poniedziałek, 29 lipca 2013

Księga II Rozdział VIII

Rozdział VIII



           Otworzył powoli oczy i jęknął cicho, czując potworny ból, rozsadzający mu czaszkę. Chciał się poruszyć, jednak nie był w stanie, ponieważ ktoś przywiązał go do jednego z motelowych krzeseł.
- Nadal nie sądzę żeby to był dobry pomysł, Dean. Mimo wszystko to ciągle jest Sam – usłyszał za sobą ściszony głos Alysson. Kiedy dziewczyna zauważyła, że młodszy Winchester ocknął się, podeszła do niego i pochyliła się nad nim. – Jak się czujesz?
- Cudownie – odparł zachrypniętym głosem Sam i skrzywił się lekko z bólu. – Chyba mam złamany nos.
- Cass powinien zaraz tu być i wtedy cię uleczy – powiedziała i odwróciła się gwałtownie czując, że ktoś za nią stoi.
- Witam – powiedział, jak zawsze opanowanym głosem Castiel i ze zdziwieniem wskazał na związanego Sama – Co się stało?
- Chcemy żebyś go… zbadał. Coś jest z nim nie tak – zabrał głos Dean, po raz pierwszy odkąd Sam się ocknął.
- Wydaje nam się, że chodzi o jego duszę – wtrąciła się Alysson i odsunęła się na bok, pozwalając, aby Castiel podszedł do młodszego Winchestera.
- Nie zapominajcie, że ciągle tu jestem – mruknął pod nosem Sam, jednak zebrani w pokoju zignorowali jego uwagę.


           - Może trochę zaboleć – uprzedził Castiel i położył jedną dłoń na ramieniu młodszego Winchestera, a drugą zbliżył do jego klatki piersiowej. Kiedy ręka anioła przeniknęła przez ciało Sama, w pokoju rozległ się ogłuszający krzyk, który po kilku sekundach gwałtownie ucichł.
- I co?– Zapytała Alysson krzywiąc się lekko i czując jak krzyk Sama ciągle huczy jej w głowie.
- Nic nie znalazłem – powiedział powoli Castiel, mrużąc oczy.
- No to chyba dobrze? – Odparł niepewnie Dean, patrząc na brata z nieufnością. Cass popatrzył na nich z żalem i pokręcił przecząco głową.
- Obawiam się, że wasze przypuszczenia się sprawdziły. Wydaje mi się, że dusza Sama została w klatce razem z Lucyferem i Michałem – rzekł anioł dobierając ostrożnie słowa.
- Dasz radę ją stamtąd wyciągnąć? Tak jak wyciągnąłeś Deana z piekła?
- Nie sądzę, Alysson. Wyciągnąć duszę z klatki jest o wiele trudniej niż wyciągnąć ją z piekła i obawiam się, że nie jestem w stanie tego zrobić – wyjaśnił Cass, kręcąc delikatnie głową. W międzyczasie trwania tej rozmowy, Sam zdążył niezauważenie wyswobodzić ręce z krępujących go lin. Dean widząc to, od razu sięgnął ręką po pistolet, jednak Alysson położyła mu dłoń na ramieniu i pokręciła delikatnie głową.
- Nie możesz mnie tutaj przetrzymywać, Dean – powiedział Sam rozcierając otarte dłonie.
- Właśnie, że mogę. Przynajmniej będę miał cię na oku.
- Możesz ze mną pracować albo nie. Po prostu odzyskamy moją duszę i wszystko będzie jak dawniej – dodał młodszy Winchester i popatrzył znacząco na Heid, jakby szukając u niej wsparcia.
- Żeby odnaleźć twoją duszę, najpierw musimy znaleźć tego, kto cię wskrzesił. To musiała być osoba o bardzo dużej mocy, ale nie mam pojęcia, kto to mógł być. Nie masz z tego dnia jakiś wspomnień, Sam? – Zapytał Castiel.
- Jedyne, co pamiętam to to, że obudziłem się w szczerym polu – wzruszył ramionami Sam.
- Może warto by odwiedzić Samuela Campbella? Został wskrzeszony w tym samym czasie, co ty Sam i możliwe, że wie coś więcej na ten temat niż my – zasugerowała Alysson.
- Tak, to chyba dobry pomysł – przytaknął jej Castiel.

           - Jesteś pewna, że nie chcesz jechać z nami? – Zapytał po raz kolejny Dean, zatrzymując się w drzwiach. Zerknął znacząco na czekającego przy Impali Sama i przeniósł znów swój wzrok na Alysson.
- Daj spokój, Dean. Zachowujesz się jak dziecko. Przecież to nadal jest Sam, co prawda bez duszy, ale to jednak twój brat – Alysson wzruszyła ramionami i zerknęła na stojącego za nią Castiela.
- Nie chcę siedzieć z nim w jednym samochodzie przez kilka godzin – marudził Dean, patrząc na dziewczynę z niemym błaganiem.
- To są wasze rodzinne sprawy i sami musicie to załatwić. Zadzwońcie jak dowiecie się czegoś od Samuela – dodała, popychając go w stronę wyjścia i zamknęła za nim drzwi motelowe.

