wtorek, 17 września 2013

Księga II Rozdział XI

Rozdział XI



           Doktor Joseph Crawford pochylił się nad nieprzytomną pacjentką i delikatnie uchylił jej powieki. Małą latarką zajrzał jej najpierw w prawe, a później w lewe oko. Popatrzył na monitor respiratora i z rezygnacją zapisał coś w karcie pacjentki.
- I co z nią? Kiedy się obudzi? – Dopytywał się zniecierpliwiony Dean. Powoli zaczynał już tracić nadzieję; nikt z personelu szpitala nie mówił mu prawdy o stanie Alysson, więc jej sytuacja musiała być naprawdę zła, a wręcz beznadziejna.
- Zrobiliśmy wszystko, co było w naszej mocy. Przykro mi – odparł lekarz i zerknął na przemęczonego mężczyznę. Ciemne worki pod oczami Winchestera sugerowały kolejną nieprzespaną już noc. „Jak tak dalej pójdzie to on będzie potrzebował mojej pomocy bardziej niż ta dziewczyna” – pomyślał z goryczą Crawford. Jedyne, czego nienawidził w tym zawodzie to przekazywanie ludziom tych najgorszych wiadomości, których nie dało się już zmienić na lepsze.
- Więc co, teraz tak po prostu pozwolicie jej umrzeć? Waszym cholernym obowiązkiem jest leczenie i ratowanie ludzi, a nie zostawianie ich na pastwę losu! – Prawie wykrzyczał Dean, zrywając się z krzesła.
- Musi pan zrozumieć, że nie jesteśmy w stanie jej pomóc. Nikt nie jest – powiedział spokojnie doktor, przybierając maskę obojętności. Wiedział, że najlepszym sposobem na to żeby nie zwariować w tej pracy jest wyzbycie się jakichkolwiek emocji i współczucia dla rodzin swoich pacjentów.
- Cass, przywlecz tu wreszcie swój pierzasty tyłek – wyszeptał prawie niedosłyszalnie Dean i opadł bezwładnie na krzesło.
- Jest pan z jej rodziny, więc potrzebujemy pana pisemnej zgody na odpięcie ją od respiratora – zaczął niepewnie lekarz i dodał, widząc, że Winchester zamierza mu odpowiedzieć: - Wiem, że to będzie dla pana bardzo trudna decyzja, ale proszę pomyśleć o tych wszystkich potrzebujących ludziach, którym możemy uratować życie, ale nie zrobimy tego, ponieważ w szpitalu brakuje wolnych miejsc.
- Pozwolicie jej umrzeć, bo potrzebujecie wolnego łóżka?! – Zapytał z niedowierzaniem Dean i zacisnął dłonie w pięści.
- Dam panu czas do namysłu – powiedział doktor Crawford i podszedł do drzwi. Jego oczy na moment przybrały odcień głębokiej czarni, a kiedy powróciły do naturalnego koloru, lekarz z cynicznym uśmiechem na ustach wyszedł z sali.

           Joseph Crawford szedł pospiesznie korytarzem, rozglądając się podejrzliwie. Doskonale wyczuwał obecność jednego ze swoich pobratymców, jednak nie dostrzegał jego prawdziwej twarzy wśród personelu lub pacjentów przewijających się przez szpital. Wykonywał zadanie, które mogło nie spodobać się zwolennikom Crowley’a, których było coraz więcej i szczerze powiedziawszy bał się o swój tyłek. W każdej chwili ktoś z nich mógł go zaatakować i dlatego musiał zachowywać szczególne ostrożność. Przynajmniej dopóki Alysson Heid wciąż żyła.

