niedziela, 17 listopada 2013

Księga II Rozdział XV

Rozdział XV



           Czwórka łowców siedziała przy niewielkim stole w salonie Bobbiego i co jakiś czas zerkała na siebie. Żadne z nich nie odważyło się odezwać choćby słowem, jakby bojąc się przerwać niezręczną ciszę, jaka panowała miedzy nimi już od dłuższego czasu.

           Alysson podniosła głowę i spojrzała na każdego z mężczyzn.
- Poradzimy sobie bez Castiela. Musimy się tylko dobrze przygotować, a wtedy te czarnookie dupki pożałują, że w ogóle tutaj przyszły – powiedziała cicho, patrząc na nich przepraszająco. Wiedziała, co myślał teraz sobie każdy z nich. Pewnie uważali ją za zwykłą egoistkę, która bojąc się o swoje życie, bez skrupułów skazuje ich na pewno śmierć, jednak mylili się, bo nie znali całej prawdy. Nie wiedzieli, że tak naprawdę Alysson nie obchodziło czy zginie czy nie; nie chciała chronić siebie, lecz nowe życie, które nosi pod sercem. Chciała ochronić niewinne dziecko, które obiecała sobie za wszelką cenę ustrzec przed złem tego świata.

           Nagle Bobby podniósł się powoli z fotela i żwawym krokiem ruszył w stronę piwnicy.
- No i na co czekacie? – Zapytał, odwracając się do nich w połowie drogi. – Będziecie tak siedzieć czy może wreszcie ruszycie te swoje cztery litery i zrobicie coś zanim przydupasy Crowley’a wyślą nas na tamten świat?
Łowcy popatrzyli po sobie, po czym ruszyli za Bobbym do schronu, gdzie Singer przechowywał cały arsenał broni. Wiedzieli, że zbliża się wojna i musieli się na nią przygotować.

~*~

           Załadowała magazynek nabojami z wyrytymi diabelskimi pułapkami i odbezpieczyła broń. Przez chwilę ściskała pistolet w dłoni, po czym odłożyła go i oparła się dłońmi o stół.
- Przepraszam Dean – powiedziała cicho do stojącego obok niej Winchestera, który przygotowywał właśnie zapas święconej wody. – Wiem, że powinnam zgodzić się na propozycję Castiela, ale nie mogę. I wiem, że nie popierasz mojej decyzji, ale wierzę, że kiedyś to zrozumiesz.
- Rozumiem to i wcale nie jestem na ciebie zły, Alysson – odparł Dean, odwracając się do niej przodem. – Jestem zły na Cassa. Myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi. Jesteśmy rodziną, a on zostawił nas wtedy, kiedy go najbardziej potrzebujemy i to tylko, dlatego, że wierzy w jakąś głupią przepowiednię.
- Może wcale nie jest taka głupia – mruknęła pod nosem, jednak jej słowa zagłuszył trzask otwierających się gwałtownie okien. Z podwórka dobiegł ich żałosny skowyt Rumsfelda.
- Nadchodzą – powiedział ochrypłym głosem Bobby, wychodząc razem z Samem z piwnicy. Stanęli obok siebie; ramię w ramię, uzbrojeni po zęby. Nagle drzwi wejściowe z hukiem wypadły z zawiasów i do domu Singera weszła spora grupa rozwścieczonych demonów.
- Witaj, Nasza Królowo – powiedział, stojący na przedzie mężczyzna, odsłaniając zęby w złowrogim uśmiechu.

~*~

           W salonie Singera rozpętało się istne piekło. Pomieszczenie zostało niemalże całkowicie zdemolowane przez walczących w nim ludzi. Alysson zastrzeliła rosłego mężczyznę, który zaatakował ją nożem i rozejrzała się po pokoju. Dean obezwładnił właśnie wysokiego blondyna, który zacięcie walczył z Samem; Bobby zmagał się z dwoma nienaturalnie silnymi demonicami, atakującymi go z dwóch stron. Alysson widziała, że nie mają szans w tej walce. Ich było tylko czworo, a demonów kilkanaście; cudem byłoby gdyby wyszli z tego żywi.

