaciskając dłonie na pistolecie zaczęła szeptać niezrozumiałe dla Sama słowa. Po chwili otworzyła szeroko oczy i głośno nabrała powietrza.
- Chyba go znalazłam – powiedziała odkładając pistolet i wstając z łóżka. – Zabrałabym cię ze sobą, ale obawiam się, że nie jestem wystarczająco silna. Wyślę ci adres SMS.
Sam chciał ją powstrzymać jednak nim się odezwał dziewczyna zniknęła. Zacisnął usta i bezradny usiadł na łóżku czekając na przybycie Ruby.


~*~

           Kiedy otworzyła oczy zauważyła, że jest w nieznanym sobie pomieszczeniu przypominającym bunkier z czasów wojny. Wyciągnęła rękę i po omacku odnalazła metalowy stół, o który oparła się żeby nie upaść. Wzięła kilka głębokich oddechów i otarła dłonią strużkę krwi płynącą z jej nosa.
- Alysson, co ty tutaj robisz? – Zapytał zdziwiony Castiel podchodząc do niej i prowadząc ją do jednego z odrapanych krzeseł. Usiadła opierając ręce na kolanach. Po chwili jej oddech wrócił do normy, jednak ciągle czuła się osłabiona jakby ktoś podał jej sporą dawkę środków znieczulających.
- Gdzie jest Dean? – Zapytała ignorując jego pytanie. Wstała z krzesła i zaciskając usta w wąską linię zaczęła nerwowo przechadzać się po pomieszczeniu usilnie ignorując nasilający się ból głowy.
- Jest tam. – Castiel wskazał dłonią na mosiężne drzwi po swojej prawej stronie, po czym dodał niepewnie: - Z Alastairem.
- Nie możecie go do tego zmuszać, Cas. On nie może tego robić - odwróciła się do niego ze złością. Podeszła do mężczyzny i popatrzyła na niego z niemą prośbą.
- Przykro mi, ale nie mamy wyboru. Ktoś zabija anioły, a Dean to nasza ostatnia nadzieja. Naprawdę wiele bym dał żeby nie musiał przez to przechodzić - dodał przepraszająco.
- To zrób coś wreszcie! Powstrzymaj go - chwyciła go za ramię przełykając głośno ślinę. Wiedziała, co Dean przeżył w piekle i nie chciała żeby przeżywał to samo tutaj. Musiała to przerwać, ale sama nie dałaby rady sprzeciwić się zdesperowanym aniołom. Potrzebowała pomocy Castiela.
- Nie mogę - odwrócił się do niej plecami chcąc ukryć przed nią swoją twarz, na której wymalował się żal. - I lepiej żebyś ty też nie próbowała.
- Więc mam siedzieć bezczynnie tak jak ty?- Zapytała unosząc brwi i pokręciła zrezygnowana głową.

           Przez chwilę stali obok siebie w zupełnej ciszy, która była przerywana tylko od czasu do czasu odgłosami dobiegającymi zza metalowych drzwi.
- Wzywają mnie – powiedział w końcu Castiel, prostując się. Popatrzył na nią ostrzegawczo i dodał ze stanowczością: - Niedługo wrócę, a ty nie rób niczego głupiego.
- Jasne – mruknęła pod nosem i znów przeniosła wzrok na drzwi wyobrażając sobie, co właśnie się na nimi dzieje.

           Po kilku minutach bezczynnego czekania usłyszała dziwny, metaliczny dźwięk. Rozejrzała się, jednak nie zauważyła niczego podejrzanego. Po chwili zdała sobie sprawę, że dźwięk pochodził zza mosiężnych drzwi. Podbiegła do nich i zajrzała przez niewielką szybę osłoniętą kratami. Castiel zapewniał ją, że wszystko doskonale zabezpieczyli i Alastair nie ma prawa się uwolnić, jednak to, co zobaczyła sprawiło, że nogi się pod nią ugięły, a krew odpłynęła jej z twarzy.