           Nagle poczuł na ramieniu mocny uścisk i ktoś wciągnął go do pustego pokoju socjalnego. Drobna blondynka w koszuli szpitalnej z nienaturalną siłą przycisnęła go do zimnej ściany.
- Nie powinno cię tu być, Klaus. Dobrze wiesz, że jeśli ją tkniesz, Crowley cię zabije – wysyczała przez zaciśnięte zęby kobieta, a jej oczy zasnuły się czernią.
- Nie pozwolę żeby jakiś anielski pomiot nami rządził! Ani ten sługus Crowley ani ta dziewczyna nie mają prawa nam rozkazywać, Amy! – Powiedział ze złością mężczyzna i odepchnął od siebie dziewczynę.
- Więc chcesz ją zabić i tym samym wypowiedzieć Crawley’owi otwartą wojnę? Żaden z demonów do ciebie nie dołączy, bo wszyscy się go boją. Nie możesz jej zabić, bo on cię dorwie i ukarze, a wiesz, że to coś o wiele gorszego niż zwykła śmierć – powiedziała demonica, która opętała ciało przypadkowej pacjentki i położyła mu dłoń na ramieniu.
- Przynajmniej ciągle jestem wierny jedynemu prawdziwemu Królowi Piekła, Lucyferowi…
- Który nadal siedzi zamknięty w klatce – przerwała mu Amy i z zalotnym uśmieszkiem oplotła jego szyje ramionami. – Wiele demonów nie chce żeby ona rządziła Piekłem, ale nikt o zdrowych zmysłach nie przeciwstawi się Crawley’owi. Więc wygląda na to, że jesteś na straconej pozycji, skarbie.
- Jeszcze zobaczymy. – Demon odpowiedział jej tajemniczym uśmiechem, po czym para zatopiła się w namiętnym pocałunku.

~*~ 

           Ciszę przerwał dźwięk komórki. Dean skrzywił się lekko i chcąc nie chcąc odebrał telefon.
- Ciągle nic się nie poprawiło? - Usłyszał w słuchawce zatroskany głos Bobbiego. Wiedział, że Singer traktował Alysson, jak własną córkę i mimo, że tego nie okazywał, a smutki topił w alkoholu, to bardzo się o nią martwił.
- Nadal bez zmian, a nawet gorzej – odpowiedział bezbarwnym głosem Dean i podszedł do okna. Pustym wzrokiem obserwował beztroskich ludzi spacerujących po szpitalnym parku.
- Cass się nie odzywał? – Zadał kolejne pytanie Singer, lecz odpowiedziała mu wymowna cisza. Bobby zaklął pod nosem i dodał ze złością: - Jeśli Alysson znów przez niego umrze, obiecuję, że osobiście powyrywam pióra z jego skrzydeł.
- Zróbcie z Samem wszystko żeby go wezwać. A jeśli on nie chce nam pomóc, to na pewno zrobią to demony.
- Już o tym rozmawialiśmy, Dean. Nie sprzedasz po raz drugi swojej duszy. Znajdziemy jakiś inny sposób – odpowiedział z naciskiem Bobby. On sam wiele razy myślał o pakcie, jednak wiedział, że Alysson nigdy by mu tego nie wybaczyła.
- Nie pozwolę jej umrzeć, nawet gdybym miał znów trafić do piekła – uciął rozmowę Dean i bez słowa pożegnania, rozłączył się. Ze złością zacisnął telefon w pięści i oparł dłonie o parapet. Przymknął oczy i otwartą ręką uderzył w ścianę.

