Rozdział VIII
Otworzył powoli oczy i jęknął cicho, czując potworny ból, rozsadzający mu czaszkę. Chciał się poruszyć, jednak nie był w stanie, ponieważ ktoś przywiązał go do jednego z motelowych krzeseł.
- Nadal nie sądzę żeby to był dobry pomysł, Dean. Mimo wszystko to ciągle jest Sam – usłyszał za sobą ściszony głos Alysson. Kiedy dziewczyna zauważyła, że młodszy Winchester ocknął się, podeszła do niego i pochyliła się nad nim. – Jak się czujesz?
- Cudownie – odparł zachrypniętym głosem Sam i skrzywił się lekko z bólu. – Chyba mam złamany nos.
- Cass powinien zaraz tu być i wtedy cię uleczy – powiedziała i odwróciła się gwałtownie czując, że ktoś za nią stoi.
- Witam – powiedział, jak zawsze opanowanym głosem Castiel i ze zdziwieniem wskazał na związanego Sama – Co się stało?
- Chcemy żebyś go… zbadał. Coś jest z nim nie tak – zabrał głos Dean, po raz pierwszy odkąd Sam się ocknął.
- Wydaje nam się, że chodzi o jego duszę – wtrąciła się Alysson i odsunęła się na bok, pozwalając, aby Castiel podszedł do młodszego Winchestera.
- Nie zapominajcie, że ciągle tu jestem – mruknął pod nosem Sam, jednak zebrani w pokoju zignorowali jego uwagę.
- Może trochę zaboleć – uprzedził Castiel i położył jedną dłoń na ramieniu młodszego Winchestera, a drugą zbliżył do jego klatki piersiowej. Kiedy ręka anioła przeniknęła przez ciało Sama, w pokoju rozległ się ogłuszający krzyk, który po kilku sekundach gwałtownie ucichł.
- I co?– Zapytała Alysson krzywiąc się lekko i czując jak krzyk Sama ciągle huczy jej w głowie.
- Nic nie znalazłem – powiedział powoli Castiel, mrużąc oczy.
- No to chyba dobrze? – Odparł niepewnie Dean, patrząc na brata z nieufnością. Cass popatrzył na nich z żalem i pokręcił przecząco głową.
- Obawiam się, że wasze przypuszczenia się sprawdziły. Wydaje mi się, że dusza Sama została w klatce razem z Lucyferem i Michałem – rzekł anioł dobierając ostrożnie słowa.
- Dasz radę ją stamtąd wyciągnąć? Tak jak wyciągnąłeś Deana z piekła?
- Nie sądzę, Alysson. Wyciągnąć duszę z klatki jest o wiele trudniej niż wyciągnąć ją z piekła i obawiam się, że nie jestem w stanie tego zrobić – wyjaśnił Cass, kręcąc delikatnie głową. W międzyczasie trwania tej rozmowy, Sam zdążył niezauważenie wyswobodzić ręce z krępujących go lin. Dean widząc to, od razu sięgnął ręką po pistolet, jednak Alysson położyła mu dłoń na ramieniu i pokręciła delikatnie głową.
- Nie możesz mnie tutaj przetrzymywać, Dean – powiedział Sam rozcierając otarte dłonie.
- Właśnie, że mogę. Przynajmniej będę miał cię na oku.
- Możesz ze mną pracować albo nie. Po prostu odzyskamy moją duszę i wszystko będzie jak dawniej – dodał młodszy Winchester i popatrzył znacząco na Heid, jakby szukając u niej wsparcia.
- Żeby odnaleźć twoją duszę, najpierw musimy znaleźć tego, kto cię wskrzesił. To musiała być osoba o bardzo dużej mocy, ale nie mam pojęcia, kto to mógł być. Nie masz z tego dnia jakiś wspomnień, Sam? – Zapytał Castiel.
- Jedyne, co pamiętam to to, że obudziłem się w szczerym polu – wzruszył ramionami Sam.
- Może warto by odwiedzić Samuela Campbella? Został wskrzeszony w tym samym czasie, co ty Sam i możliwe, że wie coś więcej na ten temat niż my – zasugerowała Alysson.
- Tak, to chyba dobry pomysł – przytaknął jej Castiel.
- I co?– Zapytała Alysson krzywiąc się lekko i czując jak krzyk Sama ciągle huczy jej w głowie.