<podkład>

Śmierć jest tylko przecinkiem w zdaniu mojego życia. ~~ Rafał Wojaczek



           Otworzyła ciężkie, metalowe drzwi i wbiegła do pomieszczenia. Alastair puścił Deana, który wyczerpany bezwładnie opadł na podłogę, i odwrócił się do dziewczyny uśmiechając się złośliwie. Alysson wyciągnęła rękę przed siebie chcąc unieszkodliwić demona, jednak jej moc była zbyt słaba, a ona sama zbyt zmęczona, aby cokolwiek mu zrobić. Mężczyzna nie robiąc sobie nic z jej starań zakaszlał tylko w zaciśniętą pięść, po czym zaśmiał się ironicznie i strzepnął ręką. Stopy dziewczyny natychmiast oderwały się od podłoża, a ona sama czując mocne pchnięcie uderzyła plecami o przeciwległą ścianę. Próbowała się wyrwać, jednak niewidzialna siła przygwoździła ją do zimnego betonu. Korzystając z okazji rozejrzała się dookoła chcąc ocenić sytuację. Zerwane łańcuchy bezwładnie zwisały z metalowego pentagramu umieszczonego na środku pomieszczenia. Wymalowana na ziemi białą farbą pułapka na demony w jednym miejscu została przerwana, dzięki czemu Alastairowi udało się uwolnić.

           Alastair uśmiechnął się złośliwie i podszedł do niej wyraźnie usatysfakcjonowany takim obrotem sytuacji. Przybliżył do niej swoją twarz tak, że dzieliło ich tylko kilka centymetrów. 
- Nie zabiję go – zaczął swoim nosowym głosem wskazując głową na pobitego Deana próbującego podnieść się z ziemi – pod warunkiem, że coś dla mnie zrobisz, Alysson.
- Czego chcesz? – Wysyczała przez zaciśnięte zęby nie chcąc pokazać demonowi jak bardzo jest w tej chwili przerażona.
- Nie pasujesz do tego świata, bo nie jesteś do końca człowiekiem. Do Nieba też nie pasujesz, bo nie jesteś w pełni aniołem. Jest tylko jedno miejsce, gdzie żyją tacy odmieńcy jak ty.
- Powiedz wreszcie, czego ode mnie chcesz – powiedziała zniecierpliwiona mając dość jego gierek.
- Moja propozycja brzmi: twoje życie w zamian za życie Deana – na jego twarzy znów pojawił się ten irytujący uśmiech.
- Alysson, nie – usłyszała słaby głos Deana. Alastair odwrócił się do niego i przekręcił głowę w bok. Ciało Winchestera wygięło się w łuk, a z ust chłopaka wydobył się rozdzierający powietrze krzyk bólu.
- Przestań! – Krzyknęła dziewczyna nie mogąc patrzeć na cierpienie Deana. – Dobrze, zgadzam się. Tylko nie rób mu krzywdy.
Po tych słowach ciało Deana opadło bezwładnie na ziemię. Alysson zerknęła na niego i powiedziała bezgłośnie: „Przepraszam”, a po jej policzku spłynęła samotna łza. Alastair zwrócił głowę w jej stronę i machnął ręką. Nagle poczuła ostry ból w klatce piersiowej, jakby ktoś wyrywał jej wnętrzności.
- Powinnaś wybrać się do lekarza. Złamane żebro właśnie przebiło ci prawe płuco. Kiepsko to wygląda – dodał wyraźnie z siebie zadowolony. Alysson upadła na kolana krztusząc się własną krwią. Z przodu jej niebieskiej bluzki pojawiła się czerwona plama, która z każdą chwilą powiększała się. Oddech dziewczyny stał się płytki i urywany. Było dokładnie tak jak w jej śnie. Tylko, że z tego snu miała się już nie obudzić.



Pamiętaj także o tym, że kochałam, i że to miłość skazała mnie na śmierć. ~~ Halina Poświatowska


Następne wydarzenia działy się bardzo szybko. Usłyszała jak ktoś z hukiem otwiera drzwi i wpada do pomieszczenia, jednak nie była wstanie podnieść się, aby zobaczyć jego twarz. Usłyszała krzyk mężczyzny dobiegający do niej jakby z oddali, jednak przestała się nim przejmować, kiedy zobaczyła pochylającego się nad nią Deana. Skupiła na nim całą swoją uwagę starając się nie zapadać jeszcze w bezdenną ciemność, która z każdą chwilą coraz bardziej ją ogarniała.
- Coś ty narobiła, Alysson? – Zapytał rozpaczliwie obejmując ją ramieniem i przyciskając jedną rękę do rany na jej brzuchu chcąc, choć odrobinę zatamować krwawienie. – Nie ruszaj się. Castiel zaraz tu będzie i cię uleczy. Wszystko będzie dobrze. Nic ci nie będzie.
Dean ślepo wierzył w te słowa, jednak w jego ustach zabrzmiały one jakby próbował przekonać sam siebie.
- Obiecaj mi - zaczęła urywanym głosem łapczywie łapiąc oddech - obiecaj, że nie będziesz próbował mnie uratować. Proszę.
- Nie możesz mnie o to prosić. Nie o to - powiedział błagalnie Dean przyciskając jej głowę do swojej piersi. Z jego zielonych oczu po policzkach popłynęły słone łzy.
- Błagam, Dean – powiedziała czując jak powoli uchodzi z niej życie.
- Obiecuję - wyszeptał jej stanowczo do ucha, choć w jego głosie oprócz bólu wyczuła również powątpiewanie. Pocałował ją czule w głowę i starł z jej twarzy łzy brudząc tym samym krwią jej policzek.
- Kocham Cię - wyszeptała słabo i uśmiechnęła się delikatnie ściskając jego rękę.
- Zawsze będę cię kochał – powiedział cicho składając pocałunki na jej czole i policzkach. Alysson ostatkiem sił podniosła głowę i złożyła na jego ustach delikatny pocałunek, po czym zamknęła oczy pogrążając się w czarnej otchłani.