           - Mogę cię o coś zapytać? – Zapytała Castiela, gdy samochód Deana odjechał już sprzed motelu, w którym się zatrzymali.
- Oczywiście, Alysson - odparł anioł, trochę zdziwiony jej prośbą.
- Znasz anioła o imieniu Balthazar? - Zapytała niepewnie, bawiąc się nerwowo naszyjnikiem na swojej szyi.
- Balthazara? Znam go bardzo dobrze. Można powiedzieć, że zanim uciekł z Nieba był dla mnie kimś, kogo wy ludzie nazywacie przyjacielem. Ale tak właściwie to, po co o niego pytasz? – Cass zmarszczył brwi i popatrzył na nią swoim przeszywającym wzrokiem.
- Niedawno bardzo mi pomógł i po prostu chcę się dowiedzieć, dlaczego to zrobił no i czy można mu zaufać – wzruszyła ramionami Alysson i usiadła na fotelu naprzeciw Castiela.
- Balthazar pomimo tego, iż jest aniołem, nie jest typem osoby, która niesie innym bezinteresowną pomoc. Jeśli robi dla kogoś coś dobrego to bez wątpienia ma w tym jakiś ukryty cel, który przyniesie mu korzyści. Ale mimo swojego egoizmu czasami potrafi być względem niektórych osób bardzo lojalny.
- Np. względem ciebie? Ale skoro byliście przyjaciółmi to, pewnie wiesz, dlaczego uciekł z Nieba? Nie próbowałeś go jakoś powstrzymać? – Zapytała Alysson.
- Balthazar zdradził swoich Braci; stchórzył i zostawił Nas, kiedy byliśmy w potrzebie. Skorzystał z okazji i kiedy tylko Lilith złamała pierwszą pieczęć, uciekł na Ziemię, przy okazji kradnąc z Nieba wiele cennych i niebezpiecznych przedmiotów – odrzekł Castiel. Po jego zmieszanym tonie głosu, Alysson domyśliła się, że Anioł jest zawiedziony postawą przyjaciela, ale mimo wszystko stara się go zrozumieć.
- Nadal jednak nie rozumiem, dlaczego mi pomógł – powiedziała cicho dziewczyna, tak, że Castiel ledwie dosłyszał jej słowa. Alysson jakoś wcześniej nie zastanawiała się nad pobudkami, które kierują Balthazarem. Była mu po prostu wdzięczna za to, że uratował jej życie, jednak po rozmowie z Cassem zaczynała mieć wątpliwość, co do szczerych zamiarów Anioła.
- Nie wiem, co mogło nim kierować. Może zrobił to ze względu na twoją matkę, a może po prostu nareszcie się zmienił i postanowił zrobić dla kogoś coś dobrego? – Castiel otworzył usta żeby jeszcze coś dodać, jednak Alysson gwałtownie mu przerwała.
- Balthazar znał moją matkę?
- Najlepiej będzie, jeśli sama go o to zapytasz. Ja muszę już iść – dodał Cass i w jednej sekundzie rozpłynął się w powietrzu.

           Przewróciła oczami z irytacji i zacisnęła szczęki. W jej głowie zrodziło się jeszcze kilka pytań do Castiela, dzięki którym mogłaby rozszyfrować Balthazara i jego zamiary, jednak odnosiła wrażenie, że jej pierzasty przyjaciel nie chce jej w tym pomóc. 
Podeszła do małej lodówki i wyjęła z niej butelkę soku pomarańczowego. Oparła się rękoma o blat stołu i westchnęła ciężko. Musiała dowiedzieć się, czego chce od niej Balthazar, a skoro Cass nie chciał jej w tym pomóc, była zmuszona postawić wszystko na jedną kartę i zasięgnąć informacji u źródła. Dlatego też upiła spory łyk soku, w myślach prosząc Balthazara o spotkanie. Zniecierpliwiona, czekając na jego przybycie, zaczęła wystukiwać palcami rytm znanej, rock 'n' rollowej piosenki.
- Co to za pilna sprawa? – Usłyszała, tuż koło swojego prawego ucha, głos mężczyzny. Zaskoczona o mało, co nie wypuściła z rąk butelki z napojem. Popatrzyła na niego i przybrała poważny wyraz twarzy.
- Nie sądzisz, że powinieneś mi coś wreszcie wytłumaczyć? – Zaczęła, zaplatając ręce na wysokości klatki piersiowej. Widząc zdezorientowaną minę Balthazara, kontynuowała: - Nie jesteś osobą, która bezinteresownie pomaga innym. Pewnie masz w tym jakieś interes i dlatego chcę wiedzieć, dlaczego mi pomagasz?
- Nie rozumiem, o co ci chodzi. Powinnaś być mi wdzięczna za to, że ci pomagam, a nie doszukiwać się w tym jakiegoś podstępu. W końcu uratowałem ci życie – odparł mężczyzna lekceważącym tonem. Podszedł do lodówki i wyciągnął z niej butelkę taniej whisky. Nalał sobie odrobinę do szklanki i powąchał jej zawartość. Upił łyk brunatnego alkoholu i skrzywił się lekko, odkładając szklankę na stół.
- Znałeś moją matkę? – Zapytała Alysson po chwili ciszy, jaka zapanowała w pokoju.
- Katherine? Oczywiście, jak prawie każdy Anioł. Była bardzo szanowana w naszym… środowisku. Naturalnie to było przed tym jak się zbuntowała i opuściła Niebo – powiedział Balthazar, domyślając się, do czego zmierza Alysson.
- Cass powiedział, że pomagasz mi ze względu na nią – rzekła, patrząc na niego stanowczo. To była jej jedyna szansa na poznanie prawdy i bała się, że jej plan może nie wypalić.
- Jesteś tak samo uparta, jak twoja matka – Anioł westchnął zrezygnowany i kontynuował: - Katherine uratowała mi tyłek, kiedy byłem w poważnych tarapatach. I to dwukrotnie. A ja, jako, że jestem honorowy, obiecałem jej, że kiedyś spłacę swój dług wdzięczności względem niej, ale po jej śmierci myślałem, że to postanowienie już mnie nie obowiązuje.
- Ale nadal cię obowiązywało? – Wtrąciła się Alysson i gestem dłoni pokazała, aby mówił dalej.
- Kilka dni przed tym, jak wydostałaś się z Czyśćca, odwiedziłem Niebo w pewnej… sprawie – powiedział szatyn, na co Alysson prychnęła cicho, domyślając się, że ta „sprawa” powiązana jest z cennymi przedmiotami przechowanymi w Niebie. – Spotkałem tam Katherine, która powiedziała, że mam okazję wreszcie odwdzięczyć się jej za uratowanie życia i kazała mi cię pilnować.
- Mnie? Miałeś być kimś w rodzaju mojego Anioła Stróża? – Zapytała ironicznie i zaśmiała się cicho.
- Bardzo śmieszne. Twoja mamusia też ma takie poczucie humoru i dlatego postanowiła, że tylko ty możesz zwolnić mnie z tej przysługi.
- Naprawdę? W takim razie możesz darować sobie niańczenie mnie. Wcześniej dawałam sobie jakoś radę bez twojej pomocy i teraz też sobie świetnie sama poradzę – odrzekła wzruszając ramionami. Sama nie wiedziała, dlaczego to powiedziała; może, dlatego że widziała jak Balthazar się męczył, jako jej „Anioł Stróż”, a może po prostu była zbyt dumna i honorowa, aby nadal prosić go o pomoc?
- To dobrze – rzucił ironicznie szatyn i z wypisaną ulgą na twarzy, zniknął.