~*~

           Uchyliła delikatnie powieki i skrzywiła się z bólu. Wzięła głęboki oddech i poczuła jak złamane żebra zrastają się powoli i nieprzyjemnie. Ignorując cierpienie, rozejrzała się po sali szpitalnej.
- Dean – powiedziała cicho na widok chłopaka, stojącego przodem do okna. Winchester na dźwięk jej głosu podskoczył lekko i natychmiast się odwrócił. Niemal jednym krokiem pokonał dystans dzielący go od łóżka i przysiadł na brzegu krzesła, chwytając Alysson za rękę. Na jego twarzy wymalowana była nie tylko troska, ale także ogromna ulga i radość.
- Jak się czujesz, Alysson? – Zapytał i pogładził ją po bladym policzku.
- Jakby przejechał po mnie walec – odpowiedziała słabym głosem i zmusiła się na delikatny uśmiech żeby go uspokoić. – Jakim cudem znalazłam się w szpitalu?
- Balthazar cię uratował – powiedział Dean i kręcąc głową, dodał z poczuciem winy: - Nie powinienem był pozwolić ci zostać samej w motelu. Gdybym zabrał cię do Campbellów nic by ci się nie stało.
- Przestań, Dean. To nie była twoja wina. Prędzej czy później Crowley i tak by mnie dopadł.
- Prawie przeze mnie zginęłaś... Znowu – powiedział Winchester, zaciskając dłonie na brzegu białej kołdry. Miał straszne wyrzuty sumienia i to nie tylko, dlatego, że zostawił Alysson samą, ale także przez wszystkie słowa i czyny, jakimi kiedykolwiek ją zranił. Przez te kilka dni, kiedy żył w niepewności, nie wiedząc czy jeszcze kiedyś zobaczy jej uśmiech, roześmiane oczy czy chociażby uroczą zmarszczę na czole, gdy się nad czymś zastanawiała, uświadomił sobie, jak bardzo ją kocha i jak wiele jest w stanie dla niej poświęcić.
- Nie zapominaj, że za pierwszym razem to była tylko i wyłącznie moja decyzja i jestem pewna, że nigdy bym jej nie zmieniła. – Wyciągnęła rękę żeby dotknąć jego policzka, jednak Dean przytrzymał ją i ucałował. – Ani ty ani ja nie jesteśmy święci i popełniamy błędy tak jak każdy. Mam tylko nadzieję, że kiedyś wybaczysz mi moje.

           - Już dawno ci wybaczyłem, Alysson – uśmiechnął się lekko i splótł jej palce ze swoimi. Zawahał się przez chwilę, aż w końcu zebrał się na odwagę i zapytał: - A skoro już mowa o błędach to może wytłumaczysz mi, dlaczego zrobiłaś TO z Samem? Chciałaś się na mnie odegrać, czy coś?
- Tak, chyba głównie o to mi chodziło, ale tak naprawdę nie myślałam wtedy trzeźwo. Byłam rozdarta, bo to było zaraz po tym, jak zobaczyłam cię z Lisą i Benem; chciałam po prostu... - Zaczęła tłumaczyć Alysson, jednak Winchester jej przerwał:
- Zaraz, zaraz. Widziałaś mnie z Lisą i Benem? Kiedy? - Zapytał zaskoczony Dean i zaczął krążyć nerwowo po sali.
- Jak tylko wydostałam się z Czyśćca, pojechałam do Bobbiego żeby powiedział mi, gdzie mogę znaleźć ciebie i Sama. Dał mi adres, pod którym mogłam cię znaleźć, ale poradził mi, że lepiej będzie, jeśli tam nie pojadę. No, ale ja oczywiście go nie posłuchałam...
- I przyjechałaś do Cicero - dokończył za nią Dean, domyślając się, do czego zmierza historia dziewczyny. Alysson pokiwała głową i skrzywiła się lekko z bólu. Zrastające się żebra ciągle dawały jej się we znaki.
- Widziałam, że jesteś szczęśliwy, mając wreszcie prawdziwą rodzinę i nie chciałam tego niszczyć, dlatego odjechałam bez słowa - dokończyła i przymknęła oczy, opierając głowę o poduszkę. Spod jej rzęs wypłynęła łza, zostawiając po sobie mokrą ścieżkę na jej bladym policzku.
- Ty, Sam i Bobby jesteście moją rodziną i nic tego nie zmieni - powiedział Winchester i ponownie usiadł przy łóżku Alysson. Pochylił się nad nią i pocałował ją najpierw w czoło, potem w oba policzki, a dopiero na końcu w usta.
- Kocham Cię, Dean – powiedziała i uniosła głowę żeby go pocałować.
- Wiem – odpowiedział Winchester, na co Alysson zaśmiała się cicho. – Na pewno jesteś wyczerpana. Prześpij się trochę.
- Ok, ale pod warunkiem, że ty też pójdziesz odpocząć, bo wyglądasz naprawdę okropnie – obdarowała go szerokim uśmiechem, który tak bardzo w niej uwielbiał.