           W tej właśnie chwili wykrwawiając się w ramionach ukochanego mężczyzny zakończyła swoje życie na Ziemi. Lecz na jak długo? Tego nie wiedział nikt, jednak Alysson była pewna jednego. To jeszcze nie był koniec. Dopiero teraz naprawdę zaczęła się jej historia.


*****************************************

No i jest ostatni rozdział. Nie mogę uwierzyć, że to tak szybko minęło:) Ale mam dobrą wiadomość dla tych, którym spodobało się moje opowiadanie(o ile w ogóle tacy są;D). To jeszcze nie jest koniec historii Alysson i braci Winchester. Zaczęłam już pisać drugą część i choć muszę przyznać, że idzie mi to strasznie opornie to postaram się dodać coś za tydzień, maksymalnie za dwa. Tak więc to nie jest jeszcze pożegnanie, nie pozbędziecie się mnie tak łatwo;D
Mam nadzieję, że ten rozdział się wam spodoba i do napisania wkrótce:);*

sobota, 16 marca 2013

Rozdział XIV

Rozdział XIV



           Obudziła się siadając gwałtownie na łóżku. Od razu zauważyła, że jest w całkowicie nieznajomym pomieszczeniu. Wstała z wielkiego łóżka i rozejrzała się po przestronnej sypialni. Ściany pokoju pomalowane na beżowo kontrastowały z krwistoczerwoną wykładziną. Idealnie dobrane meble uzupełniały się z każdym detalem wystroju nadając pomieszczeniu wyrafinowanego stylu i smaku. 
Alysson powoli podeszła do komody i niepewnie wzięła do ręki jedno ze stojących tam zdjęć. Fotografia przedstawiała ją obejmującą się z przystojnym brunetem. Alysson zmarszczyła brwi. Nigdy nie widziała tego mężczyzny, a już na pewno nie miała z nim takiego zdjęcia. Popatrzyła na pozostałe fotografie. Wszystkie przedstawiały ją lub owego bruneta, z którym najwyraźniej była w dość zażyłych stosunkach.
Postanowiła rozejrzeć się po reszcie mieszkania. Podeszła do drzwi i położyła dłoń na klamce, jednak nie nacisnęła jej, ponieważ coś przykuło jej uwagę. Na jej środkowym palcu prawej ręki błyszczał złoty pierścionek z niewielkim brylantem.
- Co do cholery? – Zapytała samą siebie obracając w palcach pierścionek. Otworzyła drzwi i pospiesznie zeszła po schodach.