           Uśmiechnęła się pod nosem i pokręciła głową z niedowierzaniem. To było bardzo w stylu Balthazara. Chciał wykręcić się od obietnicy, jaką złożył Katherine, a kiedy to osiągnął, po prostu zniknął bez słowa.
Dopiła swój sok pomarańczowy i wrzuciła butelkę do kosza. Kucnęła przy łóżku i wyciągnęła spod niego swoją podróżną torbę. Postanowiła się spakować i poczekać na Winchesterów u Bobbiego. Otworzyła szafkę i wyciągnęła z niej swoje ubrania, które zaczęła na nowa składać i pakować do torby. Już prawie kończyła układać swoje rzeczy, kiedy usłyszała za sobą ciche chrząknięcie.
- Czyżbyś czegoś zapomniał? - Zapytała ironicznie, przekonana, że to Balthazar znów pojawił się w jej pokoju. Odwróciła się i zobaczyła, opierającego się o stolik mężczyznę w czarnym garniturze. Brunet zmierzył ją wzrokiem i uśmiechnął się cynicznie.
- Witaj Alysson – powiedział mężczyzna, a jego oczy zasnuły się czernią, by po kilku sekundach znów wrócić do naturalnego koloru. Dziewczyna sięgnęła ręką po leżącą na szafce butelkę wody święconej, jednak tuż obok niej pojawiła się dwójka kolejnych demonów i obezwładniła ją. Jeden z mężczyzn – wysoki blondyn – ogłuszył ją, a drugi podtrzymał jej bezwładne ciało, aby nie upadła na podłogę.
- Zabierzcie ją stąd – rozkazał brunet w garniturze i cała czwórka rozpłynęła się w powietrzu.

poniedziałek, 15 lipca 2013

Księga II Rozdział VII

Rozdział VII



           Leżała na łóżku w swoim pokoju motelowym i starała się uspokoić swoje emocje. Z słuchawek, które włożyła sobie do uszu, leciała jedna z piosenek jej ulubionego rockowego zespołu. Podkręciła iPoda na full i przymknęła oczy, chcąc w ten sposób zagłuszyć swoje myśli. Po kilku minutach bezczynnego leżenia poczuła jak coś otarło się o jej ramię. Wystraszona zerwała się z łóżka, natychmiast sięgając po leżący na szafce pistolet.
- Spokojnie, przecież to tylko ja – powiedział Baltazar, pojawiając się niespodziewanie koło niej jak zawsze z drwiącym uśmiechem na ustach. Alysson odetchnęła z ulgą i położyła broń obok siebie na łóżku, chcąc mieć ją na wszelki wypadek w pogotowiu. Mimo, że anioł uratował jej życie i nie wykazywał żadnych złych zamiarów względem niej, wolała zachować ostrożność.
- Chcesz żebym dostała przez ciebie zawału? – Zapytała wyłączając iPoda i dodała patrząc na mężczyznę z wyczekiwaniem: - Po co tutaj przyszedłeś?
- Słyszałem, że badacie sprawę tajemniczych samobójstw i postanowiłem wam pomóc, bo już nie mogę patrzeć jak się nad tym męczycie – powiedział drwiąco i rozsiadł się wygodnie w fotelu.
- Obejdziemy się bez twojej pomocy – odgryzła się Alysson i podeszła do niewielkiej toaletki w rogu pokoju. Wzięła z niej gumkę i związała niedbale włosy, pozwalając, aby kilka kosmyków swobodnie okalało jej twarz.
- Winchesterowie myślą, że chodzi tu o róg prawdy, co jest absolutnie niemożliwe, bo ja go mam i bardzo dobrze pilnuję. Macie do czynienia z czymś o wiele potężniejszym – powiedział anioł przeciągając specjalnie sylaby tak jakby chciał wzbudzić w niej jeszcze większą ciekawość.
- Domyślam się, że pod jakimś nieosiągalnym warunkiem łaskawie wyjawisz mi, co stoi za tymi wszystkimi zgonami?
- I tu się właśnie mylisz – odparł z satysfakcją anioł i wstał z fotela. – Postanowiłem zrobić dla kogoś coś dobrego i los chciał, że padło akurat na ciebie.
Baltazar pstryknął palcami i stojący pod oknem telewizor natychmiast się włączył. Anioł podszedł do Alysson i z satysfakcją wskazał na ekran, na którym wyświetlano właśnie powtórkę wiadomości, które Heid oglądała wcześniej w pokoju Winchesterów.
- Pod postacią tej dziennikarki ukrywa się rzymska bogini prawdy Veritas. Dla każdej osoby, która w jej pobliżu powie, że chce poznać prawdę ludzie stają się bezwzględnie szczerzy dopóki ta osoba nie zginie. Wtedy Veritas zabiera jej zwłoki i żywi się nimi – wyjaśnił Baltazar i uśmiechnął się z wyższością.
- Dean powiedział, że chce znać prawdę i jakaś wyższa siła kazała mi powiedzieć mu o czymś, o czym normalnie nigdy bym mu nie powiedziała – rzekła cicho Alysson, uświadamiając sobie, że na starszym Winchesterze też ciąży klątwa i mają coraz mniej czasu żeby ją zdjąć.
- W takim razie musicie się spieszyć. Wystarczająco dużo wam pomogłem, więc nie spieprzcie tego tak jak wszystko, czego się dotkniecie – wyszeptał jej do ucha, po czym bez słowa zniknął.
- Cholera…- zaklęła pod nosem Alysson i pospiesznie wyszła z pokoju.