~*~

           Ordynator oddziału intensywnej terapii ze zdumieniem przeglądał najnowsze wyniki badań swojej pacjentki. Nie mógł pojąć jak to możliwe, że kobieta, której nawet najbardziej doświadczeni lekarze szpitala nie dawali żadnych szans na przeżycie, w jednej chwili wyzdrowiała. Wyglądało na to, że dziewczyna, jakimś cudem, była całkowicie zdrowa.
- Nie wiem jak to możliwe, ale pani badania są w normie. Nawet EKG nie wykryło żadnych nieprawidłowości w pracy serca – powiedział doktor, zapisując coś w kartotece.
- Więc mnie wypisujecie? – Zapytała z nadzieją Alysson. Miała już dosyć bezczynnego leżenia w szpitalu. Przecież mogła w tym czasie zrobić tak wiele pożytecznych rzeczy, jak np. odzyskanie duszy Sama z rąk Crowley’a.
- Przykro mi, ale jeszcze nie dzisiaj. Musimy zostawić panią na kilka dni na obserwację. A teraz proszę odpoczywać – odparł ordynator i wyszedł z sali, wkładając białą teczkę pod pachę. Alysson jęknęła cicho i opadła bezradnie na poduszki. Musiała przyznać, że jedyną rzeczą, jaką naprawdę nienawidziła była bezradność.

7 komentarzy:

  1. Wreszcie Alysson się obudziła, nasze gołąbeczki mogą znów się widzieć. Ciekawe, dlaczego Cas się nie odezwał. Jest zajęty, nie mógł jej pomóc, czy nie chciał słuchać komentarzy wściekłego Deana? Cóż, gdyby nie Amy, Crawford zrobiłby chyba wszystko, żeby Alysson umarła. Aby czekać, aż dziewczyna dojdzie do pełni sił i wszystko będzie okej. Fajny rozdział, już czekam na następny ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeny, miałam przez chwilę wrażenie, że Dean przywali temu lekarzowi. Ale na szczęście do rękoczynów niedoszło, bo może wtedy Dean wpadłby w kłopoty-kolejne. O nie… Mam nadzieję, że ta demoniczna kupa nic biednej Alysson nie zrobi. Mam nadzieję, że Dean nie sprzeda swojej duszy po raz drugi – Alysson jakby się o tym dowiedziała to by chyba Winchestera ukatrupiła na miejscu. Obudziła się… Całe szczęście, choć jestem ciekawa czy ktoś jej pomógł. Słodka scena przy szpitalnym łóżku. Dobrze, że wszystko sobie wybaczyli i powiedzieli. Czekam na ciąg dalszy. Jednocześnie informuję, że na losy-lowcow w końcu pojawił się kolejny rozdział. Pozdrawiam i zapraszam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owszem wszystko sobie wytłumaczyli i wybaczyli, ale mogę zdradzić, że to nie koniec ich problemów i do happy endu jeszcze daleko.

      Usuń
    2. Problemy to oni mają we krwi - i to problemy różnego rodzaju. fajnie, że nie mają łatwo - choć to głupio brzmi hehe, ale coś się ciągle dzieje.
      Pozdrawiam

      Usuń
  3. A jaaa to bym chciała widzieć, jak Dean przywala doktorkowi, a co! ;D Ale fajnie wszystko opisałaś. Dean choć jest twardzielem, i jak to kiedyś Charlotte z bloga enter-night, określiła facetem z gatunku mężczyzna, to jest też uroczy i słodki i opiekuńczy i... no gdyby Cass mu się podwinął pod rękę to pewnie mógłby nieźle od niego oberwać. Swoją drogą Castiel nie ma wyczucia, o nie. Ale dobrze, że Aly się obudziła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak, Castiel nie ma wyczucia, ale dlaczego, to wyjaśni się wkrótce:)

      Usuń
  4. Chciałam poinformować, że pojawił się nowy rozdział na http://sacrifice-everything.blogspot.com/ Zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń