niedziela, 3 marca 2013

Rozdział XIII

Rozdział XIII



           Alastair przybliżył do niej swoją twarz tak, że dzieliło ich tylko kilka centymetrów. 
- Nie zabiję go – zaczął swoim nosowym głosem wskazując głową na pobitego Deana próbującego podnieść się z ziemi – pod warunkiem, że coś dla mnie zrobisz.
- Czego chcesz? – Wysyczała przez zaciśnięte zęby. Próbowała się wyrwać, jednak niewidzialna siła przygwoździła ją do betonowej ściany uniemożliwiając jakiekolwiek ruchy.
- Nie pasujesz do tego świata, bo nie jesteś do końca człowiekiem. Do Nieba też nie pasujesz, bo nie jesteś w pełni aniołem. Jest tylko jedno miejsce, gdzie żyją tacy odmieńcy jak ty.
- Powiedz wreszcie, czego ode mnie chcesz – powiedziała zniecierpliwiona mając dość jego gierek.
- Moja propozycja brzmi: twoje życie w zamian za życie Deana. – Na jego twarzy pojawił się złośliwy uśmiech.
- Alysson, nie – usłyszała słaby głos Deana. Alastair odwrócił się do niego i przekręcił głowę w bok. Ciało Winchestera wygięło się w łuk, a z ust chłopaka wydobył się przerażający krzyk bólu.
- Przestań! – Krzyknęła dziewczyna nie mogąc patrzeć na cierpienie Deana. – Dobrze, zgadzam się. Tylko nie rób mu krzywdy.
Po tych słowach ciało Deana opadło bezwładnie na ziemię. Alastair zwrócił głowę w jej stronę i machnął ręką. Nagle poczuła ostry ból w klatce piersiowej, jakby ktoś wyrywał jej wnętrzności. Ponownie machnął ręką i Alysson upadła na kolana krztusząc się własną krwią. Z przodu jej niebieskiej bluzki pojawiła się czerwona plama, która z każdą chwilą powiększała się. Oddech dziewczyny stał się płytki i urywany, a po chwili niewyczuwalny.

           Drgnęła niespokojnie i przebudziła się z dręczącego ją koszmaru. Czuła jak po karku spływa jej strużka potu. Wzięła kilka głębokich wdechów by się uspokoić. „To tylko zwykły sen” – próbowała przekonać samą siebie – „Kolejny nic nieznaczący koszmar.” Obecność Deana i ciepło jego ciała działały na nią kojąco. Po chwili opanowała już drżenie rąk, a jej oddech wyrównał się. Poczuła jak Dean przewraca się na bok i przyciąga ją do siebie. Czując jego usta na swojej łopatce uśmiechnęła się pod nosem i otworzyła oczy.
- Mogłabym budzić się tak codziennie – powiedziała przytrzymując kołdrę na piersiach i odwracając się do niego. Postanowiła nie myśleć już dłużej o swoim koszmarze. Mieli wystarczająco dużo kłopotów na głowie, nie potrzebowali kolejnych.
- Myślę, że da się to jakoś załatwić – odparł posyłając jej jeden z tych swoich rozbrajających uśmiechów i założył jej za ucho zabłąkany kosmyk włosów opadających jej na twarz. Promienie słoneczne padały mu na twarz, dzięki czemu mogła mu się uważnie przyjrzeć. Po raz pierwszy odkąd go poznała, widziała, że jest naprawdę szczęśliwy. A może to po prosto ona nareszcie była szczęśliwa mając go u swego boku i widziała teraz wszystko w jaśniejszych barwach? Uśmiechnęła się szeroko, jakby na potwierdzenie swoich myśli i dotykając jego policzka pokrytego jednodniowym zarostem pocałowała go delikatnie. Dean odwzajemnił jej pocałunek obejmując ją ciaśniej ramionami. Po chwili oderwała się od niego i położyła mu głowę na torsie.
- To nie ma prawa się udać – powiedziała cicho rozkoszując się ostatnimi chwilami w jego ramionach.
- Dlaczego tak myślisz? – Zapytał niepewnie, gładząc jej nieskazitelną skórę na plecach.
- Jesteśmy łowcami Dean, a łowcy nie mogą mieć życia uczuciowego. To zbyt niebezpieczne. – Jej głos był cichy jakby bała się wypowiedzieć te słowa głośniej. Dean chwycił delikatnie jej podbródek i podniósł go zmuszając ją, aby popatrzyła mu w oczy.
- To, że innym łowcą się nie udało, nie znaczy, że nam też się nie uda – uśmiechnął się delikatnie chcąc dodać jej otuchy. – Warto spróbować, w końcu nie mamy nic do stracenia.
Pokiwała głową i owijając się kołdrą wstała z łóżka. Zebrała swoje ubrania z podłogi i zaczęła się ubierać.
- Wstawaj – uśmiechnęła się szeroko i rzuciła w niego podkoszulkiem.
- A mogło być tak pięknie – westchnął i z miną męczennika zwlókł się z łóżka. Alysson zachichotała i spięła włosy w niedbały kok.
- Bobby i Sam pewnie już się czegoś domyślili – powiedziała odwracając się do niego.
- Przynajmniej nie będziemy musieli się ukrywać – puścił jej oczko z łobuzerskim uśmiechem. Alysson prychnęła cicho i wywróciła teatralnie oczami.
- Jesteś beznadziejny – powiedziała ze śmiechem i wyszła z pokoju.