           Weszła do salonu rozglądając się uważnie. Teraz była pewna, że nigdy wcześniej nie była w tym mieszkaniu. Nie miała pojęcia, co tutaj robi i jak się tu znalazła. Miała tylko nadzieję, że to nie była kolejna głupia sztuczka Zachariasza. Weszła do kuchni i z wrażenia aż zachłysnęła się powietrzem.
- Alex - powiedziała cicho i rzuciła się chłopakowi na szyję. Mogła go dotknąć, więc nie był duchem ani żadnego rodzaju omamem.
- Spokojnie, siostra. Przecież widzieliśmy się dopiero wczoraj - Alex ze śmiechem odsunął ją od siebie. Przyjrzała się mu się dokładnie, nie mogąc uwierzyć, że znów go widzi. Nawet, jeśli to był tylko sen to teraz nie chciała się z niego budzić.
- Ja po prostu... - Zawahała się nie wiedząc jak ująć swoje uczucia w słowa. - Nawet nie wiesz jak się cieszę, że cię widzę.
- Wiem, że odkąd studiuję w Yale to rzadko się widujemy, ale nie przesadzaj. Przecież rozmawiamy prawie codziennie przez telefon – posłał jej łobuzerski uśmiech, za którym tak strasznie tęskniła i nalał jej do kubka kawy.
- Studiujesz w Yale? - Zapytała patrząc na niego ze zdziwieniem. Wiedziała, że coś jest nie tak. Ten sen był taki...rzeczywisty. Będzie musiała natychmiast zadzwonić do Deana i spróbować znaleźć jakieś racjonalne wytłumaczenie na to, co się właśnie działo.
- Już od roku, przecież wiesz. Wszystko z tobą w porządku? - Zmarszczył brwi, tak jak zawsze, gdy zastanawiał się nad czymś. - Dziwnie się zachowujesz.
- Nic mi nie jest, po prostu muszę coś załatwić - powiedziała odkładając kubek z kawą i ruszając do wyjścia z kuchni.
- Zaczekaj, mieliśmy jechać po prezent dla rodziców.
- Co? - Zatrzymała się w pół kroku odwracając się do niego gwałtownie.
- Dzisiaj ich 25 rocznica. Tylko nie mów, że zapomniałaś. Przecież, dlatego przyjechałem do Hamilton.
- Jedź sam. Spotkamy się później - powiedziała sztywno starając się opanować drżenie głosu.

           Szybkim krokiem weszła do pokoju, z którego wcześniej wyszła, a który prawdopodobnie był jej sypialnią. Usiadła na łóżku i ukryła twarz w dłoniach. Tego było dla niej zbyt wiele. Najpierw ten mężczyzna ze zdjęć i pierścionek zaręczynowy, później Alex, a teraz jeszcze rodzice. 
- Co tu się dzieje? - Zapytała samą siebie i chwyciła za telefon. Wybrała numer Dean, jednak chłopak nie odbierał. Spróbowała jeszcze raz i znów nic. Wstała chodząc nerwowo po pokoju i tym razem wybrała numer Sama. Odebrał już po dwóch sygnałach.
- Halo? - Usłyszała w słuchawce jego zachrypnięty głos z wyraźną nutką zdziwienia.
- Sam, musicie mi z Deanem pomóc. Nie mam pojęcia, co tu jest grane. Alex i moi rodzice, oni żyją, ale to przecież jest niemożliwe – mówiła szybko już nawet nie próbując zapanować nad drżeniem swojego głosu.
- To chyba jakaś pomyłka – w jego głosie wyczuła już nie tyle, co zdziwienie, ale i lekką irytację.
- Co? Sam to ja, Alysson. Potrzebuję waszej pomocy.
- Musiałaś mnie z kimś pomylić. Przykro mi, ale nie możemy ci pomóc, ponieważ mu brat nie żyje - głos Sama załamał się i po drugiej stronie słuchawki zapadła cisza.
- Jak to, nie żyje? - Zapytała czując jak nogi się pod nią uginają. Usiadła na najbliższym fotelu przełykając głośno ślinę.
- Musiałaś mnie z kimś pomylić - powtórzył Sam i rozłącz się. Telefon wypadł jej z ręki i z głuchym dźwiękiem spadł na podłogę. Ta nowa rzeczywistość coraz bardzie jej się nie podobała.