- Nic nie znalazłem – powiedział powoli Castiel, mrużąc oczy.
- No to chyba dobrze? – Odparł niepewnie Dean, patrząc na brata z nieufnością. Cass popatrzył na nich z żalem i pokręcił przecząco głową.
- Obawiam się, że wasze przypuszczenia się sprawdziły. Wydaje mi się, że dusza Sama została w klatce razem z Lucyferem i Michałem – rzekł anioł dobierając ostrożnie słowa.
- Dasz radę ją stamtąd wyciągnąć? Tak jak wyciągnąłeś Deana z piekła?
- Nie sądzę, Alysson. Wyciągnąć duszę z klatki jest o wiele trudniej niż wyciągnąć ją z piekła i obawiam się, że nie jestem w stanie tego zrobić – wyjaśnił Cass, kręcąc delikatnie głową. W międzyczasie trwania tej rozmowy, Sam zdążył niezauważenie wyswobodzić ręce z krępujących go lin. Dean widząc to, od razu sięgnął ręką po pistolet, jednak Alysson położyła mu dłoń na ramieniu i pokręciła delikatnie głową.
- Nie możesz mnie tutaj przetrzymywać, Dean – powiedział Sam rozcierając otarte dłonie.
- Właśnie, że mogę. Przynajmniej będę miał cię na oku.
- Możesz ze mną pracować albo nie. Po prostu odzyskamy moją duszę i wszystko będzie jak dawniej – dodał młodszy Winchester i popatrzył znacząco na Heid, jakby szukając u niej wsparcia.
- Żeby odnaleźć twoją duszę, najpierw musimy znaleźć tego, kto cię wskrzesił. To musiała być osoba o bardzo dużej mocy, ale nie mam pojęcia, kto to mógł być. Nie masz z tego dnia jakiś wspomnień, Sam? – Zapytał Castiel.
- Jedyne, co pamiętam to to, że obudziłem się w szczerym polu – wzruszył ramionami Sam.
- Może warto by odwiedzić Samuela Campbella? Został wskrzeszony w tym samym czasie, co ty Sam i możliwe, że wie coś więcej na ten temat niż my – zasugerowała Alysson.
- Tak, to chyba dobry pomysł – przytaknął jej Castiel.
- Jesteś pewna, że nie chcesz jechać z nami? – Zapytał po raz kolejny Dean, zatrzymując się w drzwiach. Zerknął znacząco na czekającego przy Impali Sama i przeniósł znów swój wzrok na Alysson.
- Daj spokój, Dean. Zachowujesz się jak dziecko. Przecież to nadal jest Sam, co prawda bez duszy, ale to jednak twój brat – Alysson wzruszyła ramionami i zerknęła na stojącego za nią Castiela.
- Nie chcę siedzieć z nim w jednym samochodzie przez kilka godzin – marudził Dean, patrząc na dziewczynę z niemym błaganiem.
- To są wasze rodzinne sprawy i sami musicie to załatwić. Zadzwońcie jak dowiecie się czegoś od Samuela – dodała, popychając go w stronę wyjścia i zamknęła za nim drzwi motelowe.
- Daj spokój, Dean. Zachowujesz się jak dziecko. Przecież to nadal jest Sam, co prawda bez duszy, ale to jednak twój brat – Alysson wzruszyła ramionami i zerknęła na stojącego za nią Castiela.
- Nie chcę siedzieć z nim w jednym samochodzie przez kilka godzin – marudził Dean, patrząc na dziewczynę z niemym błaganiem.
- To są wasze rodzinne sprawy i sami musicie to załatwić. Zadzwońcie jak dowiecie się czegoś od Samuela – dodała, popychając go w stronę wyjścia i zamknęła za nim drzwi motelowe.
- Mogę cię o coś zapytać? – Zapytała Castiela, gdy samochód Deana odjechał już sprzed motelu, w którym się zatrzymali.
- Oczywiście, Alysson - odparł anioł, trochę zdziwiony jej prośbą.
- Znasz anioła o imieniu Balthazar? - Zapytała niepewnie, bawiąc się nerwowo naszyjnikiem na swojej szyi.
- Balthazara? Znam go bardzo dobrze. Można powiedzieć, że zanim uciekł z Nieba był dla mnie kimś, kogo wy ludzie nazywacie przyjacielem. Ale tak właściwie to, po co o niego pytasz? – Cass zmarszczył brwi i popatrzył na nią swoim przeszywającym wzrokiem.