           - Dzień dobry – powiedziała z uśmiechem wchodząc do kuchni. Nalała sobie kawy do kubka i wyjęła z jednej z szuflad zbożowy baton.
- Mamy robotę – powiedział Sam podając jej gazetę.
- Więc zapowiada się kolejny cudowny dzień – powiedziała ironicznie z wymuszonym uśmiechem na ustach. Wzięła od niego gazetę i zaczęła czytać artykuł.
- Co to za robota? – Zapytał Dean próbując zajrzeć Alysson przez ramię.
- Trzy zaginięcia w Elwood w Nebrasce, dwa z nich nie zostały wyjaśnione. Jedna z porwanych kobiet, Mia Davis została odnaleziona w ruinach opuszczonego domu. W jej ciele nie było nawet kropli krwi – wyjaśnił Sam patrząc na nich.
- Wampiry? – Zapytał Dean podnosząc wzrok znad gazety.
- Nie, one tak łatwo nie zmieniają swoich kryjówek i przede wszystkim starając się zacierać za sobą ślady – powiedziała powoli Alysson kręcąc głową. – Bardziej wygląda mi to na dżina.
- W każdym razie musimy to sprawdzić – Sam zamknął swojego laptopa i wstał z krzesła. – Mówiłem już Bobbiemu, jedziemy za godzinę.
Młodszy Winchester wyszedł z kuchni, a Alysson westchnęła zrezygnowana odchylając głowę do tyłu.
- Mam nadzieję, że chociaż Cas da mi dziś spokój z ćwiczeniami – powiedziała odkładając kubek z kawą.
- Nie liczyłbym na to – odparł Dean i razem z nią wyszedł z kuchni.

           Winchesterowie włożyli torby do bagażnika i wsiedli do czarnej Impali.
- Co jest? – Zapytał Sam widząc, że Alysson nie ma zamiaru wsiąść do samochodu Deana.
- Myślę, że pojadę swoim cudeńkiem – powiedziała z szerokim uśmiechem klepiąc maskę czarnego Chevroleta Camaro SS z 1968 roku.
- Skąd go wytrzasnęłaś? – Zapytał Dean patrząc z podziwem na samochód.
- Nadawał się jedynie na złom, ale razem z Bobbym go naprawiliśmy – wrzuciła torbę na tylne siedzenie i wsiadła do samochodu. – Jedziemy.
Odpaliła silnik i z piskiem opon ruszyła z podwórka Bobbiego.