           Weszła do pokoju Winchesterów i rozejrzała się po pomieszczeniu.
- Zbieraj się, wiem, na co polujemy – powiedziała do Sama i usiadła przy laptopie wpisując w wyszukiwarkę imię bogini prawdy.
- Veritas? Jak na to wpadłaś? – Zapytał młodszy Winchester zaglądając jej przez ramię.
- Można powiedzieć, że miałam szczęście – odpowiedziała wymijająco czytając akapit rzymskich wierzeń dotyczący sposobu zabicia bogini. – Znajdź, gdzie mieszka Ashley Frank - ta dziennikarka od wiadomości. To ona jest boginią.
- Jak tylko Dean skończy na zewnątrz rozmawiać z Lisą złożymy wizytę naszemu bożkowi – odparł Sam, na co Alysson chrząknęła cicho i zacisnęła wargi w wąską linię.
- Mam nadzieję, że macie słoiczek z psią krwią, bo nie mam zamiaru zabijać jakiegoś słodkiego szczeniaczka – powiedziała Alysson, starając się rozładować krępującą dla niej ciszę. Zamknęła laptopa i schowała za pasek od spodni srebrny nóż.
- Jasne, wozimy ze sobą cały zapas – powiedział ironicznie Sam, po czym oboje wyszli z motelu.


~*~

           Dean zaparkował Impale między drzewami, kilka metrów od ekskluzywnego domu. Trójka łowców wysiadła z samochodu i uzbroiła się w potrzebną im broń.
- To na pewno tutaj? Nie wygląda mi to na pieczarę krwiożerczej bogini – powiedziała Alysson rozglądając się niespokojnie. Na samą myśl o niedojedzonych ludzkich zwłokach poczuła ciarki na plecach.
- Zaraz się przekonamy – powiedział Sam i ruszył w stronę domu. Alysson zerknęła na Deana i poszła za nimi. Znała doskonale starszego Winchestera i wiedziała, że przez jej nagły przypływ szczerości, Dean jest wściekły na Sama i pewnie chętnie by mu teraz przywalił, jednak starał się powstrzymywać. Widziała jak szczęki Winchestera zaciskają się za każdym razem, gdy patrzy na brata; zachowywał się tak zawsze, gdy był wściekły, przez co w tym momencie Alysson jeszcze bardziej żałowała swojego epizodu z Samem. Nie chciała być przyczyną konfliktu między braćmi, a wszystko wskazywało na to, że to właśnie ona przelała szalę goryczy.

           Weszli do przestronnego salonu i rozejrzeli się uważnie, ostrożnie stawiając każdy krok, aby nie narobić zbytniego hałasu. Alysson poczuła jak coś ociera się o jej nogi; zerknęła w dół i zobaczyła rudego kota łaszącego się do jej stóp.
- To staje się coraz dziwniejsze – powiedziała cicho do siebie i otworzyła drzwi prowadzące prawdopodobnie do piwnicy. Zeszli po schodach i znaleźli się w czymś w rodzaju świątyni; wszędzie znajdowały się świece i portrety rzymskiej bogini, a na środku pomieszczenia na wielkim stole leżały cztery zakrwawione ciała.
- Może jej tu nie ma? – Zasugerował Sam, opuszczając nieco załadowaną broń. Alysson podeszła do jednego z ołtarzyków i dotknęła stojącą na nim zakurzoną ramkę, przyglądając się uważnie zdjęciu bogini.
- Przybyliście idealnie na kolację – usłyszeli za sobą zmysłowy, kobiecy głos. Nim jednak zdążyli zareagować, niewidzialna siła odrzuciła ich do tyłu. Cała trójka uderzyła głowami o przeciwległą marmurową ścianę piwnicy i straciła przytomność.