           Ubrana w przypadkowe ciuchy, które udało się jej znaleźć w szafie, zeszła po schodach. Zaczęła przeszukiwać szuflady w salonie w poszukiwaniu kluczy od samochodu. Alexa najwyraźniej już nie było w domu, więc nie mogła poprosić go o pomoc. W końcu znalazła zapasowe kluczyki na jednej z półek. Wyszła z domu i wsiadła do srebrnego BMW stojącego na podjeździe. Znała to miasto praktycznie na pamięć, więc już po kilku minutach zaparkowała przed domem, w którym się wychowała. Wyszła z samochodu i podeszła do drzwi wejściowych. Wzięła kilka głębokich oddechów i zapukała cicho. Już po chwili drzwi otworzyła jej drobna brunetka po czterdziestce.
- Mamo – przytuliła ją mocno, a w jej oczach pojawiły się łzy. Już prawie zapomniała jak to jest móc przytulić się do swojej rodzicielki. Wszystkie wspomnienia z nią związane pamiętała jak przez mgłę, w końcu miała wtedy zaledwie cztery lata.
- Skarbie, bo mnie udusisz – powiedziała swoim aksamitnym głosem Katherine Heid, odsuwając od siebie córkę. – Michael dzwonił, mówił, że nie przyszłaś na spotkanie i nie odbierasz jego telefonów. Wiem, że jesteś zajęta tymi wszystkimi przygotowaniami do ślubu, ale nie możesz zaniedbywać własnego narzeczonego.
- Później do niego zadzwonię – odparła Alysson starając się zabrzmieć naturalnie. Skoro miała wyjaśnić, co tu się dzieje musiała zachowywać się tak jakby to naprawdę było jej życie żeby nie wzbudzać żadnych podejrzeń.- Muszę porozmawiać z tatą.
- Jest w salonie – powiedziała Katherine przepuszczając córkę w drzwiach ciągle uważnie się jej przyglądając. Obie weszły do salonu, gdzie z uśmiechem przywitał je lekko siwiejący już mężczyzna około pięćdziesiątki. Alysson przytuliła go starając się powstrzymać łzy wzruszenia, który usilnie cisnęły się jej do oczu.
- Możemy porozmawiać na osobności? – Zapytała zerkając niepewnie na swoją matkę. Nie chciała jej w to mieszać. W tym świecie jej matka nie była aniołem, nikt z jej rodziny nie miał pojęcia o polowaniach. Byli normalną przeciętną rodziną ze zwykłymi codziennymi problemami.
Katherine wyszła z salonu zostawiając męża i córkę samą. Nathan Heid usiadł na fotelu i patrzył z wyczekiwaniem na Alysson.
- Potrzebuję twojej pomocy i wiem, że to, co teraz powiem zabrzmi jakbym zwariowała, ale musisz mnie wysłuchać – machnęła ręką, aby jej nie przerywał i zaczęła nerwowo chodzić po pokoju. – To nie jest mój świat. W świecie, z którego naprawdę pochodzę jesteśmy łowcami i polujemy na różne nadprzyrodzone stworzenia. Nie mam pojęcia, co się stało i jak się tu znalazłam, ale podejrzewam, że jest to sprawka dżina, na którego polowałam w Elwood. I dlatego potrzebuję twojej pomocy. Musisz pojechać tam ze mną i pomóc mi go zabić, tylko tak mogę to zakończyć. A wiem, że ci się to uda, bo w tym prawdziwym świecie jesteś cholernie dobrym łowcą i to właśnie ty mnie tego wszystkiego nauczyłeś.
- Alysson, to całe zamieszanie z tym ślubem chyba źle na ciebie działa. Mama z chęcią zajmie się organizowaniem przyjęcia, a ty powinnaś odpocząć- Nathan patrzył na córkę jak na wariatkę.
- Tato, ja nie zwariowałam. Musisz mi uwierzyć, proszę – patrzyła na niego błagalnie. Jej ostatnia nadzieja zawiodła, będzie musiała poradzić sobie sama. Nagle poczuła jak robi jej się słabo, a przed oczami przelatują niewyraźne obrazy. Ciemne pomieszczenie oświetlone tylko wątłym światłem z gołej żarówki, twarz mężczyzny pokryta tatuażami, półżywa kobieta umazana krwią i znajoma twarz mówiąca coś do niej spokojnie.


~*~

           Zamrugała parę razy chcąc przywrócić ostrość obrazu. Po kilku sekundach z bezkształtnych plam zaczęła wyróżniać poszczególne przedmioty i postacie. Chciała się poruszyć jednak mięśnie odmawiały jej posłuszeństwa. Zdrętwiałe ręce miała uwiązane wysoko nad głową, a stopy ledwo dotykały podłoża. 
- Spokojnie, jesteś bezpieczna – usłyszała koło ucha znajomy głos i poczuła jak ktoś przecina liny krępujące jej ręce. Nogi się pod nią ugięły, jednak silne ramiona uchroniły ją przed upadkiem.
- Tu jest dżin – powiedziała cicho wspomagając się na jego ramieniu.
- Wiem, Sam już się nim zajął – powiedział Dean wskazując głową na drzwi po swojej lewej stronie. Alysson popatrzyła w tamtym kierunku i zauważyła, że przez zakurzone okno do pokoju wpadają promienie słoneczne. Zerknęła na zegarek wskazujący dziewiątą rano. A więc nie było jej kilkanaście godzin.
- Pogotowie już jedzie – powiedział Sam wchodząc do pomieszczenia.
- Niepotrzebnie, nic mi nie jest – odparła Alysson prostując się.
- Tobie może nie, ale jej tak – powiedział Dean wskazując głową na bezwładne ciało dziewczyny leżące kilka metrów od nich.
- A gdzie ten mężczyzna, który też zaginął? – Zapytała, jednak widząc ich miny pokiwała głową ze zrozumieniem. Domyśliła się, bowiem, że mężczyzna nie przeżył.