~*~

           Po pięciu godzinach siedzieli w pokoju Winchesterów w niewielkim motelu w Elwood i obmyślali plan działania.
- W promieniu kilometra od każdego miejsca zaginięcia znajduje się sześć ruin. Musimy je wszystkie dokładnie sprawdzić – powiedziała Alysson przyglądając się mapie miasta.
- Rozdzielmy się. Będzie szybciej – zaproponował Dean wstając z łóżka i podchodząc do swojej torby. Wyjął z niej słoiczek z owczą krwią, który dał im Bobby.
- W takim razie ja sprawdzę te dwie, a wy pozostałe – powiedziała zakreślając na mapie obszary, do których miała zamiar pojechać.
- Nie do końca to miałem na myśli… – zaczął starszy Winchester, jednak Alysson mu przerwała:
- Ale zrobimy tak jak ja mówię – wzięła od Deana słoik i zanurzała we krwi trzy srebrne sztylety. - Przydadzą się wam.
Podała im dwa noże, a trzeci schowała sobie za pasek od spodni tuż obok pistoletu.
- Uważajcie na siebie – powiedziała ubierając kurtkę i wyszła z pokoju.
- Nienawidzę, gdy tak się zachowuje – powiedział ze złością Dean zaciskając dłonie w pięści.
- Daj spokój, przecież polowała wcześniej bez nas. Da sobie radę – powiedział Sam klepiąc brata po ramieniu. Wzięli noże i oboje wyszli z pokoju motelowego.


~*~

           Zaparkowała przed ruinami osiemnastowiecznego zamku i wysiadła z samochodu. Rozejrzała się uważnie dookoła. W poprzednich ruinach nie znalazła nic poza stertą śmieci pozostawionych przez grupę nastolatków, więc miała nadzieję, że tutaj jej się poszczęści. Polowania były dla niej odskocznią od prywatnych problemów, dlatego bardzo chciała żeby to ona natknęła się na tego dżina. Potrzebowała pewnego rodzaju zastrzyku adrenaliny, jaki mogły dać jej tylko polowania.

           Ostrożnie otworzyła drewniane drzwi trzymające się tylko na jednym zawiasie i weszła do środka. W powietrzu unosił się zapach starości, drewna i wilgoci. Jedyne znajdujące się w pomieszczeniu meble były pokryte grubą warstwą kurzu i nie nadawały się do jakiegokolwiek użytku. Włączyła latarkę i na wszelki wypadek wyciągnęła zza paska nóż umoczony w owczej krwi. Zaglądając w każdy kąt przeszła w głąb pomieszczenia. Usłyszała za sobą ciche kroki, jednak, kiedy się odwróciła nikogo nie zobaczyła. Przeszła do następnego pokoju zaciskając rękę na rękojeści noża. Pomieszczenie było puste, jednak jej uwagę przykuły drzwi naprzeciwko. Były uchylone, a zza nich padało niewyraźnie światło. Usłyszała ciche jęki, więc ruszyła szybkim krokiem w ich stronę. Kątem oka zobaczyła za sobą jaskrawe, niebieskie światło, jednak nim zdążyła się odwrócić poczuła ostry ból z tyłu głowy. Poczuła jak grunt ucieka jej spod stóp. Później była już tylko ciemność.

2 komentarze:

  1. Z opóźnieniem ale jestem :)
    Noo Alastair (nigdy tego nie umiem dobrze napisać xD) to... w zasadzie mógłby sobie podać rękę z Zachariaszem. Stwierdzam fakt, że braci mają przechlapane, a do tego Alyson też nie ma i nie będzie mieć łatwo. No ale niech się cieszy, ze to był sen... chociaż takie sny nigdy nie wróżą niczego dobrego. O kolejna sprawa :) Noo dżiny! Super, ja ich nigdy nie używałam (w sumie nie wiem dlaczego ^^) ale lubię, gdy się u innych pojawiają. I ja coś czuje, że Alyson oberwie i będzie mieć niezłe schizy po spotkaniu Dżina.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej zapraszam do siebie na nowy rozdział :)

    OdpowiedzUsuń