niedziela, 1 września 2013

Księga II Rozdział X

Rozdział X



Pik...Pik...Pik...Pik...Pik…

           Dźwięk szpitalnej aparatury rozchodził się echem po jednej z sal oddziału intensywnej terapii. Przy łóżku podpiętej do respiratora pacjentki siedział mężczyzna, trzymając nieprzytomną kobietę za rękę. Przez cały czas jej pobytu w szpitalu nie odstępował jej nawet na krok. Dziewczyna była w stanie krytycznym, który od dwóch dni nie uległ żadnej poprawie. Jedyną nadzieją na jej przeżycie był przeszczep serca, które zostało poważnie uszkodzone na skutek silnego porażenia prądem. Lekarze nie dawali jej zbyt dużych szans na wyzdrowienie; według nich cudem było już to, że kobieta po takim urazie trafiła do szpitala wciąż żywa. Uważali, że zbliżająca się noc będzie decydującą nocą w życiu pacjentki, ponieważ obecnie przy życiu utrzymywały ją tylko różnego rodzaju aparatury i resuscytator, który umożliwiał jej sztuczne oddychanie tlenem.

           Drzwi do sali zaskrzypiały cicho i do pomieszczenia wszedł Sam. Westchnął z rezygnacją i patrzył współczująco na brata. Mimo, że on w tej chwili nic nie czuł, to domyślał się, co teraz przeżywa starszy Winchester.
- Dean, siedzisz tutaj już drugi dzień. Jedź do Bobbiego i prześpij się, a jak coś się poprawi to do ciebie zadzwonię - powiedział cicho Sam podchodząc bliżej łóżka.
- Przyniosłeś mi kawę? - Zapytał ochrypłym głosem starszy Winchester, ignorując uwagę brata. Sam bez słowa podał mu parujący kubek, z którego Dean z zachłannością upił spory łyk czarnego, pobudzającego napoju, po czym odłożył go na półkę stojącą obok łóżka.
- Jak chcesz. Ale gdybyś czegoś potrzebował, to wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć - po krótkiej chwili ciszy dodał młodszy Winchester, po czym poklepał brata po plecach i wyszedł z sali.

           Dean westchnął cicho i popatrzył na bladą twarz Alysson. Przejechał kciukiem po jej przedramieniu i ścisnął mocniej jej drobną dłoń. Przymknął zmęczone oczy i oparł czoło o brzeg łóżka. Nie spał już od trzech dni i z chęcią zdrzemnąłby się, chociaż kilkanaście minut, jednak wiedział, że nie może. Nie byłby w stanie zostawić Alysson tu samej. Nie mógł przegapić momentu, w którym dziewczyna wreszcie się obudzi. Chociaż sam nie był już do końca pewien czy to kiedykolwiek nastąpi. Z każdą upływającą godziną powoli zaczynał tracić na to nadzieję.
- Gdzie jesteś, Cass? Dlaczego zawsze, kiedy jesteś najbardziej potrzebny to nigdy cię nie ma? Rusz wreszcie tu ten swój anielski tyłek i uratuj ją do cholery! Proszę – szeptał gorączkowo Dean, a jego zielone oczy zalśniły od łez. Już raz stracił Alysson na półtora roku i nie mógł pozwolić, aby odebrano mu ją ponownie. Nie potrafiłby znieść kolejnego rozstania z nią.

