sobota, 22 grudnia 2012

Rozdział IV

Rozdział IV



           
     
   Wyszła z domu ostatniej z ofiar i wsiadła do wypożyczonego samochodu. Oparła głowę o zagłówek fotela przecierając dłonią oczy. Rozmowa z rodzinami poszkodowanych osób to jedyna rzecz, jaką nienawidziła w tej pracy. Może i sprawiała wrażenie twardej i profesjonalnej łowczyni, ale tak naprawdę bardzo współczuła tym ludziom, ponieważ sama kiedyś coś takiego przeszła i wiedziała jak się po tym cierpi. Te wszystkie pytania policji i detektywów potrafią być naprawdę męczące. Zerknęła na zegarek i zapaliła silnik. Za dziesięć minut miała spotkać się z Winchesterami na miejscu ostatniej zbrodni. Miała nadzieję, że dowiedzieli się czegoś więcej niż ona, ponieważ chciała szybko zakończyć tą sprawę. 

~*~

         Stali przed sporym magazynem i czekali na Alysson. Po chwili podjechał czarny samochód.
- Skąd wytrzasnęłaś to auto? – Zapytał Dean przyglądając się uważnie dziewczynie.
- Wypożyczyłam – odpowiedziała wzruszając ramionami – Dowiedzieliście się czegoś konkretnego?
- Ostatnia ofiara została zamordowane w tym magazynie, ale policja jak na razie nie znalazła żadnego podejrzanego, więc ich pomoc na wiele nam się nie zda – powiedział Sam, po czym we troje weszli do budynku. Rozglądali się bardzo uważnie, starali się zauważyć choćby najdrobniejszy szczegół. Zachowywali przy tym też jak największą ostrożność. Po kilkunastu minutach bezskutecznych poszukiwań, Alysson zauważyła coś, co przykuło jej uwagę. Podeszła bliżej jakiejś starej maszyny i wtedy doleciał do niej silnie odurzający zapach.
- Patrzcie! – Ręką przywołała do siebie Winchesterów. Wzięła na palec odrobinę substancji i powąchała ją – Siarka.
- Więc Bobby miał rację. To demon. – Powiedział Dean rozglądając się naokoło chcąc znaleźć jakieś inne ślady.
- Już nic więcej tutaj nie znajdziemy. Teraz wystarczy tylko znaleźć tego demona i wysłać go w najciemniejsze czeluści piekieł – powiedziała Alysson zaciskając zęby, po czym wstała i ruszyła do wyjścia, a za nią Winchesterowie. 


~*~

         Wszędzie było ciemno i bardzo gorąco. Zewsząd otaczały go przerażające krzyki, co jakiś czas rozdzierające ciszę. Leżał przywiązany do stołu ze świadomością czekających go zaraz tortur. Nie mylił się. Po chwili podszedł do niego Alastair od nowa zaczynając „znęcanie się” nad nim. Torturował go w sposób, jakiego ludzie nie potrafią sobie nawet wyobrazić. A kiedy już nic z niego nie pozostało w magiczny sposób odradzał się na nowo.
- Zaoferuję ci tą samą propozycję, co przez poprzednie trzydzieści lat. Chcesz zaprzestać tych codziennych tortur? Zacznij torturować dla mnie – zaproponował Alastir, tak jak codziennie przez trzydzieści lat. Chłopak wiedział, że kiedyś się złamie i zgodzi się na jego propozycję. I właśnie teraz nadszedł ten dzień.- Dobrze, zgadzam się.

            Obudziła się gwałtownie siadając na łóżku. Po cichu zsunęła stopy na ziemię i prawie odruchowo spojrzała na starszego Winchester, śpiącego na łóżku naprzeciw. Chłopak wyglądał dość spokojnie jednak jego powieki nerwowo drgały, dzięki czemu Alysson uświadomiła sobie, co się przed chwilą stało. Wyśniła jego sen. Jakby weszła do jego umysłu i oglądała z boku jego wspomnienia z piekła. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, co tak naprawdę ten chłopak przeżył. Jednak nadal nie miała pojęcia jak to możliwe, że widziała jego sen. Pokręciła głową nie mogąc tego pojąć. Popatrzyła na zegarek. Dochodziła szósta rano, więc szybko się ubrała i wyszła po śniadanie.