- Niedawno bardzo mi pomógł i po prostu chcę się dowiedzieć, dlaczego to zrobił no i czy można mu zaufać – wzruszyła ramionami Alysson i usiadła na fotelu naprzeciw Castiela.
- Balthazar pomimo tego, iż jest aniołem, nie jest typem osoby, która niesie innym bezinteresowną pomoc. Jeśli robi dla kogoś coś dobrego to bez wątpienia ma w tym jakiś ukryty cel, który przyniesie mu korzyści. Ale mimo swojego egoizmu czasami potrafi być względem niektórych osób bardzo lojalny.
- Np. względem ciebie? Ale skoro byliście przyjaciółmi to, pewnie wiesz, dlaczego uciekł z Nieba? Nie próbowałeś go jakoś powstrzymać? – Zapytała Alysson.
- Balthazar zdradził swoich Braci; stchórzył i zostawił Nas, kiedy byliśmy w potrzebie. Skorzystał z okazji i kiedy tylko Lilith złamała pierwszą pieczęć, uciekł na Ziemię, przy okazji kradnąc z Nieba wiele cennych i niebezpiecznych przedmiotów – odrzekł Castiel. Po jego zmieszanym tonie głosu, Alysson domyśliła się, że Anioł jest zawiedziony postawą przyjaciela, ale mimo wszystko stara się go zrozumieć.
- Nadal jednak nie rozumiem, dlaczego mi pomógł – powiedziała cicho dziewczyna, tak, że Castiel ledwie dosłyszał jej słowa. Alysson jakoś wcześniej nie zastanawiała się nad pobudkami, które kierują Balthazarem. Była mu po prostu wdzięczna za to, że uratował jej życie, jednak po rozmowie z Cassem zaczynała mieć wątpliwość, co do szczerych zamiarów Anioła.
- Nie wiem, co mogło nim kierować. Może zrobił to ze względu na twoją matkę, a może po prostu nareszcie się zmienił i postanowił zrobić dla kogoś coś dobrego? – Castiel otworzył usta żeby jeszcze coś dodać, jednak Alysson gwałtownie mu przerwała.
- Balthazar znał moją matkę?
- Najlepiej będzie, jeśli sama go o to zapytasz. Ja muszę już iść – dodał Cass i w jednej sekundzie rozpłynął się w powietrzu.
- Oczywiście, Alysson - odparł anioł, trochę zdziwiony jej prośbą.
- Znasz anioła o imieniu Balthazar? - Zapytała niepewnie, bawiąc się nerwowo naszyjnikiem na swojej szyi.
- Balthazara? Znam go bardzo dobrze. Można powiedzieć, że zanim uciekł z Nieba był dla mnie kimś, kogo wy ludzie nazywacie przyjacielem. Ale tak właściwie to, po co o niego pytasz? – Cass zmarszczył brwi i popatrzył na nią swoim przeszywającym wzrokiem.
- Niedawno bardzo mi pomógł i po prostu chcę się dowiedzieć, dlaczego to zrobił no i czy można mu zaufać – wzruszyła ramionami Alysson i usiadła na fotelu naprzeciw Castiela.
- Balthazar pomimo tego, iż jest aniołem, nie jest typem osoby, która niesie innym bezinteresowną pomoc. Jeśli robi dla kogoś coś dobrego to bez wątpienia ma w tym jakiś ukryty cel, który przyniesie mu korzyści. Ale mimo swojego egoizmu czasami potrafi być względem niektórych osób bardzo lojalny.
- Np. względem ciebie? Ale skoro byliście przyjaciółmi to, pewnie wiesz, dlaczego uciekł z Nieba? Nie próbowałeś go jakoś powstrzymać? – Zapytała Alysson.
- Balthazar zdradził swoich Braci; stchórzył i zostawił Nas, kiedy byliśmy w potrzebie. Skorzystał z okazji i kiedy tylko Lilith złamała pierwszą pieczęć, uciekł na Ziemię, przy okazji kradnąc z Nieba wiele cennych i niebezpiecznych przedmiotów – odrzekł Castiel. Po jego zmieszanym tonie głosu, Alysson domyśliła się, że Anioł jest zawiedziony postawą przyjaciela, ale mimo wszystko stara się go zrozumieć.