           Wyszła z łazienki wycierając ręcznikiem włosy. Usłyszała ciche pukanie do drzwi, więc rzuciła ręcznik na łóżko i poszła je otworzyć.
- Sam pojechał po coś do jedzenia - powiedział Dean wchodząc do pokoju i podchodząc do niej z łobuzerskim uśmiechem. - A ty jak się czujesz? Ten dżin nieźle cię poturbował.
- Nic mi nie jest - powiedziała i popatrzyła na niego z szerokim uśmiechem. – Nie wiedziałam, że tak się o mnie martwisz.
- Nie martwię się, po prostu nie chcę mieć cię na sumieniu - powiedział chcąc się z nią trochę podroczyć, po czym pocałował ją czule w usta. Dziewczyna prychnęła pod nosem i odwzajemniła pocałunek opierając ręce na jego torsie. Po chwili przeniósł się na jej szyję obsypując skórę dziewczyny delikatnymi pocałunkami.
- Kocham Cię - powiedział cicho drażniąc ustami płatek jej ucha. Alysson słysząc jego słowa zesztywniała i odsunęła go delikatnie. Stanęła do niego plecami i oparła się dłońmi o parapet.
- Nie mów tego, Dean. Nie możesz mnie kochać - zacisnęła wargi chcąc powstrzymać ich drżenie.
- Ale to prawda - odparł i niepewnie objął ją w tali tak, że opierała się plecami o jego tors.
- Nie możesz mnie kochać - powtórzyła, a w jej oczach pojawiły się łzy, które usilnie starała się ignorować. - Wszyscy, których kochałam i którzy mnie kochali, nie żyją. Wszystkich ich zawiodłam i nie chcę żeby przeze mnie tobie też się coś stało.
Dean odwrócił ją do siebie i ujął jej twarz w dłonie.
- Co ty wygadujesz? Posłuchaj, zapobiegniemy Apokalipsie i żadnemu z nas nic się nie stanie. Wszystko dobrze się skończy, obiecuję - powiedział patrząc jej głęboko w oczy i opiekuńczym gestem przytulił ją do piersi. Pocałował ją czule w czubek głowy i przejechał dłonią po jej włosach.
- Obyś miał rację - powiedziała cicho wtulając się w niego jak mała, zagubiona dziewczynka, po czym dyskretnie starła z policzka.


**************************************
Wiem, że rozdział trochę spóźniony, ale zbliżają się egzaminy gimnazjalne i mam straszne urwanie głowy w szkole. Obiecuję, że następny rozdział postaram się dodać w przyszłym tygodniu:)

niedziela, 3 marca 2013

Rozdział XIII

Rozdział XIII



           Alastair przybliżył do niej swoją twarz tak, że dzieliło ich tylko kilka centymetrów. 
- Nie zabiję go – zaczął swoim nosowym głosem wskazując głową na pobitego Deana próbującego podnieść się z ziemi – pod warunkiem, że coś dla mnie zrobisz.
- Czego chcesz? – Wysyczała przez zaciśnięte zęby. Próbowała się wyrwać, jednak niewidzialna siła przygwoździła ją do betonowej ściany uniemożliwiając jakiekolwiek ruchy.
- Nie pasujesz do tego świata, bo nie jesteś do końca człowiekiem. Do Nieba też nie pasujesz, bo nie jesteś w pełni aniołem. Jest tylko jedno miejsce, gdzie żyją tacy odmieńcy jak ty.
- Powiedz wreszcie, czego ode mnie chcesz – powiedziała zniecierpliwiona mając dość jego gierek.
- Moja propozycja brzmi: twoje życie w zamian za życie Deana. – Na jego twarzy pojawił się złośliwy uśmiech.
- Alysson, nie – usłyszała słaby głos Deana. Alastair odwrócił się do niego i przekręcił głowę w bok. Ciało Winchestera wygięło się w łuk, a z ust chłopaka wydobył się przerażający krzyk bólu.
- Przestań! – Krzyknęła dziewczyna nie mogąc patrzeć na cierpienie Deana. – Dobrze, zgadzam się. Tylko nie rób mu krzywdy.
Po tych słowach ciało Deana opadło bezwładnie na ziemię. Alastair zwrócił głowę w jej stronę i machnął ręką. Nagle poczuła ostry ból w klatce piersiowej, jakby ktoś wyrywał jej wnętrzności. Ponownie machnął ręką i Alysson upadła na kolana krztusząc się własną krwią. Z przodu jej niebieskiej bluzki pojawiła się czerwona plama, która z każdą chwilą powiększała się. Oddech dziewczyny stał się płytki i urywany, a po chwili niewyczuwalny.