            - Widzę, że już wstaliście. Głodni? – Zapytała wchodząc do pokoju i wymachując torebkami z jedzeniem.
 - Dzięki – powiedział Sam zabierając od niej jedną porcję – Pojadę pokręcić się po mieście. Może się czegoś dowiem, a wy poszukajcie coś w Internecie.
- Myślisz, że spotkasz tego demona w sklepie spożywczym? – Zapytał Dean z nutką ironii w głosie.
- Nie zaszkodzi sprawdzić – powiedział Sam wychodząc.
Po tym jak Sam wyszedł zapadła między nimi niezręczna cisza. Dean żeby czymś się zająć wziął laptopa i zaczął szukać w Internecie czegoś na temat tajemniczych morderstw w Jefferson. Alysson dokończyła swoje śniadanie i też zaczęła przeglądać gazety i Internet jednak nie mogła się na tym skupić. Po kilkunastu minutach zamkneła komputer i popatrzyła na Winchestera przygryzając delikatnie dolną wargę.
- Dean – zaczęła niepewnie sama do końca nie wiedząc, co chce uzyskać tą rozmową – Zdaję sobie sprawę, że nie chcesz o tym rozmawiać, ale ja wiem, co stało się w piekle. Teraz już wiem.
Winchester popatrzył na nią i westchnął cicho. Przetarł dłonią oczy sprawiając tym samym wrażenie człowieka zmęczonego życiem.
- Wiesz, że sprzedałem duszę żeby ratować Sama? – Zapytał, a kiedy Alysson pokiwała głową kontynuował – Od mojej śmierci do cudownego wskrzeszenia minęły cztery miesiące, jednak w piekle to było jak czterdzieści lat. Czterdzieści długich, męczących lat. Kroili, siekali i rozszarpywali mnie w sposób, jaki trudno jest sobie wyobrazić. Do czasu, aż nic ze mnie nie pozostało. A potem odradzałem się na nowo i zaczynali wszystko od początku. Pod koniec każdego dnia Alastir proponował mi, że przestanie mnie torturować kiedy ja zgodzę się torturować dla niego inne dusze. Odmawiałem mu przez całe trzydzieści lat, ale potem już nie miałem siły… – głos mu zadrgał, a po policzku spłynęła jedna samotna łza. Alysson niewiele myśląc położyła swoją drobną dłoń na jego, dużo większej. Bardzo mu współczuła jednak wiedziała, że nie może już nic poradzić na to co przeszedł chłopak. Nie mogła cofnąć czasu, choć bardzo by tego chciała.
- Wiem Dean, widziałam to. Nie mam pojęcia jak to możliwe, ale… Śniłam dzisiaj o tym i wydaje mi się, że ty śniłeś o tym samym. To było tak jakbym weszła do twojego umysłu i oglądała to wszystko stojąc z boku. I powiedziałabym, że to niemożliwe, ale to nie zdarzyło mi się pierwszy raz. W taki sam sposób widziałam już sny Bobbiego i innych ludzi znajdujących się w moim otoczeniu. Nie mam pojęcia jak to działa, ale to już powoli robi się męczące – powiedziała i uświadomiła sobie, że ciągle trzyma Deana za rękę. Szybko ją zabrała i wbiła wzrok w podłogę.
- Widzisz sny innych? Od jak dawna? – Zapytał Dean marszcząc brwi jakby się nad czymś intensywnie zastanawiał.
- Praktycznie odkąd pamiętam. Kiedy byłam mniejsza nikomu o tym nie mówiłam, bo wydawało mi się, że nie ma w tym nic dziwnego. Ale od śmierci Alexa zaczęłam się zastanawiać, dlaczego tak mam, co ze mną jest nie tak – powiedziała wzruszając ramionami. Dean już otwierał usta żeby coś odpowiedzieć jednak w tym samym momencie wrócił Sam ze złymi wiadomościami do przekazania.
- Kolejne morderstwo i to zaledwie kilka ulic stąd, na Shrewsbury Road*. Jakby wiedział, że zatrzymaliśmy się właśnie w tym motel i tylko się z nami bawił – powiedział Sam opadając ciężko na wolne łóżko.
- Ten sam schemat? – Zapytał Dean starając się zachowywać naturalnie. Wiedział, że jego brat od razu zauważyłby, że coś jest nie tak, a starszy Winchester nie miał teraz ochoty na kolejną niezręczną rozmowę z nim.
- Tak, szesnastoletni chłopak ze skręconym karkiem – powiedział Sam przyglądając się uważnie Alysson, która od momentu jego powrotu nie odezwała się ani słowem.
- Shrewsbury Road? – Zapytała Heid jakby nagle coś sobie uświadamiając. Wstała pospiesznie z łóżka i podeszła do szafki szukając w niej czegoś. Bracia popatrzyli po sobie zdezorientowani jednak nie odezwali się. Po chwili dziewczyna rozłożyła na stole mapę miasta i zaczęła coś na niej zaznaczać. Dean podszedł do niej zaglądając jej przez ramię.
- Teraz wszystko jest jasne – powiedziała jakby do siebie po czym wyjaśniła im wskazując na mapę - To są miejsca wszystkich czterech morderstw. Jeśli by je połączyć utworzą kwadrat. W jego obrębie znajduje się tylko jeden magazyn. Ten sam, w którym zginął Alex – kiedy zobaczyła, że Sam patrzy na nią z podziwem uśmiechnęła się delikatnie jednak zaraz znów spoważniała – To tam na mnie czeka. Chce zakończyć swoje dzieło w tym samym miejscu, w którym je zaczął. To tam chce mnie zabić.