- Nadal jednak nie rozumiem, dlaczego mi pomógł – powiedziała cicho dziewczyna, tak, że Castiel ledwie dosłyszał jej słowa. Alysson jakoś wcześniej nie zastanawiała się nad pobudkami, które kierują Balthazarem. Była mu po prostu wdzięczna za to, że uratował jej życie, jednak po rozmowie z Cassem zaczynała mieć wątpliwość, co do szczerych zamiarów Anioła.
- Nie wiem, co mogło nim kierować. Może zrobił to ze względu na twoją matkę, a może po prostu nareszcie się zmienił i postanowił zrobić dla kogoś coś dobrego? – Castiel otworzył usta żeby jeszcze coś dodać, jednak Alysson gwałtownie mu przerwała.
- Balthazar znał moją matkę?
- Najlepiej będzie, jeśli sama go o to zapytasz. Ja muszę już iść – dodał Cass i w jednej sekundzie rozpłynął się w powietrzu.
Przewróciła oczami z irytacji i zacisnęła szczęki. W jej głowie zrodziło się jeszcze kilka pytań do Castiela, dzięki którym mogłaby rozszyfrować Balthazara i jego zamiary, jednak odnosiła wrażenie, że jej pierzasty przyjaciel nie chce jej w tym pomóc.
Podeszła do małej lodówki i wyjęła z niej butelkę soku pomarańczowego. Oparła się rękoma o blat stołu i westchnęła ciężko. Musiała dowiedzieć się, czego chce od niej Balthazar, a skoro Cass nie chciał jej w tym pomóc, była zmuszona postawić wszystko na jedną kartę i zasięgnąć informacji u źródła. Dlatego też upiła spory łyk soku, w myślach prosząc Balthazara o spotkanie. Zniecierpliwiona, czekając na jego przybycie, zaczęła wystukiwać palcami rytm znanej, rock 'n' rollowej piosenki.
- Co to za pilna sprawa? – Usłyszała, tuż koło swojego prawego ucha, głos mężczyzny. Zaskoczona o mało, co nie wypuściła z rąk butelki z napojem. Popatrzyła na niego i przybrała poważny wyraz twarzy.
- Nie sądzisz, że powinieneś mi coś wreszcie wytłumaczyć? – Zaczęła, zaplatając ręce na wysokości klatki piersiowej. Widząc zdezorientowaną minę Balthazara, kontynuowała: - Nie jesteś osobą, która bezinteresownie pomaga innym. Pewnie masz w tym jakieś interes i dlatego chcę wiedzieć, dlaczego mi pomagasz?
- Nie rozumiem, o co ci chodzi. Powinnaś być mi wdzięczna za to, że ci pomagam, a nie doszukiwać się w tym jakiegoś podstępu. W końcu uratowałem ci życie – odparł mężczyzna lekceważącym tonem. Podszedł do lodówki i wyciągnął z niej butelkę taniej whisky. Nalał sobie odrobinę do szklanki i powąchał jej zawartość. Upił łyk brunatnego alkoholu i skrzywił się lekko, odkładając szklankę na stół.
- Znałeś moją matkę? – Zapytała Alysson po chwili ciszy, jaka zapanowała w pokoju.
- Katherine? Oczywiście, jak prawie każdy Anioł. Była bardzo szanowana w naszym… środowisku. Naturalnie to było przed tym jak się zbuntowała i opuściła Niebo – powiedział Balthazar, domyślając się, do czego zmierza Alysson.
- Cass powiedział, że pomagasz mi ze względu na nią – rzekła, patrząc na niego stanowczo. To była jej jedyna szansa na poznanie prawdy i bała się, że jej plan może nie wypalić.
- Jesteś tak samo uparta, jak twoja matka – Anioł westchnął zrezygnowany i kontynuował: - Katherine uratowała mi tyłek, kiedy byłem w poważnych tarapatach. I to dwukrotnie. A ja, jako, że jestem honorowy, obiecałem jej, że kiedyś spłacę swój dług wdzięczności względem niej, ale po jej śmierci myślałem, że to postanowienie już mnie nie obowiązuje.
- Ale nadal cię obowiązywało? – Wtrąciła się Alysson i gestem dłoni pokazała, aby mówił dalej.