           Drgnęła niespokojnie i przebudziła się z dręczącego ją koszmaru. Czuła jak po karku spływa jej strużka potu. Wzięła kilka głębokich wdechów by się uspokoić. „To tylko zwykły sen” – próbowała przekonać samą siebie – „Kolejny nic nieznaczący koszmar.” Obecność Deana i ciepło jego ciała działały na nią kojąco. Po chwili opanowała już drżenie rąk, a jej oddech wyrównał się. Poczuła jak Dean przewraca się na bok i przyciąga ją do siebie. Czując jego usta na swojej łopatce uśmiechnęła się pod nosem i otworzyła oczy.
- Mogłabym budzić się tak codziennie – powiedziała przytrzymując kołdrę na piersiach i odwracając się do niego. Postanowiła nie myśleć już dłużej o swoim koszmarze. Mieli wystarczająco dużo kłopotów na głowie, nie potrzebowali kolejnych.
- Myślę, że da się to jakoś załatwić – odparł posyłając jej jeden z tych swoich rozbrajających uśmiechów i założył jej za ucho zabłąkany kosmyk włosów opadających jej na twarz. Promienie słoneczne padały mu na twarz, dzięki czemu mogła mu się uważnie przyjrzeć. Po raz pierwszy odkąd go poznała, widziała, że jest naprawdę szczęśliwy. A może to po prosto ona nareszcie była szczęśliwa mając go u swego boku i widziała teraz wszystko w jaśniejszych barwach? Uśmiechnęła się szeroko, jakby na potwierdzenie swoich myśli i dotykając jego policzka pokrytego jednodniowym zarostem pocałowała go delikatnie. Dean odwzajemnił jej pocałunek obejmując ją ciaśniej ramionami. Po chwili oderwała się od niego i położyła mu głowę na torsie.
- To nie ma prawa się udać – powiedziała cicho rozkoszując się ostatnimi chwilami w jego ramionach.
- Dlaczego tak myślisz? – Zapytał niepewnie, gładząc jej nieskazitelną skórę na plecach.
- Jesteśmy łowcami Dean, a łowcy nie mogą mieć życia uczuciowego. To zbyt niebezpieczne. – Jej głos był cichy jakby bała się wypowiedzieć te słowa głośniej. Dean chwycił delikatnie jej podbródek i podniósł go zmuszając ją, aby popatrzyła mu w oczy.
- To, że innym łowcą się nie udało, nie znaczy, że nam też się nie uda – uśmiechnął się delikatnie chcąc dodać jej otuchy. – Warto spróbować, w końcu nie mamy nic do stracenia.
Pokiwała głową i owijając się kołdrą wstała z łóżka. Zebrała swoje ubrania z podłogi i zaczęła się ubierać.
- Wstawaj – uśmiechnęła się szeroko i rzuciła w niego podkoszulkiem.
- A mogło być tak pięknie – westchnął i z miną męczennika zwlókł się z łóżka. Alysson zachichotała i spięła włosy w niedbały kok.
- Bobby i Sam pewnie już się czegoś domyślili – powiedziała odwracając się do niego.
- Przynajmniej nie będziemy musieli się ukrywać – puścił jej oczko z łobuzerskim uśmiechem. Alysson prychnęła cicho i wywróciła teatralnie oczami.
- Jesteś beznadziejny – powiedziała ze śmiechem i wyszła z pokoju.

           - Dzień dobry – powiedziała z uśmiechem wchodząc do kuchni. Nalała sobie kawy do kubka i wyjęła z jednej z szuflad zbożowy baton.
- Mamy robotę – powiedział Sam podając jej gazetę.
- Więc zapowiada się kolejny cudowny dzień – powiedziała ironicznie z wymuszonym uśmiechem na ustach. Wzięła od niego gazetę i zaczęła czytać artykuł.
- Co to za robota? – Zapytał Dean próbując zajrzeć Alysson przez ramię.
- Trzy zaginięcia w Elwood w Nebrasce, dwa z nich nie zostały wyjaśnione. Jedna z porwanych kobiet, Mia Davis została odnaleziona w ruinach opuszczonego domu. W jej ciele nie było nawet kropli krwi – wyjaśnił Sam patrząc na nich.
- Wampiry? – Zapytał Dean podnosząc wzrok znad gazety.
- Nie, one tak łatwo nie zmieniają swoich kryjówek i przede wszystkim starając się zacierać za sobą ślady – powiedziała powoli Alysson kręcąc głową. – Bardziej wygląda mi to na dżina.
- W każdym razie musimy to sprawdzić – Sam zamknął swojego laptopa i wstał z krzesła. – Mówiłem już Bobbiemu, jedziemy za godzinę.
Młodszy Winchester wyszedł z kuchni, a Alysson westchnęła zrezygnowana odchylając głowę do tyłu.
- Mam nadzieję, że chociaż Cas da mi dziś spokój z ćwiczeniami – powiedziała odkładając kubek z kawą.
- Nie liczyłbym na to – odparł Dean i razem z nią wyszedł z kuchni.