           Nagle jeden z demonów korzystając z chwilowego rozproszenia Alysson, rzucił się na nią, przygniatając ją do podłogi.
- Koniec tej zabawy, Królowo. Zabieramy Cię do Crowley’a – wysyczał jej do ucha, trzymając nóż przy jej szyi.
- Nie tak prędko – usłyszała nad sobą znajomy głos, a zaraz po tym przerażający krzyk demona. Szybko podniosła się z podłogi i stanęła prosto przed, jak zawsze opanowanym, Castielem. Obok na ziemi leżało ciało mężczyzny z wypalonymi oczami.
- Udało ci się? – Zapytała, rozglądając się nerwowo dookoła. Anioł wskazał głową na trzymany przez siebie worek, na co Alysson uśmiechnęła się delikatnie i pokiwała głową z uznaniem.
- Dzięki, Cass. Teraz powinniśmy poradzić sobie już sami – powiedziała, zabierając od niego worek. Anioł pokiwał głową i rozpłynął się w powietrzu, wywołując tym samym w pomieszczeniu orzeźwiający powiew.

           Rozchyliła lekko worek i zajrzała do środka. Widząc jego zawartość skrzywiła się delikatnie, lecz mimo obrzydzenia odetchnęła z ulgą. Teraz to ona była górą. Miała asa w rękawie, którego nie zawaha się wykorzystać przeciwko Crowley’owi i zakończyć tę głupią „wojnę”. Wystarczyło to tylko dobrze rozegrać.

           Wtedy, kiedy Alysson myślała, że rozgrywająca się w domu Singera bitwa dobiegnie już końca i że wszystko wróci do normy, rozległy się dwa strzały. Heid odwróciła się w stronę skąd pochodził ten dźwięk i zamarła.
- Nie! – Krzyknęła, zakrywając dłonią usta. Jakby w zwolnionym tempie zobaczyła jak Bobby, z dwoma kulami w klatce piersiowej, upada bez życia na ziemie. Chciała do niego podbiec, jednak jakiś demon złapał ją w pół i zatrzymał w mocnym uścisku, blokując jej jakikolwiek ruch.
- Teraz kolej na was chłopcy – powiedział z diabelskim uśmiechem Crowley, celując pistoletem do Deana, którego dwóch demonów przytrzymywało za barki.
-Przestań – krzyknęła do niego Alysson, próbując wyrwać się z uścisku demona. Przymknęła oczy i powiedziała cicho: - Zgadzam się. Zgadzam się na twoją propozycję tylko zostaw ich w spokoju.
- Mogłabyś powtórzyć? Bo chyba nie dosłyszałem – odpadł Crowley, przykładając palec do ucha.
- Oddam ci swoją łaskę, ale masz na zawsze zniknąć z życia Winchesterów i mojego – wysyczała przez zaciśnięte zęby i wskazała na obezwładnionych, przez demony, braci. Król Piekła uśmiechnął się z satysfakcją i dłonią wskazał, aby do niego podeszła. Trzymający ją demon, popchnął ją brutalnie tak, że o mało nie przewróciła się na ziemię. Zmroziła go wzrokiem i z niechęcią podeszła do Crowley’a.

