Rozdział XII
Powietrze zrobiło się parne i wilgotne, zapowiadając nadciągającą burzę. Na niebie zaczęły zbierać się ciemne, kłębiaste chmury. Zerwał się porywisty wiatr kołysząc gałęziami drzew. Słońce schowało się za chmurami, przez co wokół zrobiło się ciemno i zimno. Ludzie osłaniając się od wiatru zaczęli pospiesznie chować się w pobliskich barach, gdzie chcieli przeczekać burzę. Z nieba zaczął kapać gruby deszcz, po chwili przechodząc w ulewę. Zasnute chmurami niebo przecięła lśniąca błyskawica, po której nastąpił głośny grzmot.
Do salonu Singera zawalonego książkami i różnego rodzaju talizmanami weszła Alysson zostawiając na podłodze ślady błota. Przemoczona do suchej nitki, z kosmykami przylepionymi do twarzy i klejącym się do ciała ubraniem weszła do kuchni i postawiła siatki na blacie.
- Co tak długo? Byliście po te zakupy w sąsiednim stanie? – Zapytał Sam rozpakowując torby. Obejrzał się przez ramię i popatrzył na Alysson. – Gdzie Dean?
- Rozstaliśmy się pod sklepem. Musiał się przejść – powiedziała zagryzając wargę. Wiedziała, że Sam jest jej przyjacielem i zawsze może mu o wszystkim powiedzieć, jednak ona nigdy nie lubiła opowiadać o swoich uczuciach i wolała na razie zostawić je dla siebie.
- Między wami wszystko w porządku? – Sam przerwał rozpakowywanie zakupów i popatrzył na nią uważnie. Widział, że dziewczynę coś gryzie, jednak nie chciał na nią naciskać.
- Tak, po prostu… - zawahała się na chwilę starannie dobierając słowa – chyba oboje powiedzieliśmy kilka słów za dużo.
- Wiesz, Dean czasami najpierw mówi, a dopiero później myśli. Jeśli cię czymś uraził to jestem pewien, że tak naprawdę tego nie chciał – powiedział Sam przeklinając w duchu Deana. Od zawsze było tak, że starszy Winchester pakował się w kłopoty, z których musiał go wyciągać jego brat. To Dean od zawsze był tym porywczym i impulsywnym bratem, Sam natomiast był rozważny i spokojny.
- Nie mam mu tego za złe. Szczerze mówiąc chyba sama go do tego sprowokowałam – powiedziała uśmiechając się do niego delikatnie. Z szafki nad zlewem wyciągnęła średni garnek. Nalała do niego wody i wtedy do kuchni wszedł Bobby. Odwróciła się do niego z paczką makaronu w ręce i uśmiechnęła się szeroko – Myślę, że dziś mogę ugotować coś na kolację. Co powiecie na spaghetti?
- Nie wiedziałem, że tak dobrze gotujesz – powiedział Sam kończąc swoją porcję spaghetti.
- Mieszkałam z Bobbym od 14 roku życia, więc żeby przestać jeść mrożonki i Fast Food, chcąc nie chcąc musiałam nauczyć się gotować – zaśmiała się klepiąc Singera po plecach. Wstała z krzesła i pozbierała naczynia ze stołu. Odwróciła się celując w nich palcem z uśmiechem. – No dobra, ja zrobiłam kolację, wy zmywacie naczynia.
Usłyszeli jak ktoś otwiera drzwi wejściowe. Alysson domyśliła się, że to Dean wrócił ze swojego spaceru.
- Pójdę na górę – rzuciła do Sam i Bobbiego wychodząc z kuchni. W salonie minęła Deana i zagryzając dolną wargę powiedziała do niego: - W kuchni zostawiliśmy ci kolację.
Winchester pokiwał głową i powiódł za nią wzrokiem aż dziewczyna zniknęła u szczytu schodów.
Zamknęła drzwi swojego pokoju i oparła się o nie plecami. Przymknęła oczy przecierając dłonią twarz. Otworzyła oczy i podskoczyła ze strachu.
- Nienawidzę, gdy tak robisz – powiedziała z wyrzutem mijając Castiela i podchodząc na szafki nocnej. Wzięła z niej gumkę i spięła włosy w koński ogon.