- Kilka dni przed tym, jak wydostałaś się z Czyśćca, odwiedziłem Niebo w pewnej… sprawie – powiedział szatyn, na co Alysson prychnęła cicho, domyślając się, że ta „sprawa” powiązana jest z cennymi przedmiotami przechowanymi w Niebie. – Spotkałem tam Katherine, która powiedziała, że mam okazję wreszcie odwdzięczyć się jej za uratowanie życia i kazała mi cię pilnować.
- Mnie? Miałeś być kimś w rodzaju mojego Anioła Stróża? – Zapytała ironicznie i zaśmiała się cicho.
- Bardzo śmieszne. Twoja mamusia też ma takie poczucie humoru i dlatego postanowiła, że tylko ty możesz zwolnić mnie z tej przysługi.
- Naprawdę? W takim razie możesz darować sobie niańczenie mnie. Wcześniej dawałam sobie jakoś radę bez twojej pomocy i teraz też sobie świetnie sama poradzę – odrzekła wzruszając ramionami. Sama nie wiedziała, dlaczego to powiedziała; może, dlatego że widziała jak Balthazar się męczył, jako jej „Anioł Stróż”, a może po prostu była zbyt dumna i honorowa, aby nadal prosić go o pomoc?
- To dobrze – rzucił ironicznie szatyn i z wypisaną ulgą na twarzy, zniknął.
Podeszła do małej lodówki i wyjęła z niej butelkę soku pomarańczowego. Oparła się rękoma o blat stołu i westchnęła ciężko. Musiała dowiedzieć się, czego chce od niej Balthazar, a skoro Cass nie chciał jej w tym pomóc, była zmuszona postawić wszystko na jedną kartę i zasięgnąć informacji u źródła. Dlatego też upiła spory łyk soku, w myślach prosząc Balthazara o spotkanie. Zniecierpliwiona, czekając na jego przybycie, zaczęła wystukiwać palcami rytm znanej, rock 'n' rollowej piosenki.
- Co to za pilna sprawa? – Usłyszała, tuż koło swojego prawego ucha, głos mężczyzny. Zaskoczona o mało, co nie wypuściła z rąk butelki z napojem. Popatrzyła na niego i przybrała poważny wyraz twarzy.
- Nie sądzisz, że powinieneś mi coś wreszcie wytłumaczyć? – Zaczęła, zaplatając ręce na wysokości klatki piersiowej. Widząc zdezorientowaną minę Balthazara, kontynuowała: - Nie jesteś osobą, która bezinteresownie pomaga innym. Pewnie masz w tym jakieś interes i dlatego chcę wiedzieć, dlaczego mi pomagasz?
- Nie rozumiem, o co ci chodzi. Powinnaś być mi wdzięczna za to, że ci pomagam, a nie doszukiwać się w tym jakiegoś podstępu. W końcu uratowałem ci życie – odparł mężczyzna lekceważącym tonem. Podszedł do lodówki i wyciągnął z niej butelkę taniej whisky. Nalał sobie odrobinę do szklanki i powąchał jej zawartość. Upił łyk brunatnego alkoholu i skrzywił się lekko, odkładając szklankę na stół.
- Znałeś moją matkę? – Zapytała Alysson po chwili ciszy, jaka zapanowała w pokoju.
- Katherine? Oczywiście, jak prawie każdy Anioł. Była bardzo szanowana w naszym… środowisku. Naturalnie to było przed tym jak się zbuntowała i opuściła Niebo – powiedział Balthazar, domyślając się, do czego zmierza Alysson.
- Cass powiedział, że pomagasz mi ze względu na nią – rzekła, patrząc na niego stanowczo. To była jej jedyna szansa na poznanie prawdy i bała się, że jej plan może nie wypalić.
- Jesteś tak samo uparta, jak twoja matka – Anioł westchnął zrezygnowany i kontynuował: - Katherine uratowała mi tyłek, kiedy byłem w poważnych tarapatach. I to dwukrotnie. A ja, jako, że jestem honorowy, obiecałem jej, że kiedyś spłacę swój dług wdzięczności względem niej, ale po jej śmierci myślałem, że to postanowienie już mnie nie obowiązuje.
- Ale nadal cię obowiązywało? – Wtrąciła się Alysson i gestem dłoni pokazała, aby mówił dalej.