           Król piekieł wyciągnął z marynarki nóż, pokryty dziwnymi symbolami i wyciągnął do niej dłoń.
- Nie rób tego, Alysson! – Krzyknął Dean, jednak przytrzymujący go demon uciszył go mocnym ciosem w brzuch. Heid popatrzyła na Winchestera i uśmiechając się uspokajająco, pokręciła głową.
- Podaj mi rękę – powiedział z naciskiem Crowley, z niecierpliwością wyciągając do niej dłoń.
- Najpierw oddaj duszę Samowi – powiedziała stanowczo, opierając ręce na biodrach. Król Piekła od niechcenia skinął na jednego ze swoich sług. Wysoki blondyn jak na zawołanie wyprostował się i podał młodszemu Winchesterowi srebrną walizkę. Alysson od razu wyczuła dziwną siłę emanującą z wnętrza teczki.
- Teraz twoja kolej – rzekł Crowley, bawiąc się nożem. Heid ostatni raz zerknęła na Winchesterów i podała Królowi Piekieł dłoń. Mężczyzna chwycił ją za nadgarstek i przyłożył jej do przedramienia ostrze noża.

           Nim jednak zdążył naciąć jej skórę, Alysson uderzyła go łokciem w twarz i kopnęła w brzuch.
- Dean, łap! – Krzyknęła do Winchestera i rzuciła mu nóż na demony, który wyciągnęła zza paska od spodni. Dean z łatwością złapał go w locie i jednym ruchem poderżnął gardło czarnookiemu mężczyźnie, który go przytrzymywał. Natychmiast podniósł z podłogi nóż, który upadł mu wcześniej podczas walki i rzucił go Samowi, broniącemu się przed atakiem dwóch dobrze zbudowanych mężczyzn. W tym samym czasie, Alysson podbiegła do jednej z szafek w kuchni i wyciągnęła z niej czerwony kanister. Oblała benzyną worek, który przyniósł jej Castiel i zapaliła zapalniczkę.
- Hej! Crowley! – Krzyknęła, chcąc zwrócić na siebie uwagę Króla Piekieł, któremu Dean właśnie sprzedał mocny cios w twarz. Demon zatoczył się, z trudem utrzymując się na nogach, po czym chwiejąc się lekko, popatrzył w jej stronę. – Daję ci ostatnią szansę. Zniknij z naszego życia, a ja w zamian nie spalę twoich szczątków.
- Myślisz, że możesz mi grozić?! To nie ty stawiasz tutaj warunki – odpowiedział dumnie Crowley, jednak na jego twarzy pojawił się cień zwątpienia i strachu.
- Sam tego chciałeś – powiedziała, wzruszając ramionami i podpaliła worek, który natychmiast zajął się ogniem. Król Piekła krzyknął z bólu i jego ciało stanęło w płomieniach, a po chwili zamieniło się w popiół, podobnie jak worek z jego kośćmi. Na ten widok demony, które przeżyły do tej pory, ze strachu opuściły swoje naczynia, pozostawiają po sobie tylko martwe ciała niewinnych ludzi.

           Alysson nie zwracając uwagi na Winchesterów, podbiegła do Bobbiego i pochyliła się nad jego ciałem.
- Bobby, proszę. Nie możesz być martwy… Słyszysz mnie? Nie możesz być martwy… – szeptała, klepiąc go lekko po policzku, jakby mając nadzieję, że Singer zaraz otworzy oczy i uraczy ją jakimś ironicznym tekstem. Po jej policzkach spływały łzy, jednak nie przejmowała się nimi.
- Alysson, on nie żyje. Nie możesz mu już pomóc - powiedział cicho Dean i położył jej dłoń na ramieniu. Heid pokręciła gwałtownie głową i wyprostowała się.
- Mogę mu pomóc. Castiel może mu pomóc – odpowiedziała z naciskiem, nie mogąc dopuścić do siebie myśli, że Bobby nie żyje; nie chcąc dopuścić do siebie tej myśli.
- Bobby nie chciał żebyśmy sprowadzili go z powrotem - powiedział Sam, który do tej pory obserwował tę scenę z boku. Kiedy Alysson popatrzyła na niego zdziwiona, wyjaśnił: - Obiecaliśmy Bobbiemu, że kiedy umrze pozwolimy mu zostać martwym. Nie będziemy zawierać żadnych paktów, nie będziemy robić nic żeby przywrócić mu życie. Po prostu zostawimy jego duszę w spokoju.
- Musimy się z tym pogodzić. W końcu każdy kiedyś umrze – powiedział cicho Dean, widząc, że Alysson już otwierała usta żeby zaprzeczyć.
- To wszystko moja wina… To przeze mnie… – wyszeptała i wtuliła się w Deana, który objął ją ramieniem.