- Jest coś, o czym chcesz mi powiedzieć? – Zapytał anioł podchodząc do okna i opierając się dłońmi o parapet. Alysson westchnęła. A więc Cas wiedział już o jej dzisiejszej rozmowie z Zachariaszem.
- Co masz na myśli? – Zapytała udając, że nie ma pojęcia, o co może mu chodzić.
- Wiem, że Zachariasz złożyć ci dziś kolejną wizytę. Niestety nie wiem, o czym rozmawialiście, więc pomyślałem, że może ty mi to powiesz – odparł spokojnie Cas nadal stojąc do niej tyłem.
- Powiedział mi o przeznaczeniu Winchesterów. O tym, co musi zrobić Dean żeby powstrzymać Lucyfera, gdy ten zostanie już uwolniony z klatki. To prawda? – Ostatnie pytanie wypowiedziała cicho, jakby bojąc się odpowiedzi na nie. Usiadła na łóżku uważnie wpatrując się w plecy bruneta.
- Niestety tak. Dean jest naczyniem Michała i jako jedyny jest wstanie pokonać Lucyfera – powiedział Castiel odwracając się do niej, jednak ciągle unikając jej wzroku.
- Zamierzałeś nam o tym powiedzieć? - Wstała z łóżka patrząc na niego z wyrzutem.
- Czekałem na odpowiedni moment.
- Odpowiedni moment? Daj spokój Cas, dobrze wiesz, że na taką wiadomość nigdy nie ma odpowiedniego momentu – popatrzyła na niego i pokręciła delikatnie głową. Wzięła głęboki oddech chcąc się trochę uspokoić i dodała: - Przepraszam. Po prostu jestem trochę zdezorientowana. Zachariasz kazał mi przekonać Deana żeby powiedział „tak” Michałowi, a ja nie mam pojęcia, co zrobić.
- Chyba się nie zgodzisz? – Zapytał Cas mając taką minę, jakby obawiał się, że dziewczyna jednak zgodzi się na propozycję jego przełożonego.
- Oczywiście, że nie. Po prostu obawiam się, że jeśli tego nie zrobię Zachariasz zabije mnie i Deana.
- Nie martw się, na pewno znajdziemy na to jakiś sposób. Ale żebym ci pomógł nie możesz mieć przede mną żadnych tajemnic.
- Jasne, ale ty też masz swoje tajemnice. Na przykład do tej pory nie wyjaśniłeś mi, dlaczego w Jefferson podałeś nam tego demona jak na tacy – powiedziała sprytnie zmieniając temat, nad którym zastanawiała się już od kilku dni.
- Wiedziałem, że polujesz na tego demona i obawiałem się, że sobie nie poradzisz, więc postanowiłem ci pomóc. Dopiero później dowiedziałem się, że pracujesz z Winchesterami – po tych słowach, Castiel zrobił się niespokojny – Muszę wracać. Ktoś zabija anioły i w Niebie panuje niepokój.
Pokiwała delikatnie głową i zanim anioł zniknął dodała:
- Dziękuję, Cas – popatrzyła na niego z wdzięcznością. Dzięki niemu odzyskała nadzieję, że nie wszystkie anioły są tak okrutne jak Zachariasz. Zrozumiała też, że istnieją też dobre anioły, którym zależy na ludzkim istnieniu i Castiel z pewnością się do nich zaliczał.
Anioł pokiwał głową i z cichym szmerem zniknął.
Alysson uśmiechnęła się pod nosem i podeszła do komody. Ściągnęła przemoczone ubrania i założyła przedarte jeansy i bluzkę z długim rękawem. Wzięła leżący na fotelu ręcznik i wytarła w niego włosy, po czym podeszła do lustra i zaczęła je rozczesywać szczotką. Po chwili usłyszała ciche pukanie i ktoś wszedł do pokoju. W lustrze zobaczyła odbicie podchodzącego do niej Deana. Odwróciła się do niego starając się przybrać obojętny wyraz twarzy.
- Chyba muszę ci coś wyjaśnić – zaczął niepewnie. Dziewczyna zmarszczyła brwi przekrzywiając delikatnie głowę w bok.
- Nie za bardzo rozumiem.
- Chyba mnie wtedy źle zrozumiałaś. Nie chodziło mi o to, że mam dość twojego towarzystwa, wręcz przeciwnie. Nie chcę tylko żeby przeze mnie coś ci się stało.