           Drzwi ponownie się otworzyły i do sali weszła starsza kobieta w kitlu. Popatrzyła na czuwającego Deana, który nie zaszczycił jej nawet przelotnym spojrzeniem i uśmiechnęła się z troską. Podeszła do łóżka Alysson i poprawiła jej poduszkę.
- Powinien pan iść do domu odpocząć, panie Hermansen*. Nie może pan przecież siedzieć tutaj przez cały czas. Proszę mi uwierzyć, ona jest pod naprawdę dobrą opieką i jeśli jej stan ulegnie zmianie, szpital natychmiast pana o tym poinformuje - powiedziała starsza kobieta, zmieniając pacjentce kroplówkę. Dean uniósł lekko głowę i pokręcił przecząco głową.
- Nie mogę zostawić jej samej – powiedział cicho, patrząc na bladą, ale ciągle piękną, twarz Alysson.
- Widziałam w tym szpitalu naprawdę wiele i wiem, co ludzie przeżywają. Zdaję sobie sprawę, jak trudno jest pozwolić swoim bliskim odejść i pogodzić się z ich śmiercią – powiedziała pielęgniarka, jednak Winchester przerwał jej ze złością:
- Ona nie umrze! Niedługo się obudzi, wyzdrowieje i wszystko będzie dobrze. Ona nie umrze... Nie może umrzeć.
- Nigdy nie należy tracić nadziei, ale czasami po prostu zostaje nam tylko zrezygnować i pogodzić się z tym, co musi nastąpić. Powinien pan pozwolić jej odejść – powiedziała niepewnie kobieta, uśmiechając się współczująco do Deana, po czym wymknęła się cicho z sali.
Winchester przetarł dłonią zmęczoną twarz i przymknął oczy.
- Nie mogę, Alysson. Nie mogę pozwolić ci odejść. Jesteś dla mnie wszystkim, co mam. Nie mogę cię znów stracić – powiedział cicho i pocałował delikatnie jej kruchą dłoń.

~*~

           Otworzyła oczy, jednak zaraz je przymknęła, ponieważ oślepiło ją światło, odbijające się od nieskazitelnie białych ścian pomieszczenia. Kiedy jej wzrok przyzwyczaił się już do rażącej jasności, rozejrzała się dookoła. Na pierwszy rzut oka, pomieszczenie mogłoby przypominać salę szpitalną, gdyby nie fakt, że nie było w nim żadnych mebli. Pokój był pozbawiony także okien i lamp, co wydawało się dość dziwne, biorąc pod uwagę niewyjaśnioną jasność, jaka w nim biła. Jedyne wyjście z tego pomieszczenia stanowiły złote drzwi, znajdujące się na przeciwległej ścianie. Alysson ruszyła w ich stronę, jednak potknęła się o coś i z trudem zachowała równowagę. Spojrzała w dół i uniosła brwi ze zdziwienia. Miała na sobie jedwabną białą suknię aż do ziemi, obszywaną złotymi nićmi. Pokręciła z irytacją głową i podwinęła lekko sukienkę. Podeszła do złotych drzwi, a stukot jej srebrnych szpilek rozchodził się echem po pomieszczeniu. Nacisnęła klamkę, jednak drzwi ani drgnęły. Spróbowała jeszcze raz i znów nic. Zbadała uważnie drzwi, lecz nie znalazła nawet dziurki od klucza.
- Nie możesz jeszcze otworzyć tych drzwi, Alysson - usłyszała za sobą znajomy, spokojny głos. Odwróciła się ostrożnie i zmarszczyła brwi. Czyżby to była kolejna sztuczka jakiegoś dżina?
- Mamo? Co to ma znaczyć? Gdzie ja jestem? - Zapytała i cofnęła się o krok, kiedy kobieta podeszła do niej bliżej. Miała na sobie taką samą suknię jak Alysson, a jej włosy opadały swobodnymi falami na nagie ramiona.
- Spokojnie, kochanie. Wszystko ci wytłumaczę. - Katherine Heid, jak zawsze opanowana, uśmiechnęła się uspokajająco do córki.
- To jest Niebo? Czy ja...? Czy ja umarłam? - Zapytała niepewnie Alysson. Matka położyła jej dłoń na ramieniu i uśmiechnęła się ciepło.
- Jesteśmy w czymś w rodzaju poczekalni. To tu trafiają dusze ludzi, którzy są blisko śmierci, ale mają jeszcze jakieś szansę na przeżycie. A to czy wrócą do swoich ciał na Ziemi zależy tylko od ich silnej woli - powiedziała Katherine, wskazując dłonią na pomieszczenie. - Tak, więc jeszcze nie umarłaś, ale jeśli się poddasz i przejdziesz przez te drzwi to umrzesz. A nie możesz zrezygnować, ponieważ tam na dole ktoś na ciebie czeka i wydaje mi się, że bardzo mu na tobie zależy.