           Kiedy Alysson się ocknęła, zobaczyła krzątającą się po pomieszczeniu kobietę. W sukni w starożytnym stylu, z włosami upiętymi wysoko na czubku głowy i z bogato zdobionym naszyjnikiem, bogini nawet w najmniejszym stopniu nie przypominała prezenterki, za którą podawała się, na co dzień. Kobieta chodziła po piwnicy z kawałkiem ludzkiego mięsa nabitym na szczypce i uśmiechała się uwodzicielsko do trójki związanych łowców.
- Dobrze, że się już obudziłaś, bo gramy właśnie w „Prawda czy Prawda” i może masz ochotę do nas dołączyć? – Zapytała Veritas przenosząc wzrok na Heid, po czym nie czekając na odpowiedź, dodała wyraźnie z siebie zadowolona: - Dean właśnie zdradził nam, że odkąd Sam wrócił do życia, uważa go za potwora i zastanawiał się nawet czy nie zabić go we śnie.
Alysson popatrzyła zszokowana na Deana. Wiedziała, że starszy Winchester prędzej czy później zauważy, że z Samem jest coś nie tak, ale nie sądziła, że nawet w takiej sytuacji będzie zastanawiał się nad zabiciem własnego brata.
- O co by cię tu zapytać, Alysson? – Veritas odłożyła na metalowy stolik szczypce i podeszła do Heid nachylając się nad nią. – Myślę, że wszyscy chcielibyśmy się dowiedzieć, co teraz, po tych długich miesiącach w Czyśćcu, tak naprawdę myślisz o Deanie?
- Umarłam za niego, a on nawet nie próbował mnie wskrzesić tylko od razu pojechał do tej swojej Lisy – powiedziała cicho Alysson spuszczając wzrok. Czuła na sobie przepraszający wzrok Deana i przeszywające spojrzenie bogini prawdy, które zmuszało ją, aby mówiła dalej. – Moja śmierć była zaplanowana; Alastair wszystko zaplanował. Wiedział, że uda mu się uwolnić z pułapki; wiedział, że pojawię się w tym pomieszczeniu i będę chciała uratować Deana. Musiał mnie zabić, bo bał się, że przeze mnie demony przegrają Apokalipsę – podniosła wzrok i popatrzyła Deanowi prosto w oczy. - Uważał, że jestem jedyną osobą, która ma na ciebie jakikolwiek wpływ i bał się, że przekonam cię żebyś powiedział „tak” Michałowi. Demony twierdziły, że to ja zagrażam ich planowi, więc postanowiły mnie „zlikwidować”. Myśleli, że wtedy na pewno wygrają, ale nie przewidzieli, że macie jeszcze jednego brata.
- Jakich to ciekawych rzeczy można się dowiedzieć, kiedy ludzie są szczerzy aż do bólu, prawda Dean? – Veritas popatrzyła na Deana i ucieszona klasnęła w dłonie, po czym przeniosła swój wzrok ponownie na Alysson. – Wiesz, jestem ciekawa jeszcze tylko jednej rzeczy. Jak taka doświadczona łowczyni jak ty mogła zaprzyjaźnić się z wampirem i poświęcić swoją anielską moc, aby tylko wyciągnąć go z Czyśćca? Przecież to takie nieprofesjonalne.
- Co? – Zapytał zaskoczony Sam i zmarszczył brwi patrząc na Alysson. Heid przymknęła oczy i zacisnęła związane dłonie w pięści. Miała nadzieję, że bogini odpuści sobie tę głupią zabawę i nie będzie jej już zmuszała do wyjawienia swoich tajemnic Winchesterom, jednak najwyraźniej się pomyliła.
- To prawda. Kiedy trafiłam do Czyśćca zaatakowała mnie grupa wampirów i gdyby nie jeden z nich na pewno bym zginęła. Uratował mi życie i powiedział, że zaprowadzi mnie do portalu, przez który można przedostać się na ziemię pod warunkiem, że zabiorę go ze sobą. Powiedziałam wam, że żeby przejść przez ten portal musiałam zostawić w Czyśćcu swoją anielską część, ale to nie prawda. Mimo, że przez to przejście mogą wydostać się tylko ludzie, to ja ze swoimi mocami też mogłabym przez nie przejść.
- Więc może powiesz Winchesterom, dlaczego tak naprawdę zostawiłaś w Czyśćcu swoje moce? – Z ironicznym uśmiechem nalegała Veritas. Na pierwszy rzut oka widać było, że bogini bawi się całą tą sytuacją.
- Zostawiłam swoje moce żeby móc zabrać ze sobą na ziemię duszę tego wampira. Uratował mi życie i byłam mu to winna – powiedziała twardo Alysson i popatrzyła wyzywająco w oczy Veritas. Nie chciała dawać jej tej satysfakcji, że ma nad nią kontrolę.

           - Więc, wróciłaś do świata żywych i znów stanowicie zespół. A ty Sam, co sądzisz o reaktywacji wspólnych polowań? – Bogini odeszła kilka kroków od Alysson i usiadła koło młodszego Winchestera. Heid korzystając z okazji, niepostrzeżenie wyciągnęła z tylnej kieszeni spodni składany nożyk i zaczęła rozcinać więzy krępujące jej ręce. Chrząknęła cicho i dyskretnie wskazała Deanowi leżący niedaleko sztylet, na co chłopak pokiwał głową ze zrozumieniem. Veritas, odwrócona do nich plecami, najwyraźniej tego nie zauważyła.
- Jesteśmy razem i pilnujemy siebie nawzajem. I to jest teraz najważniejsze. To jest cała prawda – odparł Sam wzruszając lekko ramionami i drgnął niespokojnie.
- To niemożliwe… - powiedziała cicho Veritas kręcąc delikatnie głową. Skołowana patrzyła to na Sama, to na pozostałą dwójkę łowców. – Kłamiesz! Jak ty to robisz?
- Sama mówiłaś, że nie mogę cię okłamywać – rzekł Sam przez zaciśnięte zęby, czując na sobie zdziwiony wzrok brata.
- Ale to robisz! Czym ty jesteś, bo na pewno nie jesteś człowiekiem! – Bogini zerwała się z podłogi i rozjuszona zwróciła się do Deana: - Czym on jest?
- Nie mam pojęcia, o czym mówisz – odparł zgodnie z prawdą starszy Winchester, nie wiedząc, co ma o tym wszystkim myśleć. W tym czasie Alysson zdążyła rozciąć liny i dyskretnie wyciągnęła zza paska pistolet.
- Nie wiedziałeś? Oh, w to akurat wierzę – powiedziała bogini, a na jej ustach znów pojawił się ironiczny uśmiech.

           - Skończmy już tę głupią zabawę – mruknęła pod nosem Alysson i rzuciła po ziemi w stronę Deana nóż. Wyciągnęła w stronę Veritas rękę z pistoletem, jednak nim zdążyła oddać strzał, niewidzialna siła odrzuciła ją do tyłu. Uderzyła o przeciwległą ścianę, rozcinając sobie łuk brwiowy i poczuła cieplą ciecz spływającą jej po policzku. Kiedy uniosła wzrok, zobaczyła jak Sam przebija pierś Veritas nożem zamoczonym w psiej krwi. Ciało bogini opadło bezwładnie na ziemię, plamiąc krwią marmurową podłogę. Dean podszedł do Alysson i wyciągnął do niej dłoń, chcąc pomóc jej wstać, jednak Heid zignorowała to i podniosła się o własnych siłach.
- Chyba musicie sobie coś wyjaśnić. Poczekam na was przy samochodzie – powiedziała idąc w stronę drzwi wyjściowych. Mijając Sama popatrzyła na niego znacząco i mruknęła pod nosem: - Powodzenia.

           Dean odprowadził Alysson wzrokiem, po czym zaciskając dłoń na nożu, odwrócił się z nieufnością do Sama. Młodszy Winchester uniósł ręce w obronnym geście i cofnął się o krok.
- Dean, posłuchaj… - zaczął, starając się załagodzić jakoś sytuację, jednak starszy brat mu przerwał.
- Czym jesteś i co zrobiłeś z moim bratem?! – Zawołał Dean, zbliżając się do Sama, gotowy w każdej chwili zaatakować.
- Pozwól mi wytłumaczyć. Przysięgam, że powiem ci prawdę – odparł Sam ciągle się cofając, po czym korzystając z chwili zawahania Deana, zaczął mówić dalej: - Veritas miała rację. Coś ze mną nie tak. Nawet bardzo nie tak. Odkąd wróciłem, jestem lepszy łowcą, bo niczego się już nie boję; ja po prostu nic nie czuję. Nie mam wyrzutów sumienia, żadnych uczuć ani emocji. Wydaje mi się, że chodzi tu o moją duszę; mam wrażenie jakbym jej nie miał, jakby została w klatce z Lucyferem i Michałem. Alysson też tak myśli i…
- Alysson o wszystkim wiedziała? – Przerwał mu Dean i z hukiem odłożył nóż na stół. – Jak długo jeszcze zamierzaliście to przede mną ukrywać?
- Przepraszam, Dean. Nie mam pojęcia, co mam z tym zrobić. Myślę, że potrzebuję pomocy – dodał cicho Sam, patrząc na brata przepraszającym wzrokiem. Dean opuścił głowę i zaciskając pięści, stanął do młodszego Winchestera plecami. Nagle odwrócił się do niego gwałtownie i uderzył Sama w szczękę.
- Dean, co ty...? – Zaczął Sam chwytając się za krwawiący nos, jednak nie dokończył, ponieważ jego brat ponowił cios.
- To za to, że nic mi wcześniej nie powiedziałeś; za to, że ukrywałeś przede mną, że ty i Alysson wróciliście. Za to, że przespałeś się z jedyną dziewczyną, którą kiedykolwiek kochałem! – Wycedził przez zaciśnięte zęby Dean. Po wypowiedzeniu tych słów poczuł się lżej, tak jakby skumulowana w nim wściekłość, powoli ulatniała się z każdym, na nowo zadanym ciosem.

poniedziałek, 1 lipca 2013

Księga II Rozdział VI

Rozdział VI


           Siedziała na łóżku w obskurnym pokoju motelowym i starała się skupić na przeglądaniu policyjnych akt. Była wściekła na Sama i nawet nie próbowała tego ukryć. Nie rozumiała, dlaczego on i Bobby robili wszystko, aby Alysson spotkała się z Deanem, oczywiście wcześniej o niczym jej nie mówiąc. Tak było i tym razem; wczoraj zadzwonił do niej Sam prosząc żeby pomogła mu rozwiązać serię niewyjaśnionych samobójstw w Calumet City w Illinois i „przez zapomnienie” nie poinformował jej, że tą sprawą zajmie się z nimi również Dean. Przez to siedziała teraz razem z braćmi Winchester w ich pokoju i czytała akta dotyczące ostatnich samobójstw w mieście, zmuszając się chociażby do delikatnego uśmiechu, który ukryłby jej prawdziwy, podły nastrój.

           Odrzuciła na bok teczkę dotyczącą samobójstwa młodej kelnerki i zerknęła przelotnie na siedzącego przy laptopie Sama. Coraz częściej zauważała, jak bardzo zmienił się młodszy Winchester. Próbowała nawet z nim o tym rozmawiać, ale on tłumaczył się wtedy zmęczeniem, bądź udawał, że nie rozumie, o co jej chodzi. Trochę ją to przerażało, ale mimo to wiedziała, że to nadal jest jej najlepszy przyjaciel, którego poznała prawie dwa lata temu. Oboje postanowili zapomnieć o „incydencie”, jaki między nimi zaistniał i dzięki temu znów dogadywali się jak dawniej, tak jakby nic się nie wydarzyło.
- Więc wszystkie ofiary popełniły samobójstwo bez jakichkolwiek oznak depresji czy jakiegoś załamania nerwowego? – Zapytał Dean i odchrząknął cicho zerkając na Alysson. Widział, że dziewczyna jest na niego zła, jednak nie wiedział, jaki jest tego powód. Chciał z nią o tym porozmawiać, jednak Alysson od swojego powrotu uparcie go unikała i robiła wszystko, żeby nie zostać z nim sam na sam.
- Na to wygląda. Znalazłaś coś Alysson? – Odparł Sam i odwrócił się do dziewczyny.
- Wszystkie samobójstwa zaczęły się jakiś tydzień temu. Pierwszą ofiarą była kelnerka Jane Collins, strzeliła sobie w głowę przed restauracją, w której pracowała. Kilka minut przed samobójstwem rozmawiała ze swoją siostrą. Myślę, że powinniśmy się z nią spotkać.
- Dobra, ja pojadę do tej Collins, a wy jedźcie do kostnicy sprawdzić czy na ciałach samobójców nie ma śladów siarki czy czegoś innego podejrzanego – powiedział Sam szukając w swojej torbie podrobionej odznaki agenta FBI.
- Pojadę z tobą, tylko się przebiorę – rzuciła pospiesznie Alysson i nie czekając na ich reakcję wyszła na korytarz i poszła do swojego pokoju przebrać się w coś bardziej oficjalnego niż podarte dżinsy i szara koszulka.

           Wysiadła z samochodu i wygładziła fałdy na czarnej spódnicy. Kiwnęła porozumiewawczo do Sama i zapukała w drzwi niewielkiego domku na obrzeżach miasta. Po chwili otworzyła im rudowłosa kobieta po trzydziestce.
- Marie Collins? – Zapytała Alysson, a gdy kobieta ze zdziwieniem pokiwała głową, wyciągnęła odznakę i dodała: - Agentka specjalna Davis, a to mój partner agent Ford. Chcieliśmy porozmawiać o pani siostrze.
- O Jane? Dlaczego FBI interesuje się samobójstwem mojej siostry? – Zapytała kobieta i nerwowo założyła za ucho kosmyk włosów.
- FBI stara się bardziej dbać o bezpieczeństwo mieszkańców. Może porozmawiamy w środku? – Zapytał Sam i uśmiechnął się do kobiety, jednak Alysson zauważyła, że nie był to przyjazny uśmiech. Pani Collins pokiwała głową i zaprowadziła ich do salonu. Heid podeszła do komody i przyjrzała się uważnie zdjęciu uśmiechniętej blondynki, prawdopodobnie zmarłeś Jane Collins.
- Czy pani siostra miała depresje? Przeżyła w ostatnim czasie coś, co mogło wpłynąć na jej psychikę? Jakieś załamanie nerwowe albo straciła kogoś bliskiego? – Zapytała Alysson odkładając zdjęcie na miejsce.
- Miała problemy, jak każdy. To był jej gorszy dzień, a ja próbowałam robić to, co powinna zrobić siostra. Starałam się ją pocieszyć – powiedziała Marie Collins i znów założyła kosmyk włosów za ucho.
- Dlaczego pani kłamie, pani Collins? – Zapytał Sam przyglądając się badawczo kobiecie i przekrzywił delikatnie głowę na bok.
- Słucham? Co pan mi sugeruje? – Odparła kobieta nerwowo zerkając na Alysson.
- Niektórzy ludzie mają tiki nerwowe, które objawiają się, gdy kłamią, jak np. dotykanie włosów. Może powiedziała pani coś siostrze, co przelało szalę goryczy i utwierdziło ją w przekonaniu, że nie ma, po co żyć? – Zapytał nagle Sam nachylając się nad kobietą. Alysson popatrzyła z niedowierzaniem na chłopaka. Nie mogła pojąć, co się z nim w ostatnim czasie dzieje.
- Jak pan śmie oskarżać mnie o coś takiego? - Zapytała roztrzęsiona kobieta.
- Proszę wybaczyć mojemu partnerowi, nie jest dziś w formie - powiedziała pospiesznie Alysson widząc, że Sam już otwierał usta, aby odpowiedzieć kobiecie. Popchnęła go dyskretnie w stronę wyjścia i po raz ostatni zwróciła się do kobiety. - Bardzo mi przykro z powodu pani siostry.
Odwróciła się i chciała wyjść za Samem z domu kobiety, jednak usłyszała za sobą głos pani Collins:
- Niech pani poczeka. Pani partner miał rację – powiedziała kobieta załamanym głosem, a kiedy Alysson odwróciła się do niej ze zdziwieniem wyjaśniła drżącym głosem: - Nie wybaczę sobie tego do końca życia. Kiedy moja siostra zadzwoniła do mnie, chciałam jej powiedzieć, że ją kocham i zawsze jej pomogę, ale zamiast tego powiedziałam, że jest dla mnie ciężarem i będzie lepiej dla wszystkich jak się zabije. Nie chciałam tego powiedzieć, ale nie mogłam przestać! – Po tych słowach głos pani Collins całkowicie się załamał, a ona ukryła twarz w dłoniach. Alysson patrzyła na nią z szokiem wypisanym na twarzy. Nie rozumiała jak można było powiedzieć coś takiego własnej siostrze. Podeszła do kobiety i położyła jej dłoń na ramieniu.
- To nie była pani wina – powiedziała starając się, aby jej głos zabrzmiał przekonywująco, po czym zostawiła Marie Collins samą w salonie.

           Szybkim krokiem wyszła z domu ofiary i podeszła do samochodu, o który opierał się Sam.
- Co z tobą Sam? Ta kobieta właśnie straciła siostrę, a ty jeszcze na nią naskakujesz? Nigdy wcześniej się tak nie zachowywałeś. Jakbyś nie miał żadnych skrupułów – powiedziała opierając ręce na biodrach i patrząc na niego z irytacją.
- Minęło półtora roku, ludzie się zmieniają - powiedział Sam usilnie unikając jej wzroku.
- Ale nie aż tak. Nawet po półtora roku ludzie nie zmieniają się tak bardzo. Nie zaczynają zachowywać się tak jakby nie mieli sumienia.
- A może ja naprawdę nie mam sumienia? - Zapytała zirytowany już całą tą sytuacją Sam.
- Co? O czym ty mówisz, Sam? - Zapytała marszcząc brwi niepewna czy powinna brać jego słowa na poważnie.
- Nieważne. - Sam chciał ją wyminąć i wsiąść do samochodu, jednak Alysson chwyciła go za ramię i odwróciła w swoją stronę.
- Co miałeś na myśli mówiąc, że nie masz sumienia? – Zapytała dobitnie i popatrzyła na niego wyzywająco. Nie zamierzała odpuszczać, musiała dowiedzieć się się wreszcie prawdy. Sam westchnął zrezygnowany i potarł palcami skronie.
- Ten, kto mnie wskrzesił... Nie udało mu się przywrócić mnie całego. Myślę, że moja dusza została w klatce razem z Lucyferem i Michałem.
- Co? – Była tak zszokowana, że nie była w stanie wyszeptać nic więcej. Nie tego się spodziewała. Zrozumiałaby gdyby Sam zmienił się pod wpływem tego wszystkiego, co przeżył w swoim życiu; gdyby ta nieczułość i brak skrupułów były tylko mechanizmem obronnym przed okrucieństwami tego świata, ale nigdy by nie pomyślała, że ktoś wrócił mu życie, ale nie wrócił mu duszy. - Dean wie o twoich domysłach?
- Nie i nie dowie się o tym - powiedział głosem nieznoszącym sprzeciwu, a w jego oczach zobaczyła niezdrowy błysk stanowczości.
- Kiedyś będziesz musiał mu powiedzieć. Może Cass będzie miał jakiś pomysł jak przywrócić ci duszę. Tak nie można żyć, Sam.
- Nie rozmawiajmy już o tym, ok? - Zapytał obojętnie, po czym po prostu minął ją i wsiadł do samochodu. Dziewczyna westchnęła i zrezygnowana usiadła na miejscu pasażera.