~*~

           Wpatrywała się niewidzącym wzrokiem w ogień, których pochłaniał ciało Bobbiego Singera – człowieka, który był dla niej najbliższą osobą; człowieka, którego traktowała jak własnego ojca.
- To moja wina, Dean – powiedziała, jednak nie popatrzyła na starszego Winchestera, bojąc się spojrzeć mu w oczy. – Zaplanowałam to wszystko razem z Castielem. Walkę z demonami, oddanie duszy Sama, spalenie kości Crowley’a. To wszystko był częścią planu, a nie powiedziałam wam nic o nim, bo chciałam żeby to wszystko wyglądało wiarygodnie. Tak na wszelki wypadek, gdyby Crowley wyczytał coś z waszych myśli. I przez moją głupotę zginął człowiek, który zastąpił mi ojca.
- To już przeszłość, Alysson. Nie możesz jej zmienić – odpowiedział Dean i objął ją ramieniem. Łowczyni pokiwała w zamyśleniu głową i zerknęła na niego.
- Masz rację. Jedno życie umiera żeby drugie mogło się narodzić – powiedziała tajemniczo. Winchester popatrzył na nią nie bardzo rozumiejąc jak ma to zrozumieć, więc dodała: - już dawno chciałam ci o tym powiedzieć. Jestem w ciąży. To już prawie drugi miesiąc.
- Co? – Wybełkotał zaskoczony Dean. Wiedział, że Alysson od jakiegoś czasu coś przed nim ukrywa, ale nie spodziewał się, że chodzi o taką wiadomość. Uśmiechnął się i ujął dłoń dziewczyny. – To wspaniale, Alysson!
- Naprawdę? Cieszysz się? – Zapytała niepewnie.
- Oczywiście, że tak. I obiecuję ci, że będę najlepszym ojcem na świecie - odparł z dumą starszy Winchester i kładąc dłoń na jej brzuchu, pocałował ją w czubek głowy.
- A ja będę najlepszym wujkiem – dodał Sam, podchodząc do nich. Uśmiechnęła się pod nosem. Wyglądało na to, że wreszcie wszystko zaczynało się powoli układać. Po raz pierwszy od kilku już lat była spokojna o swoją przyszłość. Spokojna i naprawdę szczęśliwa.


*******************************************

Rozdział dłuższy niż zazwyczaj, bo tak naprawdę to ostatni rozdział tego opowiadania (nie licząc epilogu, który postaram się dodać za tydzień lub dwa). Ale to jeszcze nie koniec, więc nie mówmy na razie o tym:D Mam nadzieję, że rozdział wam się spodoba. 
Miłej lektury:)

niedziela, 3 listopada 2013

Księga II Rozdział XIV

Rozdział XIV



           Jej ciałem wstrząsnął dreszcz, kiedy poczuła na czole lodowate zimno. Otworzyła oczy i zobaczyła pochylającego się nad nią Deana, który przykładał jej do głowy woreczek z lodem.
- No, nareszcie – westchnął z ulgą, dotykając jej ramienia. – Jesteś cała rozpalona.
- Spokojnie, nic mi nie jest – zapewniła go i powoli usiadła na kanapie. Upiła łyk wody stojącej na stoliku i popatrzyła w stronę drzwi do piwnicy. – Gdzie Crowley?
- Uwolnił się z pułapki i uciekł – odparł Dean i poruszył się niespokojnie. Alysson chwyciła go za dłoń i uśmiechnęła się przepraszająco.
- Przepraszam, że wcześniej nie powiedziałam ci o tej przepowiedni. Sama nie mogłam w to uwierzyć, kiedy Castiel mi o tym powiedział. Musiałam to sobie wszystko przemyśleć i poukładać, a później ty byłeś zbyt zajęty odzyskiwaniem duszy Sama i jakoś nie było czasu żebyśmy porozmawiali.
- Więc to chciałaś mi powiedzieć, kiedy odprawiałem rytuał?
- Tak – odpowiedziała z wahaniem i zaczęła bawić się naszyjnikiem na swojej szyi. Nie mogła mu teraz powiedzieć o dziecku; na razie mieli ważniejsze sprawy na głowie.

           Dean zauważył, że Alysson nie jest do końca z nim szczera - zawsze, gdy kłamała lub próbowała zataić przed nim prawdę, zaczynała bawić się wisiorkiem w kształcie litery A – jednak nie naciskał na nią. Wiedział, że to bez sensu, a jeśli dziewczyna będzie chciała mu coś wyznać to na pewno sama wkrótce to zrobi.
- Mam nadzieję, że nie zgodzisz się na propozycję Crowley’a i nie poprowadzisz demonów na wojnę, ze zwolennikami Lucyfera, jako ich Królowa?
- Jeśli to jedyny sposób na odzyskanie duszy Sama… - zaczęła, jednak Dean przerwał jej ze stanowczością:
- Nie ma mowy żebyś to zrobiła. Znajdziemy jakiś inny sposób.
- Dobrze wiesz, że nie ma innego sposobu. Próbowaliśmy już wszystkiego i to jest jedyne rozwiązanie.
- Musi być jakieś inne. Nie pozwolę żebyś została Królową Piekła – powiedział z naciskiem i bez słowa wyszedł z domu. Alysson doskonale rozumiała jego zachowanie; kiedy sama się o tym dowiedziała, musiała to sobie wszystko dokładnie przemyśleć i nie chciała żeby ktoś jej w tym przeszkodził.

~*~

           Stała na środku polany w blasku porannego słońca. W oddali słychać było szum rzeki i świergot ptaków. Nagle u jej boku pojawił się brunet w eleganckim garniturze.
- To sen, prawda? – Zapytała, odwracając się do Crowley’a. – Czego znowu ode mnie chcesz?
- Jesteś w ciąży – bardziej stwierdził niż zapytał demon, ignorując jej pytania. Alysson odchrząknęła cicho i odruchowo położyła dłoń na brzuchu.
- A nawet gdyby tak, to, co ci do tego?
- Wiedziałem. Wyczułem zmiany w twojej mocy – powiedział jakby do siebie i zmrużył oczy. – Ale to nie zmienia faktu, że mam ci do zaoferowania bardzo korzystną propozycję.
- Korzystną dla mnie czy dla ciebie? – Zapytała, unosząc brwi i zakładając ręce na piersiach.
- Dla nas obojga – rzekł, poprawiając garnitur i dodał, ważąc uważnie każde słowo: - Oddam naprawioną już duszę Sama i nie będę was więcej niepokoił pod warunkiem, że ty przekażesz mi swoją moc.
- Mam przekazać ci moją moc? – Powtórzyła, nie za bardzo wiedząc, co demon ma przez to na myśli.
- Jeśli oddasz mi swoją łaskę, będę na tyle potężny, aby zapanować nad demonami i zapobiec kolejnej apokalipsie – wyjaśnił Crowley z chytrym uśmiechem.
- Ale będziesz też na tyle potężny, aby zapanować nad całym światem – dodała ze stanowczością.

           Od początku nie podobała jej się propozycja demona, ale wiedziała, że jeśli nie będzie miała innego wyjścia, będzie musiała się na nią zgodzić.
- Zastanów się nad tym. Dam ci kilka dni na przemyślenie tego – powiedział Król Piekła, ignorując jej uwagę. – I nie martw się, jeśli oddasz mi swoją moc ani tobie ani twojemu dziecku nic się nie stanie.
Crowley skłonił przed nią lekko głowę i zniknął bez śladu. Po chwili cały świat wokół Alysson zaczął się rozmywać w jedną, czarną plamę.