           Alysson oczami wyobraźni zobaczyła uśmiechającego się rozbrajająco Deana, dokładnie takiego, jakim zapamiętała go sprzed Apokalipsy. Jeśli starszy Winchester ciągle czuł do niej to samo, co kiedyś to wiedziała, że jest w stanie zrobić dla niej wszystko. Nawet oddać na nią własne życie.
Katherine uśmiechnęła się do córki znacząco, widząc jej rozczulony wyraz twarzy.
- Ale nawet, jeśli wrócisz na Ziemię, będziesz musiała się jakoś uleczyć. A dokonasz tego tylko za pomocą swojej łaski – dodała Katherine, podchodząc do małego stolika w rogu pokoju, którego - Alysson mogłaby przysiąc- wcześniej tam nie było. Kobieta otworzyła srebrną szkatułkę, stojącą na nim i wyjęła z niej małą buteleczkę.
- No to chyba mamy problem, bo moje anielskie moce zostały w Czyśćcu – odparła obojętnie Alysson i uśmiechnęła się sztucznie. Nie chciała żeby matka widziała, że dziewczyna zaczyna mieć wątpliwości. Jeśli odzyskanie jej anielskiej części było jedyną szansą na przeżycie to zaczynała poważnie martwić się o swoje życie. Wszystko zaczynało jej się powoli układać, więc nie chciała tego stracić i znów trafić do Czyśćca.
- Nie zapominaj, że od tego masz mnie, córeczko – odpowiedziała kobieta, uśmiechając się z satysfakcją i wyciągnęła przed siebie rękę. Na jej dłoni leżała niewielka buteleczka z błękitnym, niemalże srebrnym płynem, otoczona delikatną poświatą światła. – Jedyne, co musisz zrobić, to wypić to.
- I tylko tyle? – Zapytała Alysson, na co Katherine pokiwała głową. Dziewczyna wzięła ostrożnie butelkę i popatrzyła niepewnie na jej zawartość.

           Chwyciła dwoma palcami korek butelki, jednak zawahała się zanim go wyciągnęła. Popatrzyła na matkę i zagryzła wargi.
- Mogę cię o coś zapytać, mamo? Tylko proszę odpowiedz mi szczerze.
- Zawsze byłam z tobą szczera, skarbie – odpowiedziała Katherine, nie bardzo wiedząc, do czego zmierza jej córka.
- Dlaczego odkąd wróciłam z Czyśćca, Balthazar mnie pilnował? Dlaczego się na to zgodził? Jakoś trudno mi uwierzyć, że jest honorowym człowiekiem i po prostu chciał spłacić swój dług wdzięczności względem ciebie. Mam wrażenie, że kryje się za tym jakaś poważniejsza sprawa – powiedziała Alysson uważnie obserwując matkę. Starała się wyczytać coś z jej twarzy, jednak Katherine nie zdradzała żadnych emocji. Przymknęła tylko delikatnie oczy i uśmiechnęła się pod nosem. Musiała przyznać, że jej córka była naprawdę sprytna, skoro domyśliła się, że Katherine ma jakąś tajemnicę, którą już od kilkudziesięciu lat trzymała w sekrecie przed całym światem.
- Ja i Balthazar znaliśmy się od naprawdę bardzo dawna. Zanim upadłam byliśmy najlepszymi przyjaciółmi, ale z czasem zrozumieliśmy, że łączy nas coś więcej niż tylko zwykła przyjaźń - wyjaśniła Katherine i popatrzyła na córkę przepraszająco. Żałowała, że już wcześniej nie powiedziała Alysson całej prawdy.
- Ale... Przecież kochałaś tatę i to dla niego się zbuntowałaś. Upadłaś, bo chciałaś z nim być – powiedziała łowczyni, nie mogąc uwierzyć, że jej rodzicielkę i tego aroganckiego i jakże denerwującego anioła kiedykolwiek coś łączyło. Nie mogła dopuścić do siebie myśli, że ułożone małżeństwo jej rodziców, które uważała za wzór idealnego związku, prawdopodobnie było po prostu wierutnym kłamstwem.
- To prawda, ale kiedy byłam jeszcze w Niebie kochałam tylko Balthazara. Dopiero, gdy zostałam wysłana z tajną misją na Ziemię i poznałam Nathana, wszystko się zmieniło. To, co czułam do twojego ojca było czymś wspaniałym, czymś magicznym, czego nigdy w swoim bardzo długim życiu do nikogo nie czułam – odparła Katherine i uśmiechnęła się czule do swoich wspomnień.
- Skoro Balthazar cię kochał to, dlaczego pozwolił ci tak po prostu odejść na Ziemię? – Zapytała niepewnie Alysson. Była pewna, że po tym, co wyznała jej matka, będzie inaczej patrzyła na anioła. Po tym wszystkim na pewno będzie w stanie lepiej zrozumieć jego postępowanie.
- Bo wiedział, że dzięki temu będę szczęśliwsza niż gdybym była z nim – odpowiedziała cicho kobieta. Położyła młodszej Heid dłoń na ramieniu i dodała: - Przepraszam, że nie powiedziałam ci tego wcześniej.
- Nie miałaś okazji żeby to zrobić. – Alysson uśmiechnęła się delikatnie i uścisnęła dłoń Katherine.