~*~

           Usiadła po turecku na łóżku i otworzyła laptopa, chcąc włamać się do bazy policji w poszukiwaniu nowych tropów w sprawie niewyjaśnionych samobójstw.
- Dowiedzieliście się czegoś? – Zapytał Dean, wchodząc do pokoju. Ściągnął marynarkę i poluzował krawat, którego tak bardzo nienawidził nosić.
- Marie Collins powiedziała swojej siostrze, że lepiej będzie, jeśli się zabije, bo jest dla wszystkich ciężarem – powiedział Sam ściszając telewizor, w którym były właśnie nadawane wieczorne wiadomości. – A ty coś znalazłeś?
- Słuchajcie, mam nowy trop – wtrąciła się Alysson, zanim Dean zdążył odpowiedzieć na pytanie brata. – Dentysta na oczach swojej asystentki przewiercił pacjenta na wylot, a potem powiesił się w celi. Jestem pewna, że to ma coś wspólnego z pozostałymi samobójstwami.
- Warto będzie porozmawiać z tą asystentką – powiedział Sam i uśmiechnął się lekko ironicznie jakby śmierć niewinnych ludzi zaczęła go bawić. – Pojadę do niej.

           Alysson pokiwała niepewnie głową. Wiedziała, że w takim stanie nie powinna zostawiać młodszego Winchestera samego, jednak nie mogła ciągle go kontrolować. Kiedy Sam wyszedł w pokoju zapadła niezręczna cisza.
- Pójdę do siebie, może znajdę coś w książkach mojego ojca– powiedziała cicho Alysson i ruszyła do wyjścia.
- Nie sądzisz, że powinniśmy wreszcie porozmawiać? – Zapytał Dean chwytając ją za ramie i odwracając w swoją stronę. – Widzę, że jesteś na mnie wściekła, ale nie mam pojęcia, o co chodzi.
- Wydaje ci się – powiedziała unikając jego wzroku. Wyrwała ramię z jego uścisku i chciała go wyminąć jednak Dean zastąpił jej drogę.
- Nie, nie wydaje mi się. Cały czas mnie unikasz jakbym był dla całkowicie obcą osobą – dodał Dean i z irytacją popatrzył na telewizor, w którym atrakcyjna brunetka w okularach mówiła coś o prawdomównych mediach.
- Nie unikam cię, po prostu staram się skupić na sprawie – powiedziała stanowczo Alysson choć w jej oczach można było zobaczyć niepewność.
- Wiem, że kłamiesz, Alysson. Ty i Sam ciągle mnie okłamujecie. Chcę poznać wreszcie prawdę - powiedział Dean ze złością zaciskając dłonie w pięść.
- Chcesz znać prawdę? Proszę bardzo! Nienawidzę cię, Dean. I wiesz, co mnie najbardziej wkurza? Nie chodzi nawet o to, że związałeś się z inną, ale o to, że tak łatwo o mnie zapomniałeś. Pewnie nawet przez myśl ci nie przeszło żeby spróbować wrócić mi życie. A wiesz, że Cass z łatwością by mnie stamtąd wyciągną? Ale ty nawet go o to nie poprosiłeś. Wolałeś po prostu zapomnieć, że kiedykolwiek istniałam! - Ostatnie słowa wykrzyczała mu prosto w twarz, po czym wierzchem dłoni otarła łzy. Chciała się odwrócić i odejść, jednak Dean znów chwycił ją za rękę i uniósł jej podbródek tak, aby na niego spojrzała.
- Nie zapomniałem o tobie, Alysson. Nie było nawet chwili żebym o tobie nie myślał. Z każdym dniem nienawidziłem się coraz bardziej, bo nie mogłem ci pomóc. Takie było twoje ostatnie życzenie. Obiecałem ci to i chciałem dotrzymać tej obietnicy. Prosiłem Cassa o pomoc, ale on nie był w stanie cię wskrzesić - powiedział Dean, po czym pocałował ją w czoło i dodał szeptem: - Nawet nie wiesz, co przeżywałem przez te półtora roku.
- Co ty przeżywałeś? A nie pomyślałeś o tym, co ja przeżywałam?! - Krzyknęła wyrywając mu się. Jej dolna warga zaczęła nerwowo drgać, przez co Dean zorientował się, że dziewczyna powstrzymuje się od wybuchnięcia płaczem. - Półtora roku w Czyśćcu. Ciągłe polowania, wieczna walka o przetrwanie. Uwierz mi, nie chciałbyś tam trafić. Nie życzyłabym tego nawet największemu wrogowi. A skoro już tak bardzo chcesz znać prawdę to jest jeszcze coś, o czym powinieneś wiedzieć. Przespałam się z Samem.
- Co? - Popatrzył na nią wstrząśnięty.
- I nie czuję się z tego powodu w jakikolwiek sposób winna. W końcu ty też znalazłeś sobie nową dziewczynę.

           Popatrzyła na niego ostatni raz, po czym bez słowa wyszła z pokoju trzaskając drzwiami tak, że zatrzęsły się ściany pomieszczenia. Nie zważając na ludzi przyglądających się jej z podejrzliwością, wbiegła do wynajmowanego przez siebie pokoju i weszła do niewielkiej łazienki. Podeszła do umywalki i oblała twarz zimną wodą. Oparła się o ścianę i zsunęła się po niej bezwładnie, siadając na podłodze. Nie wiedziała, dlaczego mu o tym wszystkim powiedziała. Czuła po prostu, że musi powiedzieć mu prawdę. To było silniejsze od niej i nie mogła tego powstrzymać. Z jej ust wyrwał się cichy szloch, a po policzkach płynęły słone łzy dając wreszcie upust jej bezsilności i złości na samą siebie.