           Winchesterowie włożyli torby do bagażnika i wsiedli do czarnej Impali.
- Co jest? – Zapytał Sam widząc, że Alysson nie ma zamiaru wsiąść do samochodu Deana.
- Myślę, że pojadę swoim cudeńkiem – powiedziała z szerokim uśmiechem klepiąc maskę czarnego Chevroleta Camaro SS z 1968 roku.
- Skąd go wytrzasnęłaś? – Zapytał Dean patrząc z podziwem na samochód.
- Nadawał się jedynie na złom, ale razem z Bobbym go naprawiliśmy – wrzuciła torbę na tylne siedzenie i wsiadła do samochodu. – Jedziemy.
Odpaliła silnik i z piskiem opon ruszyła z podwórka Bobbiego.


~*~

           Po pięciu godzinach siedzieli w pokoju Winchesterów w niewielkim motelu w Elwood i obmyślali plan działania.
- W promieniu kilometra od każdego miejsca zaginięcia znajduje się sześć ruin. Musimy je wszystkie dokładnie sprawdzić – powiedziała Alysson przyglądając się mapie miasta.
- Rozdzielmy się. Będzie szybciej – zaproponował Dean wstając z łóżka i podchodząc do swojej torby. Wyjął z niej słoiczek z owczą krwią, który dał im Bobby.
- W takim razie ja sprawdzę te dwie, a wy pozostałe – powiedziała zakreślając na mapie obszary, do których miała zamiar pojechać.
- Nie do końca to miałem na myśli… – zaczął starszy Winchester, jednak Alysson mu przerwała:
- Ale zrobimy tak jak ja mówię – wzięła od Deana słoik i zanurzała we krwi trzy srebrne sztylety. - Przydadzą się wam.
Podała im dwa noże, a trzeci schowała sobie za pasek od spodni tuż obok pistoletu.
- Uważajcie na siebie – powiedziała ubierając kurtkę i wyszła z pokoju.
- Nienawidzę, gdy tak się zachowuje – powiedział ze złością Dean zaciskając dłonie w pięści.
- Daj spokój, przecież polowała wcześniej bez nas. Da sobie radę – powiedział Sam klepiąc brata po ramieniu. Wzięli noże i oboje wyszli z pokoju motelowego.


~*~

           Zaparkowała przed ruinami osiemnastowiecznego zamku i wysiadła z samochodu. Rozejrzała się uważnie dookoła. W poprzednich ruinach nie znalazła nic poza stertą śmieci pozostawionych przez grupę nastolatków, więc miała nadzieję, że tutaj jej się poszczęści. Polowania były dla niej odskocznią od prywatnych problemów, dlatego bardzo chciała żeby to ona natknęła się na tego dżina. Potrzebowała pewnego rodzaju zastrzyku adrenaliny, jaki mogły dać jej tylko polowania.

           Ostrożnie otworzyła drewniane drzwi trzymające się tylko na jednym zawiasie i weszła do środka. W powietrzu unosił się zapach starości, drewna i wilgoci. Jedyne znajdujące się w pomieszczeniu meble były pokryte grubą warstwą kurzu i nie nadawały się do jakiegokolwiek użytku. Włączyła latarkę i na wszelki wypadek wyciągnęła zza paska nóż umoczony w owczej krwi. Zaglądając w każdy kąt przeszła w głąb pomieszczenia. Usłyszała za sobą ciche kroki, jednak, kiedy się odwróciła nikogo nie zobaczyła. Przeszła do następnego pokoju zaciskając rękę na rękojeści noża. Pomieszczenie było puste, jednak jej uwagę przykuły drzwi naprzeciwko. Były uchylone, a zza nich padało niewyraźnie światło. Usłyszała ciche jęki, więc ruszyła szybkim krokiem w ich stronę. Kątem oka zobaczyła za sobą jaskrawe, niebieskie światło, jednak nim zdążyła się odwrócić poczuła ostry ból z tyłu głowy. Poczuła jak grunt ucieka jej spod stóp. Później była już tylko ciemność.