           Łowczyni przeniosła swój wzrok ponownie na buteleczkę, którą ciągle ściskała w dłoni i przełknęła głośno ślinę.
- Czas już na ciebie – powiedziała Katherine, na co Alysson pokiwała tylko głową. Ostrożnie odkręciła butelkę i powąchała jej zawartość. Wyczuła dziwne połączenie zapachu lilii i cytrusów.
- Co się stanie po tym, jak to wypiję? – Zapytała Alysson i przyłożyła buteleczkę do ust.
- Wrócisz do swojego ciała na Ziemi, a twój organizm zacznie się powoli regenerować – odpowiedziała Katherine, a kiedy łowczyni wypiła srebrny płyn, ostrzegła ją: - może odrobię zaboleć.

           Przełknęła ślinę, próbując pozbyć się metalicznego smaku, jaki został w jej ustach po wypiciu srebrnego płynu. Poczuła w żołądku dziwne uczucie ciężkości, które po chwili stało się nie do wytrzymania. Miała wrażenie jakby połknęła ogromny kamień, który powoli miażdżył jej organy wewnętrzne. Zgięła się w pół i jęknęła cicho z bólu. Pusta buteleczka wypadła z jej dłoni i z trzaskiem rozbiła się o marmurową podłogę.
- Powodzenia, córeczko… - cichy głos Katherine, odbił się echem w głowie Alysson. Dziewczyna zamknęła oczy i upadła na zimną podłogę.


* jedno z wielu fałszywych nazwisk Deana

6 komentarzy:

  1. Wreszcie nowy rozdział c: Strasznie mi przykro z powodu Alysson. Dean musiał przeżywać ciężkie chwile, nie wyobrażał sobie zostawić jej samej nawet na moment. Naprawdę bardzo ją kochał, to słodkie. A kiedy dziewczyna spotkała swoją mamę zaczęłam myśleć, że to jakaś pułapka :D Zobaczymy, czy wyzdrowieje. Mam nadzieję, że tak. Już sobie wyobrażam minę Deana, gdy się dowie że jest lepiej. Pozdrawiam ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, że rozdział pojawił się z opóźnieniem, ale chciałam nacieszyć się tym ostatnim tygodniem wakacji i jakoś zapomniałam o wstawieniu nowego rozdziału:)

      Usuń
  2. I chciałam dodatkowo poinformować o nowym rozdziale na http://sacrifice-everything.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem. Dean jest taki słodki! Już to mówiłam, ale to ideał! Ah jak ja zazdroszczę Alysson. Jej matka i Balt? No i tu jest szok! A może ojciec Alysson to nie jej prawdziwy ojciec? Może coś jeszcze ukrywają? Ciekawe czy ten płyn podziała. Wydaje mi się, że wróci do ciała, ale to nie będzie takie przyjemne.

    U mnie też jest nowy rozdział (sama o tym zapomniałam ;D) http://wyszeptana-nadzieja.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojciec Alysson jest jej prawdziwym ojcem, bo jej matka nie widziała się z Balthazarem po swoim upadku. Wątek ich znajomości w tym opowiadaniu jest już raczej zakończony, ale wkrótce pojawi się nowy i mam nadzieję, że ciekawy:)

      Usuń
    2. Aaaa no dobra to tego pytania nie było :P No to ja czekam na co wpadłaś :D

      przy okazji Zapraszam na nowy rozdział :)
      http://hunters-of-the-god.blogspot.com/

      Usuń