- Kilka dni przed tym, jak wydostałaś się z Czyśćca, odwiedziłem Niebo w pewnej… sprawie – powiedział szatyn, na co Alysson prychnęła cicho, domyślając się, że ta „sprawa” powiązana jest z cennymi przedmiotami przechowanymi w Niebie. – Spotkałem tam Katherine, która powiedziała, że mam okazję wreszcie odwdzięczyć się jej za uratowanie życia i kazała mi cię pilnować.
- Mnie? Miałeś być kimś w rodzaju mojego Anioła Stróża? – Zapytała ironicznie i zaśmiała się cicho.
- Bardzo śmieszne. Twoja mamusia też ma takie poczucie humoru i dlatego postanowiła, że tylko ty możesz zwolnić mnie z tej przysługi.
- Naprawdę? W takim razie możesz darować sobie niańczenie mnie. Wcześniej dawałam sobie jakoś radę bez twojej pomocy i teraz też sobie świetnie sama poradzę – odrzekła wzruszając ramionami. Sama nie wiedziała, dlaczego to powiedziała; może, dlatego że widziała jak Balthazar się męczył, jako jej „Anioł Stróż”, a może po prostu była zbyt dumna i honorowa, aby nadal prosić go o pomoc?
- To dobrze – rzucił ironicznie szatyn i z wypisaną ulgą na twarzy, zniknął.
Uśmiechnęła się pod nosem i pokręciła głową z niedowierzaniem. To było bardzo w stylu Balthazara. Chciał wykręcić się od obietnicy, jaką złożył Katherine, a kiedy to osiągnął, po prostu zniknął bez słowa.
Dopiła swój sok pomarańczowy i wrzuciła butelkę do kosza. Kucnęła przy łóżku i wyciągnęła spod niego swoją podróżną torbę. Postanowiła się spakować i poczekać na Winchesterów u Bobbiego. Otworzyła szafkę i wyciągnęła z niej swoje ubrania, które zaczęła na nowa składać i pakować do torby. Już prawie kończyła układać swoje rzeczy, kiedy usłyszała za sobą ciche chrząknięcie.
- Czyżbyś czegoś zapomniał? - Zapytała ironicznie, przekonana, że to Balthazar znów pojawił się w jej pokoju. Odwróciła się i zobaczyła, opierającego się o stolik mężczyznę w czarnym garniturze. Brunet zmierzył ją wzrokiem i uśmiechnął się cynicznie.
- Witaj Alysson – powiedział mężczyzna, a jego oczy zasnuły się czernią, by po kilku sekundach znów wrócić do naturalnego koloru. Dziewczyna sięgnęła ręką po leżącą na szafce butelkę wody święconej, jednak tuż obok niej pojawiła się dwójka kolejnych demonów i obezwładniła ją. Jeden z mężczyzn – wysoki blondyn – ogłuszył ją, a drugi podtrzymał jej bezwładne ciało, aby nie upadła na podłogę.
- Zabierzcie ją stąd – rozkazał brunet w garniturze i cała czwórka rozpłynęła się w powietrzu.
Dopiła swój sok pomarańczowy i wrzuciła butelkę do kosza. Kucnęła przy łóżku i wyciągnęła spod niego swoją podróżną torbę. Postanowiła się spakować i poczekać na Winchesterów u Bobbiego. Otworzyła szafkę i wyciągnęła z niej swoje ubrania, które zaczęła na nowa składać i pakować do torby. Już prawie kończyła układać swoje rzeczy, kiedy usłyszała za sobą ciche chrząknięcie.
- Czyżbyś czegoś zapomniał? - Zapytała ironicznie, przekonana, że to Balthazar znów pojawił się w jej pokoju. Odwróciła się i zobaczyła, opierającego się o stolik mężczyznę w czarnym garniturze. Brunet zmierzył ją wzrokiem i uśmiechnął się cynicznie.
- Witaj Alysson – powiedział mężczyzna, a jego oczy zasnuły się czernią, by po kilku sekundach znów wrócić do naturalnego koloru. Dziewczyna sięgnęła ręką po leżącą na szafce butelkę wody święconej, jednak tuż obok niej pojawiła się dwójka kolejnych demonów i obezwładniła ją. Jeden z mężczyzn – wysoki blondyn – ogłuszył ją, a drugi podtrzymał jej bezwładne ciało, aby nie upadła na podłogę.
- Zabierzcie ją stąd – rozkazał brunet w garniturze i cała czwórka rozpłynęła się w powietrzu.