*Autentyczna ulica w Jefferson w stanie Luizjana znajdująca się niedaleko motelu Morris.




*****************************************


Z okazji nadchodzących Świąt Bożego Narodzenia chciałabym życzyć Wam wspaniałego świętowania w ciepłym, rodzinnym gronie, cudownych prezentów pod choinką, udanego Sylwestra i spełnienia wszystkich najskrytszych marzeń w nadchodzącym Nowym roku.

Wesołych Świąt i szczęśliwego Nowego Roku

Życzy Lilith;*

sobota, 15 grudnia 2012

Rozdział III

                     Rozdział III 




           - Dean, pospiesz się! Za pół godziny wyjeżdżamy – Sam dobijał się łazienki, którą od dwudziestu minut zajmował jego starszy brat. Westchnął zrezygnowany nie słysząc odpowiedzi od Deana. Oparł się o ścianę i właśnie wtedy otworzyły się drzwi naprzeciwko. Wyszła z nich Alysson i uśmiechnęła się do niego niepewnie. Miała na sobie czarne spodnie i szarą bluzę, a z jej włosów ciągle kapała woda utwierdzając w przekonaniu, że dziewczyna właśnie brała prysznic.
- Jak chcesz możesz skorzystać z mojej łazienki. Nie sądzę żeby prędko stamtąd wyszedł – powiedziała wskazując głową w stronę drzwi, zza których dochodziło śpiewanie Deana. Zaśmiała się cicho i wpuściła Sama do pokoju.
- Dzięki – powiedział młodszy Winchester kierując się do łazienki dziewczyny jednak zawahał się i odwrócił w jej stronę.
– Bobby powiedział nam, dlaczego nie chcesz jechać do Jefferson. Bardzo mi przykro z tego powodu, ale myślę, że Bobby ma rację i powinnaś jechać z nami. Oczywiście, jeśli nie dasz rady, załatwimy to za ciebie – dodał patrząc na nią uważnie, po czym bez słowa wszedł do łazienki. Dziewczyna westchnęła cicho i przeczesała dłonią mokre włosy. Przez całą noc myślała, o tym, co powinna zrobić i choć wiedziała, że Bobby chce dla niej dobrze to nie była pewna czy sobie poradzi. Z niewiadomych przyczyn ufała Winchesterom i wiedziała, że pomogą jej zabić tego demona, wtedy gdy ona nie będzie wstanie tego zrobić.

          Po kilku minutach Sam wyszedł z łazienki i zobaczył Alysson pakującą swoje ubrania do niewielkiej torby. Uniósł zaskoczony brwi jednak uśmiechnął się ze zrozumieniem.
- Będziemy czekać na ciebie na dole – powiedział, po czym wyszedł.
- Co ty tam robiłeś? – Zapytał podejrzliwie Dean widząc brata wychodzącego z pokoju Heid. Sam pokręcił głowa wiedząc, co teraz myśli jego brat.
- Brałem prysznic, bo ty zająłeś łazienkę na pół godziny – powiedział z wyrzutem wymijając go i wchodząc do swojego pokoju chcąc dokończyć pakowanie. Dean zmarszczył brwi patrząc na drzwi prowadzące do pokoju Alysson, po czym zszedł na dół.