~*~

           Skrzywiła się lekko czując ból w całym ciele. Otworzyła oczy i ziewnęła przeciągle. Wyglądało na to, że tak długo czekała, aż Dean wróci, że niewiadomo, kiedy zasnęła na kanapie. Usiadła i zaczęła rozmasowywać sobie zdrętwiały kark. Dokładnie w tej samej chwili usłyszała skrzypienie drzwi wejściowy i rozmowę Winchesterów z Bobbym, którzy weszli właśnie do salonu.
- Po waszych minach wnioskuję, że nie dowiedzieliście się zbyt wiele od Pameli – powiedziała, podnosząc się z kanapy. Zerknęła na Deana, jakby chcąc wyczytać z jego twarzy czy już ochłonął po ich rozmowie.
- Powiedziała nam mniej więcej tyle, co już wiedzieliśmy albo nawet i mniej – rzekł Bobby i z westchnieniem opadł ciężko na fotel. Alysson pokiwała głową ze zrozumieniem i kiedy spojrzenia jej i Deana się skrzyżowały, popatrzyła znacząco na drzwi wyjściowe.
- Alysson, chodź na chwilę, pomożesz poszukać mi czegoś w garażu – rzekł starszy Winchester, na co Heid wywróciła oczami. „Lepszej wymówki nie mógł wymyślić” – pomyślała z sarkazmem.

           Wyszli razem na zagracone podwórko Singera. Alysson oparła się o maskę jednego z zepsutych samochodów i popatrzyła na Deana.
- Przemyślałam to wszystko i nie musisz się martwić. Nie mam zamiaru zostać Królową Piekła, nawet gdyby to był jedyny sposób, aby odzyskać duszę Sama.
- I tak bym ci na to nie pozwolił – powiedział Dean, opierając się o maskę obok łowczyni. – Musimy wymyślić jakieś inne rozwiązanie.
- Chyba nawet mam pewien pomysł, ale najpierw muszę go jeszcze trochę dopracować – odparła i uśmiechnęła się do niego tajemniczo. Winchester pokręcił głową z politowaniem. Był pewien, że Alysson nie chce mu powiedzieć o swoim pomyśle, bo na pewno by mu się nie spodobał.
- Musimy powiedzieć Bobbiemu i Samowi o twoim „przeznaczeniu”.
- Co? Może lepiej nie? Nie sądzę żeby im się to spodobało – odparła, oczami wyobraźni widząc reakcję Bobbiego. Kiedy zobaczyła rozbawiony wyraz twarzy Deana, przemknęła oczy i dodała zrezygnowana: - No dobra, niech ci będzie.

~*~

           Popijając sok pomarańczowy, siedziała na kanapie z podwiniętymi nogami i przeglądała dzisiejszą gazetę. Szukała jakiś dziwnych morderstw lub wydarzeń, które wskazywałyby na udział nadprzyrodzonych istot, jednak na razie nie udało jej się nic znaleźć. W obecnej sytuacji tęskniła za zwykłymi polowaniami na duchy i powoli miała już dość ciągłych rozmów o Czyśćcu i duszy Sama. Chciała, choć na chwilę się od tego odciąć, a jedynym sposobem na to było skopanie tyłków kilku demonom lub wampirom.
- A może to? „Niezrównoważony mąż z zimną krwią zabija żonę i dwójkę dzieci” – przeczytała nagłówek jednego z artykułów i popatrzyła znad gazety na Bobbiego.
- To raczej sprawa dla psychiatry, a nie dla nas – skomentował Singer, poprawiając swoją czapkę. Alysson westchnęła zrezygnowana i odłożyła gazetę na stół. Miała już dość; musiała się czymś zająć żeby przestać myśleć o swoim przeznaczeniu i o propozycji Crowley’a. Od jej „wyśnionej” rozmowy z Królem Piekieł minął już ponad tydzień i wiedziała, że demon wkrótce straci cierpliwość i znów dojdzie do, z pewnością niemiłej, konfrontacji między nimi.
- Znalazłaś coś? – Zapytał niewyraźnie Dean, wychodząc z kuchni z ciastem na talerzu.
- Nie wiesz, że nie mówi się z pełnymi ustami? – Zapytała z irytacją Alysson, marszcząc brwi.

           Winchester już chciał się jej odgryźć, lecz w tym samym momencie poczuli podmuch wiatru i na środku salonu znikąd pojawił się Castiel.
- Cass? Mam nadzieję, że przynosisz jakieś dobre wiadomości – mruknął pod nosem Bobby, jednak widząc niepokój wymalowany na twarzy anioła, wiedział, że jest zupełnie odwrotnie.
-Niestety nie – odpowiedział mężczyzna i zwrócił się do Alysson. – Crowley wysłał tu armię demonów, którzy zabiją każdego, kto stanie im na drodze i nie spoczną dopóki nie oddasz im swojej mocy.
- W takim razie będziemy mieli okazje skopać kilka tyłków – odparł wyzywająco Winchester.
- Nie masz pojęcia, o czym mówisz, Dean. Wiem, że jesteście dobrzy w zabijaniu demonów, ale nawet, jeśli bylibyście najlepsi to nie poradzicie sobie beze mnie.
- Ale na szczęście mamy ciebie, więc sobie poradzimy, prawda? – Zapytała z naciskiem Alysson, na co anioł pokręcił delikatnie głową.
- Pomogę wam, ale pod jednym warunkiem – zaczął Castiel, odwracając się w stronę Alysson. – Pozwolisz mi wykonać pewien rytuał, dzięki któremu zniszczę twoją łaskę i raz na zawsze pozbędę się problemu.
- Dlaczego mam wrażenie, że jeszcze coś przede mną ukrywasz, Cass? – Zapytała podejrzliwie Heid, uważnie lustrując każdy ruch anioła. Castiel odchrząknął cicho i odparł ostrożnie dobierając słowa:
- To dość skomplikowany rytuał i każda, chociażby najmniejsza pomyłka może się źle dla ciebie skończyć.
- Mogę podczas niego umrzeć? – Zapytała wprost, na co mężczyzna niechętnie pokiwał głową.
- W takim razie nie potrzebujemy twojej pomocy. A już na pewno nie takim kosztem – powiedział do Castiela Bobby.
- Wydaje mi się, że nie mamy wyjścia. Będziemy musieli zaryzykować – rzekł stanowczo Winchester.

           Alysson nie skupiała się zbytnio na ich wymianie zdań. Była rozdarta w środku i musiała szybko podjąć bardzo trudną decyzję, przed którą została postawiona.
- Dean, mogę z tobą chwilę porozmawiać? - Zapytała, przerywając Bobbiemu w pół zdania. Zebrała w sobie wystarczająco dużo odwagi żeby powiedzieć Winchesterowi o dziecku; musiała zrobić to teraz, zanim zdąży się jeszcze rozmyślić.
- Nie mamy na to czasu Alysson – powiedział stanowczo Castiel.
- Cass, daj mi chwilę do namysłu – poprosiła łowczyni, zagryzając delikatnie dolną wargę.
- Zaraz tu będą dziesiątki demonów. Musisz zdecydować teraz.
- W takim razie nie zgadzam się. Nie pozwolę zniszczyć ci mojej mocy – odparła, zaplatając dłonie na wysokości klatki piersiowej.
- Alysson, zastanów się. Dobrze wiesz, że bez pomocy Cassa zginiemy – próbował przekonać ją Dean.
- Z jego pomocą też zginiemy. Nie zgadzam się, to jest moje ostatnie słowo – powiedziała dobitnie.
- Jak chcesz, ale pamiętaj, że będziesz tego żałowała – odparł Castiel i bez słowa zniknął, zostawiając ich samych.