- Wiem, ale to nie znaczy, że masz za mnie decydować. Jestem dorosła i potrafię o siebie zadbać – tak naprawdę nie chciała tego powiedzieć. Zawsze ukrywała swoje emocje pod maską obojętności, lecz przy Deanie czuła, że może być sobą. Choć tak bardzo bała się mówić o swoich uczuciach wiedziała, że przed nim może się otworzyć.
- Po prostu się o ciebie martwię - powiedział Dean patrząc na nią z troską i... czułością? Nie, musiało się jej tylko wydawać.
- A nie pomyślałeś o tym, że ja też mogę się o ciebie martwić? - Wypaliła zanim zdążyła ugryźć się w język. Pokręciła głową jakby chciała powiedzieć: "nie ważne" i stanęła się do niego plecami.
Nagle poczuła na swojej dłoni jego uścisk i delikatnym szarpnięciem odwrócił ją w swoją stronę. Poczuła na swoich wargach jego miękkie, ciepłe usta. Zdezorientowana najpierw chciała go odepchnąć, jednak serce wzięło górę nad rozumem i odwzajemniła pocałunek napierając na niego ciałem. Dean zachęcony takim obrotem sprawy, przyparł ją do ściany opierając jedną rękę na ścianie tuż obok jej ucha, drugą natomiast położył jej na biodrze. Dziewczyna ściągnęła jego koszulkę odchylając jednocześnie głowę do tyłu ułatwiając mu tym samym składanie pocałunków na jej szyi. Kiedy Dean ją podniósł oplotła go nogami w pasie, wodząc rękami po doskonale wyrzeźbionym torsie. Przeszedł kilka kroków i położył na łóżku. Ściągnął jej bluzkę i spodnie, rzucając je gdzieś w kąt. Po chwili jego jeansy również wylądowały na podłodze.
- Jesteś tego pewna? – Zapytał odrywając się od niej i patrząc jej głęboko w oczy.
- Jak niczego innego wcześniej – wyszeptała zwinnie przewracając go na plecy i siadając na nim okrakiem. Na chwilę jej wzrok przykuła dłoń odciśnięta na jego lewym ramieniu. Zerkając na niego, dotknęła jej niepewnie, jakby bojąc się, że może sprawić mu tym ból. Musnęła bliznę ustami i zjechała dłonią wzdłuż jego ramienia. Złączyła swoje palce z jego, lekko je ściskając. Nachyliła się nad nim i oboje zagłębili się w namiętnym pocałunku, chcąc, aby ta chwila trwała jak najdłużej.
Cześć.
OdpowiedzUsuńDziękuję, naprawdę miło słyszeć. Mimo, iż chciałabym, niczego nie mogę zdradzać, jeśli chodzi o fabułę. :c Przekonasz się wkrótce, taką mam nadzieję. ;)
A jeśli chodzi o Twoje opowiadanie, to... Uwielbiam Alysson! Jest dla mnie świetnie zorganizowaną, mądrą osobą, a uważam, że takich jest coraz mniej, czytając tak niektóre książki bądź opowiadania.
Pozdrawiam gorąco i życzę powodzenia. :*
Sam zawsze broni brata, choć czas należy mu się opieprz za całokształt... chociaż Sam też ma swoje za uszami.
OdpowiedzUsuńNie wiem czemu, ale wydaje mi się, że u Singera w kuchni króluje fasolowa ^^
O no i kolejny minus u Cassa,. Nie wiem jak mógł ukrywać coś takiego przed bliskimi.
No, no romansik się szukuje *-* chociaż w ich zawodzie nie ma to prawa bytu... z wiadomych przyczyn, to i tak zawsze cieszy, kiedy bracia mogą zaznać odrobinę normalności, a Dean i Aly do siebie pasują:D
No w końcu nadszedł moment na który czekałam od rozdziału, w którym Alysson i Dean się poznali. Może teraz w końcu będą razem, mimo tego iż w ich "zawodzie" to trudne to mam nadzieję, że uda im się stworzyć normalny związek.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko :*
Justysia
Zapraszam na nowy rozdział
OdpowiedzUsuńhttp://moje-historie-supernatural.blogspot.com/
Justysia :)