          - No to, co, jedziemy? – Zapytała schodząc do salonu z wymuszonym uśmiechem na ustach. Tylko Dean odpowiedział jej lekkim skinieniem głowy, pozostali nawet na nią nie spojrzeli. Domyśliła się, że jeszcze przed chwilą w salonie odbywała się żywa rozmowa na jej temat.
- Chodźmy już – powiedział Sam wstając z kanapy i zabierając swoją torbę leżącą obok stolika na ziemi. Wyszli na podwórko całe zapełnione starymi samochodami. Pies Bobbiego, Rumsfeld podbiegł do nich, przyjaźnie machając ogonem. Alysson uśmiechnęła się do niego delikatnie i pogłaskała go po grzbiecie. Podeszli do samochodu Deana i włożyli torby do bagażnika.
- Zadzwońcie jak skończycie tą sprawę – powiedział Bobby próbując wyczytać coś z twarzy Alysson. Dziewczyna pokiwała głową i wsiadła do samochodu. Po chwili za nią wsiedli również Winchesterowie. Dean zapalił silnik i ruszył z piskiem opon. Alysson przymknęła oczy wsłuchując się w znaną rockową piosenkę lecącą z głośników. Przekręciła głowę wpatrując się w widoki za oknem. Siedziała tak przez jakąś godzinę, gdy nagle poczuła na sobie czyjś przenikliwy wzrok. Zerknęła w lusterko i zobaczyła parę szmaragdowych oczu wpatrujących się w nią z uwagą. Uśmiechnęła się delikatnie przeczesując palcami włosy. 
- Może staniemy żeby coś zjeść? – Zapytała wskazując ręką na przydrożną knajpkę.
- Jasne – odpowiedział Dean zatrzymując samochód na parkingu. Weszli do knajpki i usiedli przy wolnym stoliku w kącie. Po chwili podeszła do nich kelnerka z kartą. 
- Hamburgera i colę – powiedziała Alysson nie zaglądając nawet do karty. Dean uniósł zaskoczony brwi i razem z bratem również złożyli zamówienia. Pół godziny później znów siedzieli w czarnej Impali nadal niewiele ze sobą rozmawiając.

          Po dwóch godzinach jazdy dotarli do Jefferson. Zatrzymali się przed jednym z tych obskurnych moteli, które przewijają się ciągle przez życie każdego łowcy. Sam poszedł do recepcji zarezerwować pokoje, a Dean i Alysson czekali na niego przy samochodzie. Starszy Winchester stał oparty o maskę samochodu i uważnie przyglądał się dziewczynie chodzącej nerwowo po parkingu.
- Chcesz o tym pogadać? – Zapytał, kiedy dziewczyna zaczęła go już powoli irytować – O tym, co stało się twojemu bratu. Rozmowa czasami pomaga – wzruszył ramionami widząc jej zaskoczony wzrok. Alysson przygryzła delikatnie wargę i usiadła na masce obok niego. Po chwili zastanowienia pokręciła przecząco głową.
- Jeśli miałabym ci o tym opowiedzieć musiałabym wrócić myślami do tamtego dnia. A nie chcę przeżywać znów tego samego, co wtedy – powiedziała cicho odchylając głowę do tyłu.
- Ok, ale pamiętaj, że jeśli chciałabyś pogadać wystarczy dać mi znać – powiedział Dean nie chcąc już bardziej na nią naciskać. Dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem i odwróciła głowę w jego stronę.
- To działa też w drugą stronę. No wiesz, gdybyś chciał porozmawiać o tym, co stało się w piekle – po chwili zaczęła żałować, że to powiedziała. Widziała jak Dean drgnął na jej słowa, a wszystkie jego mięśnie napięły się. Zacisnął dłonie w pięści i odwrócił od niej wzrok. Nie wiedziała, co tak naprawdę działo się w piekle, ale widziała, że choćby najmniejsze wspomnienie z nim związane sprawiało Deanowi ból. W myślach przeklinała swoją głupotę, kiedy na jej szczęście pojawił się Sam z kluczem do pokoju.
- Mieli wolną tylko jedną trójkę. Chyba nie masz nic przeciwko? – Zapytał Sam patrząc na Alysson.
- Nie. Jasne, że nie – powiedziała z wymuszonym uśmiechem na ustach. Zawiesiła torbę na ramieniu i bez słowa wzięła od Sama klucze kierując się w stronę pokoju. Młodszy Winchester zmarszczył brwi i popatrzył zdziwiony na brata.
- Wszystko w porządku? – Zapytał poprawiając  włosy opadające mu na oczy. 
- W jak najlepszym. Chodź, musimy jechać na komisariat – powiedział Dean ruszając w stronę motelu. Sam widział, że pomiędzy tą dwójką zaistniało jakieś nieporozumienie, jednak postanowił swoje rady i uwagi zachować dla siebie. Nie lubił wtrącać się w sprawy innych, zwłaszcza, jeśli chodziło o jego brata. Westchnął cicho i zrezygnowany zabrał torby z bagażnika ruszając do wynajętego pokoju.

          Kiedy weszli do pokoju, Alysson właśnie przebierała się w łazience. Po kilku minutach wyszła z niej w całkowicie nowej stylizacji niż chodziła, na co dzień. Miała na sobie białą bluzkę, czarną spódnice i szpilki tego samego koloru. Włosy spięła w luźny kok. 
- Jedźcie na komisariat i do rodziny pierwszej ofiary. Ja zajmę się pozostałymi dwoma. Za godzinę spotkamy się na miejscu ostatniej zbrodni - powiedziała głosem nieznoszącym sprzeciwu. W pracy zawsze się tak zachowywała. Żadnych uczyć czy emocji. Była profesjonalistką, a profesjonaliści nie są czułostkowi czy emocjonalni. Tak zawsze uczył ją ojciec. Nie przywiązywać się do ludzi i miejsc. Po prostu wykonywać swoją pracę. Zabrała torebkę, po czym wyszła bez słowa. Winchesterowie popatrzyli na siebie zdziwieni, jednak po chwili zabrali swoje fałszywe odznaki i również wyszli.


*****************************************


Kolejny rozdział postaram się dodać przed świętami, jednak rozdział V dodam dopiero po nowym roku.

piątek, 7 grudnia 2012

Rozdział II

Rozdział II


     Kiedy zeszła do salonu zobaczyła Bobbiego, który podchodził właśnie do drzwi. Po chwili do salonu weszło dwóch nieznanych jej dotąd mężczyzn. Jeden z nich, prawdopodobnie Sam był wysoki, miał ciemne dość długie włosy, które założył za uszy. Jego kwadratowa szczęka pokryta była kilkudniowym zarostem, przez co na pierwszy rzut oka wyglądał na starszego niż był w rzeczywistości. Drugi z braci, Dean, był niższy i miał jasne, krótkie włosy. Jego postawa wskazywała na to, że jest całkowicie rozluźniony i praca, którą wykonuje stała się dla niego rutyną i codziennością.
- Nadal nie mogę się przyzwyczaić, że znów jesteś wśród żywych – powiedziała, Bobby ściskając starszego z braci.
- Ciebie też dobrze widzieć – odpowiedział tamten z łobuzerskim uśmiechem na ustach. Kiedy Singer przywitał się z drugim Winchesterem, Alysson wywróciła teatralnie oczami i chrząknęła znacząco chcąc ściągnąć na siebie ich uwagę. Oczy trzech łowców natychmiast zwróciły się na nią.
- Jestem Alysson. Ty to pewnie Sam, a ty Dean – powiedziała przenosząc wzrok na zielonookiego. Musiała przyznać, że był bardzo przystojny i na pierwszy rzut oka nie wyglądał na łowcę. Krótko ścięte, zmierzwione włosy, oczy koloru głębokiej zieleni, kilka piegów na nosie i łobuzerski uśmiech całkowicie nie pasowały do osoby, która poluje na nadprzyrodzone potwory. Dean, kiedy zauważył, że Alysson mu się przygląda uniósł znacząco brwi, a na jego ustach natychmiast pojawił się tak charakterystyczny dla niego uśmieszek.
- Bobby dużo mi o was opowiadał – wzruszyła ramionami widząc zdziwione spojrzenie Sama. Winchesterowie usiedli na kanapie, Alysson natomiast na fotelu w drugiej części salonu chcąc zachować dystans między sobą a nieznanymi łowcami. Po tym wszystkim, co wydarzyło się w jej życiu postanowiła zachowywać szczególną ostrożność, nawet, jeśli wiedziała, że może komuś zaufać. Tak zawsze uczył ją ojciec i tym razem postanowiła wziąć sobie jego rady do serca.
- Mam dla was robotę – powiedział Bobby bez ogródek, podchodząc do biurka. Wziął z niego gazetę i rzucił ją Deanowi na kolana.
- „Podejrzane morderstwa w Jefferson niedaleko Nowego Orleanu. To już trzecie w tym miesiącu” – przeczytał nagłówek zaznaczonego artykułu. Alysson słysząc nazwę miasta, o którym był artykuł przełknęła głośno ślinę i zamknęła oczy chcąc odrzucić napływające do niej wspomnienia.
- Myślisz, że to coś dla nas? – Zapytał Sam, jako jedyny z obecnych zauważając reakcje Alysson, jednak powstrzymał się od zbędnych komentarzy. Nie znał tej dziewczyny, lecz widział po jej zachowaniu i sposobie bycia, że próbuje pod maską obojętności ukryć jak wiele wycierpiała i, że jej życie nie należało do najprostszych.
- Oczywiście, że tak. To ten sam powtarzający się schemat. Szesnastoletni chłopak ze skręconym karkiem. To na pewno coś dla was i myślę, że powinniście pojechać tam już jutro. A ty Alysson pojedziesz z nimi – powiedział Bobby zerkając niepewnie na dziewczynę. Wiedział, że to nie będzie dla niej proste, ale był pewien, że postępuje słusznie wysyłając ją na to polowanie. Alysson słysząc jego słowa natychmiast otworzyła oczy i poderwała się z fotela.
- Co?! Nie ma mowy! Nie pojadę tam Bobby! – Powiedziała kręcąc głową i patrząc na niego z niedowierzaniem. Jak mógł wpaść na tak bezsensowny pomysł?!
- Pojedziesz tam, bo to jedyny sposób żebyś zamknęła przeszłość. Zaufaj mi – powiedział spokojnie Singer, choć domyślał się, co teraz przeżywa dziewczyna.
- Nie, Bobby. Nie ma mowy – powiedziała ciągle kręcąc głową jak mała rozkapryszona dziewczynka, która nie dostała ulubionej zabawki. Odwróciła się na pięcie i nie patrząc na nich poszła do swojego pokoju zatrzaskując za sobą drzwi.


            - Jest coś, o czym powinniśmy wiedzieć, Bobby? – Zapytał Sam patrząc uważnie na Singera. Robert przetarł dłonią oczy i westchnął cicho.
- Ona musi jechać z wami na to polowanie. Ten schemat pasuje do zabójstwa jej brata, Alexa. To samo miasto, ten sam wiek, ten sam rodzaj śmierci. Podejrzewam też, że to ten sam demon, a te zabójstwa to tylko znak dla Alysson, że czeka na nią i daje jej okazje do zemsty. Chce ją zabić, ale nie będzie się spodziewał, że będzie z nią jeszcze dwóch innych łowców. Dlatego do was zadzwoniłem. Chcę żebyście pomogli jej zabić tego demona, bo jestem pewien, że sama nie dałaby sobie rady – powiedział Bobby, a po jego słowach w salonie zapadła niezręczna cisza, którą w końcu przerwał starszy Winchester:
- Idę wziąć prysznic i się zdrzemnąć. Jutro musimy przejechać kawał drogi – powiedział, po czym poszedł na górę, a po chwili ruszył za nim Sam pozostawiając Bobbiego samego w salonie.


            Położyła się na łóżku patrząc tępo w przestrzeń. Zacisnęła w dłoni wisiorek z literą „A” należący kiedyś do jej brata, który od czasu jego śmierci zaczęła nosić na szyi. Przymknęła oczy, a spod wachlarzu rzęs wypłynęła jedna, samotna łza. Zacisnęła zęby i z wściekłością starła ją z policzka. Nienawidziła płakać, nienawidziła okazywać uczuć. Uważała, że płacz to oznaka słabości, a ona musiała być silna, ponieważ tego wymagała jej praca. Choć w niektórych sytuacjach tak trudno jest ukrywać swoje uczucia i udawać silną…  
   

sobota, 1 grudnia 2012

Rozdział I


Rozdział I


       Drobna brunetka obudziła się w środku nocy zlana potem. Westchnęła cicho przecierając dłonią oczy. Znów śnił jej się ten sam koszmar. I zawsze tak samo się kończył. Podbiega do leżącego na ziemi, bezwładnego ciała jej brata i patrzy w jego przestraszone oczy jakby wołające o pomoc. Dotyka jego lodowatej ręki, na która kapią jej słone łzy i w tym momencie budzi się przestraszona. Tak było i tym razem. Zrezygnowana pokręciła głowa chcąc odrzucić od siebie obraz martwych oczy Alexa. Wstała z łóżka i poprawiając za długa na siebie koszulkę zeszła na palcach po schodach. Kiedy postawiła bosą stopę na drewnianych panelach niewielkiego salonu usłyszała cichy szmer. Chwyciła za mały pistolet leżący na szafce i ściskając go w dłoni przeszła w głąb ciemnego pomieszczenia zachowując przy tym jak największą ostrożność. Odetchnęła z ulgą widząc Bobbiego, który nalewał sobie do szklanki whisky.
- Te
ż nie możesz spać? – Zapytała siadając na kanapie obok niego i odkładając pistolet. Bobby nie odpowiedział tylko podał jej druga szklankę z bursztynowym napojem. Upiła łyk i uśmiechnęła się pod nosem zerkając na Singera. Po śmierci ojca to on zajął się nią i Alexem. I choć w żaden sposób nie byli ze sobą spokrewnieni, traktowali się jak rodzina. Bobby był dla niej najbliższą osobą zaraz po jej bracie i chociaż ojciec przestrzegał ją, że nie wolno ufać łowcą to wiedziała, że Singerowi może w 100 procentach zaufać.
- Znów ten sam sen? – Zapyta
ł Bobby opróżniając swoją szklankę. Czasami Alysson miała wrażenie, że wystarczy, aby na nią spojrzał i już wiedział, co ją gryzie. Rozumiał ją bez słów i za to właśnie go uwielbiała.
Pokiwa
ła delikatnie głowa wykrzywiając usta w grymasie mając znów przed oczami obraz martwego ciała jej brata. Dopiła swoją whisky i odstawiła szklankę na niewielki szklany stolik. Przez kilka minut siedzieli w ciszy nie patrząc nawet na siebie.
- Pami
ętasz jak mówiłem ci kiedyś o Winchesterach? – Zaczął nagle Bobby wciąż na nią nie patrząc.
- Tak – powiedzia
ła niepewnie, nie wiedząc, do czego zmierza Singer. Słyszała wiele o rodzinie Winchester. Nie tylko Bobby jej o nich opowiadał, ale również ojciec, kiedy była jeszcze dzieckiem. Winchesterowie byli braćmi wychowywanymi przez ojca. Ich matka zginęła w pożarze, lecz Alysson doskonale wiedziała, że tak naprawdę zabił ją demon. Kilka lat temu zginął również ich ojciec i chłopcy byli zdani tylko na siebie tak jak kiedyś ona i Alex…
- Dzwonili godzin
ę temu. Odwiedzą nas jutro, wreszcie się poznacie – powiedział Bobby z wymuszonym uśmiechem. Wiedział, że łowcy nie ufają sobie nawzajem i złym pomysłem jest gościć trójkę łowców pod jednym dachem, jednak nie mógł inaczej postąpić. Zarówno, Alysson jak i Winchesterów traktował jak własne dzieci i miał nadzieję, że nie pozabijają się wciągu tych kilku dni. O Sama był spokojny, wiedział, że chłopak zachowa się odpowiedzialnie i dojrzale, jednak bardziej bał się o Deana i Alysson. Znał ich doskonale i wiedział, że oboje są bardzo uparci i zawsze muszą postawić na swoim. Miał mieszane uczucia, co do tej znajomości, jednak nie podzielił się z Alysson swoimi wątpliwościami.


      Alysson zerknęła na zegar wiszący nad drzwiami do kuchni wskazujący piątą rano. Westchnęła cicho i wstała z kanapy uśmiechając się delikatnie do Bobbiego.
- Pójd
ę wziąć prysznic. W końcu niedługo będziemy mieli gości – powiedziała, po czym wyszła po schodach do łazienki. Wzięła długi, odprężający prysznic i owinięta ręcznikiem przeszła do pokoju. Ubrała czarne rurki i oliwkowy top podkreślający jej piwne oczy. Wysuszyła włosy, po czym wyłączyła suszarkę i dokładnie w tym samym momencie usłyszała dzwonek do drzwi. Przeczesała dłonią włosy, wzięła głęboki oddech i powoli zeszła po schodach do salonu, nie wiedząc, czego się spodziewać po wizycie nieznajomych ł
owców.

**************************************


Rozdział trochę krótki, ale obiecuję, że następne będą dłuższe. Mam nadzieję, że się spodoba:)